sobota, 3 maja 2014

~3~

Jak zwykle zgadzam się na coś, a potem zaczynam tego żałować. Po co ja się zgodziłam na spotkanie z Simonem? Nie jestem materiałem na dziewczynę. Nie lubię nikogo okłamywać, a jeśli się zakocham, stanę się słabsza. Dosyć osób mnie szuka i próbuję zabić albo prosić abym dołączyła do Łowców. Ja tego kategorycznie nie chcę. Wiedzą gdzie mieszkam, ale na szczęście nie mają mojego dokładnego adresu i nie wiedzą jak wyglądam. Może czas zaryzykować? Niestety nie chcę go narażać czy może bardziej martwię się o siebie? Simon może uciec kiedy dowie się o moich zdolnościach albo tylko zakochać się we mnie z powodu panowania nad żywiołami. Może najlepiej dać sobie szansę i nie martwić się o nic. Po prostu ukryję przed nim moje talenty, a wtedy łowcy mnie nie znajdą.Wyszłam z domu dokładnie go zamykając, później  jeszcze brama. Nie powiem miałam niezły kawałek do miasta, ale nie chciałam się zastanawiać co dzieję się z moim motorem podczas spotkania. Spóźniłam się jakieś 10 minut na spotkanie, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. W końcu my kobiety mamy do tego prawo.

-Już myślałem, że nie przyjdziesz-powiedział wstając z ławki.
-Też się zastanawiałam się nad tą opcją-stwierdziłam szczerze.
-Sądzisz, że nie jestem wystarczająco dobry dla takiej dziewczyny jak ty?-zapytał.
-Tego nie powiedziałam. Z innych powodów i nie próbuj nawet zgadywać, bo uwierz mi nie uda ci się.
-Dobrze. Wolałbym po  prostu z tobą porozmawiać aby cię lepiej poznać-powiedział i posłał mi swój uroczy uśmiech.

Zaczęło się przesłuchanie. Pytał mnie o różne rzeczy w sumie nic nadzwyczajnego, a czułam się dziwnie. Zresztą ja też zadawałam mu wiele pytań. Sądzę, że powierzchownie poznałam go, ale czułam, że coś prze de mną ukrywa. Wolałam nie drążyć tematu. Zastawiałam się też, dlaczego tamci chłopcy się go tak bali. W niektórych momentach sam mnie przerażał, ale wiedziałam, że jeśli będzie trzeba dam radę się obronić. Teraz wiedziałam, że muszę złożyć papiery do akademii policyjnej. Muszę bronić słabszych takie jest moje przeznaczenie od urodzenia. Wszechmogąca została do tego stworzona.

