piątek, 8 sierpnia 2014

~13~

Cały ten dzień był żenujący i okropny. Ciągle znajdowałam nowe pytania i żadnych odpowiedzi. Zasnęłam szybciej niż myślałam, a po kolacji zdążyłam się tylko rozpakować i umyć. Potem w moim umyśle nie było miejsca na nic innego po za snem.


Po przebudzeniu sięgnęłam po gumkę do włosów leżącą na szafce nocnej. Poszłam do łazienki gdzie umyłam zęby. Wróciłam do pokoju wyjęłam szarą bluzkę i dresy tego samego koloru oraz niebieskie trampki. Musiałam pobyć sama, najlepszym sposobem na wymknięcie się było bieganie. Od zawsze ta metoda działała. Z szuflady wyjęła naramienny pokrowiec na nóż. Wiedziałam, że w tym mieście roi się od Łowców i to nie takich przeciętnych. Tu są wszyscy wybitni. Jak ja mam sobie z tym wszystkim dać radę. Coraz więcej pytań i problemów, a nie widzę żadnego rozwiązania to wszystko jest jakieś pokręcone. Ale czy życie kiedyś było proste?

Trzeba się teraz jakoś stąd wymknąć do lasu, ale raczej nie ma ma stąd łatwego wyjścia. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu była szósta. Że co? Ja nigdy tak wcześnie nie wstawałam. Wzruszyłam ramionami i wyszłam przez starą furtkę. Wreszcie wolność. Żadnych ograniczeń. Szybko złapałam mój ulubiony rytm biegania, a kroki rytmicznie pobudzały kolejne komórki mojego ciała do życia. Nie wiem ile czasu minęło od kiedy wyszłam, ale kiedy wróciłam w Fewius budziło się życie. Wemknęłam się po cichu na jego teren nie zwracaj na siebie najmniejszej uwagi. Przemknęłam do pokoju jak duch. Kiedy nacisnęłam klamkę usłyszałam ciche kaszlnięcie za sobą.

-Czemu mi nie powiedziałaś, że idziesz biegać?-zapytał Timothy.
-Bo chciałam pomyśleć, a czy ja ci się muszę ze wszystkiego tłumaczyć?-oczywiście, że nie muszę nie ma na de mną najmniejszej władzy.
-Nie-odpowiedział smutno.

Bez słowa weszłam do pomieszczenia. W swoim pokoju wzięłam prysznic i szybko ubrałam się w brązowe rurki, beżowe wysokie szpilki, białą koszulkę i kremowy żakiet do tego spakowałam torbę. Miałam w niej piórnik pamiętniki Dafne i zeszyt w którym mogłam notować wszystkie rzeczy. Do kieszeni od spodni wcisnęłam telefon. W razie czego wzięłam portfel i dokumenty, a do szlufki ponownie przypięłam sztylet. Omiotłam wzrokiem pokój i stwierdziłam, że jestem gotowa do wyjścia. Zarzuciłam torbę na ramię, a po chwili zamknęłam dokładnie pokój. Zeszłam na dół i znowu natknęłam się na jadalnie gdzie wszystkie miejsca prócz mojego były zajęte. Po za tym znaczna większość była w pidżamach. Jej czy ci ludzie życia nie mają. Podążyłam na moje miejsce i powoli usiadłam.