-Słuchasz mnie?-zapytałam.
-Co mówiłeś?-zapytałam wyrywając się z moich myśli.
-Nie słuchałaś mnie. Nie ładnie.-powiedział i pokręcił głową.
-Zamyśliłam się.
-To o czym tak zawzięcie myślałaś?-zapytał po dłuższej chwili.
-Ehhhh.... O mojej przyszłości.
-A jestem w nią wpisany?-zdziwił mnie tym pytaniem, sama nie wiedziałam co mam mu na to odpowiedzieć.
-Nie wiem jeszcze. Może kiedyś-odpowiedziałam przekornie.
-Ja już wiem czy będziesz w mojej przyszłości. Bynajmniej jeśli jesteś naprawdę taka jak teraz.
-Posądzasz mnie o to, że udaję?-zapytałam unosząc brwi.
-Nie tylko dziwi mnie fakt, że taka dziewczyna jak ty ładna, zgrabna, zabawna i urocza nie ma chłopaka. Bo nie masz prawda?
-Nie. Ty mi to nie słódź swoimi ładnymi słówkami, bo wiem, że coś prze de mną ukrywasz.-speszył się widziałam to po jego minie.
-Ja nic szczególnego-powiedział jakby ... zakłopotany.
-Nie wcale. To czemu stałeś się nerwowy.
-Jedyne co przed tobą staram się ukryć to to, że mi się bardzo podobasz.-powiedział i spojrzał się tak głęboko w moje oczy, że czułam się przeźroczysta.
-Nie patrz się tak na mnie, bo czuję się przeźroczysta-powiedziałam odwracając pospiesznie wzrok. Przez tyle lat nauczyłam się zmuszać do rzeczy, których wcale nie chcę w tym momencie nie chciałam odwracać wzroku. Jednak to wszystko działo się za szybko.-Gdzie jesteśmy?-zapytałam podnosząc wzrok. Byłam na jakimś ranczu gdzie chcieli oswoić jakiegoś konia.
-Na ranczu mojego wujka, który mnie wychowuję. Wuju!-krzyknął.
-O Simone dobrze, że jesteś. Nie możemy go okiełznać. -powiedział, a potem spojrzał na mnie-To jest pewnie Katherine o której tak dużo nam opowiadałeś.
-Wujku-rzucił i uciszył go spojrzeniem. Ja się tylko uśmiechnęłam.
-Jestem Jack.
-Katherine, miło mi.
-Simon zrobisz coś z tym koniem. Zaraz padok nam rozniesie.
-Mogłabym? Kiedyś też miałam taki przypadek.-powiedziałam.
-Hodujesz konie?-zapytał chłopak.
-Kiedyś hodowałam, ale kiedy babcia zaczęła mieć mniej siły przestaliśmy.
-Jesteś pewna?-zapytał Simon.
-Tak.

Spojrzałam na zestresowane zwierzę, które biegało w kółko na padoku. Ten kary ogier był taki piękny i dziki, ale widać było po nim, że jest w sile zdrowia. Przeszłam pewnie przez ogrodzenie. Wiedziałam, że dzięki magii ziemi będę mogła się z nim porozumień. Koń spojrzał się na mnie. Wiedziałam, że w moich oczach i zachowaniu nie może zobaczyć strachu. Stanęłam pewnie i patrzyłam w jego ciemne jak noc oczy. Nie mogłam wykonywać energicznych ruchów, bo by się spłoszył. "Spokojnie" mówiłam w myślach. Zrobiłam krok do przodu, a on wciąż stał bez ruchu i patrzył się na mnie. Słyszałam bicie jego serca. Uderzało tak szybko, że zastanawiałam się czy to biedne zwierzę nie dostanie zaraz zawału. Kolejny krok teraz znacznie większy. Znowu brak reakcji u zwierzęcia postanowiłam postawić kilka kolejnych. Powoli wyciągnęłam rękę aby go dotknąć, ale zostawiłam mu metr aby to on postanowił co zamierza zrobić.

-Spokojnie, już dobrze-szepnęłam. Po tych słowach stał się cud. Czarny wierzchowiec podszedł do mnie i oparł głowę o moją dłoń.-Dobry konik.-dotknęłam czołem jego głowy na wysokości oczu i pogłaskałam po szyj.

Czułam, że jego mięśnie się rozluźniają i robi się znacznie spokojniejszy. Jego serce znacznie spowolniło i zaczęło równomiernie uderzać. Głaskałam go ciągle widziałam, że czuję się lepiej.

-Jesteś piękny-szepnęłam. Odsunęłam się powoli. Ujrzałam wiszącą nie opodal uzdę i podeszłam pewnie do zwierzęcia, które podążało za mną.-Spokojnie-on tylko pochylił głowę jakby wiedział co robić, a ja mogłam wsunąć mu z łatwością uzdę. Następnie zapięłam lejce. Kiedy podeszłam aby wziąć siodło.
-Nie rób tego-powiedział Simon.
-Spokojnie, wiem co robię. Nie martw się-powiedziałam z pełnym opanowaniem.-wróciłam do konia i osiodłam go. Później przyłożyłam ponownie czoło do miejsca pomiędzy oczami-Pokażemy im co potrafisz?-szepnęłam, a on tylko w odpowiedzi prychnął.