-Witaj Dziadku-powiedziałam zabierając dwie bułki i kilka plasterków wędliny z najbliższego talerza.
-Dzień dobry. Możesz mi powiedzieć jakim prawem biegasz rano po lesie?! Tam jest pełno Łowców!-podniósł ton. O nie tak to nie będzie. Wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia. -Dokąd to!-powiedział, a potężna strumień wody zagrodził mi drogę.
-Wyzywasz mnie na pojedynek Maurycy?-powiedziałam z istną kpiną-Chyba nie chcesz się ośmieszyć-strumień zmienił się w małe odłamki lodu.
-Nie masz do mnie szacunku, a jesteś pod moim dachem.
-Przepraszam bardzo, a ty masz do mnie szacunek. Traktujesz mnie jak dziecko. Myślisz, że możesz na mnie wrzeszczeć z powodu tego, że jesteś genetycznie ze mną spokrewniony. Nie dziwię się, że Dafne wyjechała nie chciała być z takim gburem jak ty. To moje życie mam prawo robić co chcę. Mogę równie dobrze iść teraz do Krein i wyzwać na pojedynek ich przywódce, a ty nie masz prawa mi zabronić.
-Charakterek to ty z pewnością masz po niej-warknął.
-Wiem i jestem z tego dumna.
-Może tego nie rozumiesz, ale ja się o ciebie martwię i nie chcę aby moją wnuczkę spotkało coś złego. Dopiero co cię poznałem, a mogę cię utracić. Ty chyba nie wiesz ile twoja babcia dla mnie znaczyła. To cię oświecę była dla mnie wszystkim. Przy niej pieniądze nie miały znaczenia i nasze mocy też, mogłem być sobą. Po za tym nie uciekła od de mnie tylko była przywódczynią innego zrzeszenia magów panowała nad Serisem, a ja nie mogłem od tak zostawić Fewius-w mojej głowie pojawił się pomysł. Te klucze może są od tamtego domu. Wybiegłam z sali i popędziłam czym prędzej do pokoju po szkatułkę.Kiedy ją tylko wzięłam do ręki wybiegłam i podążyłam z powrotem do sali pełnej magów. Wyjęłam pęk kluczy.
-To są kluczę do Seris?-zapytałam.
-Tak.
-Kiedy je znalazłaś?
-Jak sprzątałam jej pokój-uśmiechnął się.
-No to teraz mamy znaczną przewagę nad Łowcami. W tym domu znajduję się Felion-wszyscy zaczęli bić brawa, a ja nie wiedziałam o co chodzi- również tam znajduję się Larsus-teraz rozpoczęły się wiwaty, a ja patrzyłam na nich zdezorientowana. Kiedy wreszcie ucichło.
-Czy ja powinnam coś wiedzieć?
-Dowiesz się kiedy będziesz gotowa. Muszę teraz pomyśleć. Timothy zabierz ją na zwiedzenie miasta czy coś-on wstał jak dobrze wytresowany piesek. Jej czy on zawsze się tak jego słucha.
-Nie mam ochoty-powiedziałam wpatrując się w nich lodowato-Macie tu bibliotekę może ona mi w czymś pomoże, bo ty dziadku jesteś beznadziejnym źródłem wiedzy-powiedziałam wywracając oczami. Mały chłopczyk, któremu wczoraj nalałam wodę wstał z miejsca i podszedł do mnie.
-Zaprowadzę cię. Jestem Derek-powiedział. Wyglądał na trzy może cztery latka, a już chodził i biegle mówił po angielsku. Zdumiewające ile taki mały człowiek może się nauczyć.
-Moje imię znasz. Derek może chcesz darmowy transport-powiedziałam wyciągając do niego ręce. On nic nie odpowiedział tylko wpadł mi w objęcia, a ja podniosłam go do góry. Spojrzałam na dziadka-Maurycy nawet dziecko wie, że lepiej mnie mieć za sprzymierzeńca niż za wroga-odwróciłam się i wyszłam. Pozwoliłam się mu prowadzić-Rodzice nie będą na ciebie wściekli, że poszedłeś ze mną?
-Nie. Oni są zdziwieni i stwierdzili, że jesteś dobra-jakie to dziecko jest słodkie. Pozwoliłam mu siebie prowadzić do drzwi od pomieszczenia zwanego biblioteką.
-Chcesz ze mną zostać czy wracasz do rodziców?-zapytałam.
-Pójdę ich powiadomić, że mogą jechać na swoje zakupy, a ty się mną zajmiesz prawda-powiedział i się do mnie przytulił.
-Jasne. Idź tylko powoli, bo nie chcę potem bawić się w pielęgniarkę-powiedziałam i postawiłam go na ziemi. Kiedy wyszedł usłyszałam za sobą szelest. Odwróciłam się gwałtownie-Timothy! Nie skradaj się do mnie-powiedziałam. Przekładając torbę przez ramię i rzucając na kanapę.
-Wiesz ile chłopaków chciało by aby taka dziewczyna jak ty bawiła się dla nich w pielęgniarkę-powiedział uśmiechając się.
-Oj masz brudne myśli-stwierdziłam. Odwracając się z powrotem do niego. Na co on tylko spojrzał się na mnie ponętnie, a ja się uśmiechnęłam.
-Pewnie nie tylko ja jeden.
-Pewnie nie-odpowiedziałam chociaż wcale tak nie myślałam.
-I ta skromność-podszedł do mnie bliżej. To się robi coraz dziwniejsze. No, ale cóż to co jest w Meksyku tam zostaję, a to co jest w USA jest teraźniejszością.
-Cóż....
-Cóż-złapał mnie za rękę.
-Nie powinieneś być tak posłuszny Maurycemu-dodałam.
-Wiem. Dla ciebie mogę to zmienić-pomniejszył odległość między nami. Zaczął się do mnie zbliżać.
-Timothy nie całuj mnie.
-Dlaczego?-spytał odskakując od de mnie zmieszany.
-Derek wraca-odpowiedziałam.
-Przejmujesz się dzieckiem?
-Tak. Maurycy jeszcze dostał by większej obsesji i co wtedy-powiedziałam.

Resztę dnia spędziłam na szperaniu w bibliotece i opiekowaniu się małym Derkiem. Ten mały chłopczyk był grzeczny, że prawie nie zauważałam jego obecności. Rozumiał o wiele więcej niż inni w jego wieku, a umiejętnościami bycia magiem ziemi przewyższał wielu. Wcale nie zachowywał się jak trzy latek. Wzięłam kilka książek i zeszyt. To wszystko było jakieś pokręcone. Każda odpowiedź prowadziła za sobą labirynt nieporozumień. Zaczęłam czytać i zapisywać w skrócie ważne informacje. Po kilku godzinach miałam dość. Mój mózg pulsował od nakładu wiedzy, ale dowiedziałam się chociaż co to jest Felion i Larsus. Taki postęp to już coś. Odłożyłam na chwilę książki i patrzyłam pustym wzrokiem w regał. W końcu na jednej z ksiąg ujrzałam znak, który już wcześniej widziałam. Tylko gdzie? Mój mózg przekopywał moje wspomnienia. Doznałam olśnienia. W pokoju gdzie niegdyś mieszkała moja babcia wisiał medalion z wyrytym tym samym kształtem. Wstałam i przesunęłam drabinę. Ciekawe co teraz odkryję? Może nasuną się kolejne pytania, a może znajdę odpowiedzi na nie dające mi spokoju i krzątające się po moim umyśle zdania zakończone znakiem zapytania. Stawiałam uważnie stopę za stopą uważając na ustawienie moich butów. Nie mogłam teraz z niej spaść, ponieważ na razie moje odkrycie musi zostać w tajemnicy. Sama nie wiem dlaczego, ale dopóki nie poznam całej historii między Dafne i Maurycym nie mam zamiaru mu zaufać. Ten człowiek jest zbyt tajemniczy abym mogła mu tak po prostu zaufać. Po za tym zachowuję się jakby miał na de mną władzę,a wcale jej nie ma.


Tak wiem, że nie dodałam na czas wpisu, ale ostatnio jestem zdezorganizowana.

Obserwatorzy