Włożyłam ostrożnie jedną stopę w strzemię, wybiłam się drugą nogą i po chwili byłam na odpowiednim miejscu. Z tej perspektywy wszystko wyglądało lepiej. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam z siebie dumna, a raczej z tego pięknego konia, który wiedział, że nie ma się czego obawiać. Zluźniłam lejce i lekko nimi potrząsnęłam, a on ruszył. Powoli stepem, a ja poczułam się znacznie pewniej. Wiedziałam, że się nie boi czułam to. Przyspieszyłam do kłusa. Wiedziałam, że wie co robić reagował na moje bodźce jakimi nakazywałam mu skręcać. Teraz galop. Poczułam się cudownie. Zapomniałam już jaką radość sprawiało mi ujeżdżanie.

-Pokażemy im co potrafisz?-powiedziałam i zerknęłam na ogrodzenie. On znowu prychnął w odpowiedzi.
-Nie zrobisz tego-powiedział Jack, kiedy obok niego przejeżdżałam.
-Uwierz mi zrobi.-odpowiedział mu Simon.

Skręciłam i dałam mu pole do popisu. Przed samą przeszkodą złapałam się lepiej lejcy i przechyliłam tak aby nie spaść. Byłam gotowa on też. Sama nie wiem skąd to wiedziałam. Po prostu byłam tego pewna i już. Po chwili było po wszystkim, a ja bezpiecznie zwolniłam, zatrzymałam się przy moich obserwatorach, których zdążyło się zebrać kilkunastu i zgrabnie zsiadłam z wierzchowca.

-Wow.-powiedział Simon podchodząc do mnie.
-To nic takiego.
-Uwierz mi wyglądało to jakbyś rzuciła na niego jakiś czar.
-Nic takiego nie zrobiłam, przyrzekam-powiedział i poklepałam grzeczne zwierzę po szyj. On tylko pochylił ku mnie głowę aby otrzymać więcej pieszczot.
-Mogę spróbować się na nim przejechać?-zapytał.
-Tak-niestety kiedy próbował do na niego wsiąść nie udało mu się, ponieważ czarny ogier przypuścił szarże. Złapałam szybko go za lejce i uspokoiłam. Jednak za każdym razem reakcja była taka sama.
-Widocznie nikt po za tobą nie będzie mógł na nim jeździć.-stwierdził Jack pojawiając się znikąd.
-Może potrzebuje czasu.-powiedziałam.
-Widziałem takie przypadki i wiem, że nikomu innemu nie da się dosiąść. Nie mogę nic innego zrobić tylko ci go oddać. My nie będziemy mieli z niego żadnego pożytku.
-Nie mogę przyjąć takiego prezentu.
-Musisz i nie masz wyjścia, bo inaczej sami ci go pod dom podrzucimy.
-Nie mogę-powiedziałam.
-Bierz i nie marudź-powiedział Jack i odszedł nie dając mi tym czasu na sprzeciw. Stałam jak wryta nie wiedziałam co mam zrobić. Przecież nie pozwolę mu umrzeć z głodu.
-Nazwę cię Diablo.-powiedziałam do karego zwierzęcia. Spojrzałam na niebo na którym widać było gwiazdy, a księżyc był już wysoko.-Powinnam wracać-zwróciłam się do Simona.
-Dobrze. Wezmę przyczepę i cię odwiozę.
-Nie trzeba-uśmiechnęłam się do niego nie pewnie-Pojadę na moim nowym nabytku-poklepałam Diabla po szyi.
-A jak ci się coś stanie?-zapytał z troską.
-Nic mi nie będzie. Umiem o siebie zadbać. Zresztą znam skrót. Będę w domu za maks dziesięć minut.
-Nie będę się kłócił. Pa-powiedział i dał mi na pożegnanie buziaka w policzek.

Zdziwiłam się jego zachowaniem. Potrzebowałam chwili aby dojść do siebie. W następnym momencie znalazłam się w siodle i skierowałam się prosto do lasu.


Obserwatorzy