To było nieprawdopodobne z jaką łatwością przychodziło mi opanowywanie nowych umiejętności. Może taki mój los.
Rano, gdy się obudziłam, nie mogłam się ruszyć. To było dziwne. Sean oplótł mnie ciałem tak, że wykonanie najmniejszego ruchu było niemożliwe. Jednak nie maiłam serca go budzić, wyglądał tak bezbronnie i słodko. Niestety czym prędzej odsunęłam od siebie tą myśl, ponieważ w głowie pojawił się Simon. To z nim połączyła mnie cienka nić elektrycznego uczucia, którego nawet nie potrafiłam nazwać, a co gorsza zrozumieć. Od jego pojawianie się w moim życiu zapanował chaos nie tylko z powodu ciągłej presji ratowania świata, ale z powodu tej jednej osoby w moim życiu. Kompletnie nie umiem tego zrozumieć.
Słońce wpełzało powoli do pokoju otulając wszystko swoim blaskiem. Wiedziałam, że pora się zbierać, nie miałam siły się podnieść. Muszę wracać, ale świadomość o jeszcze jednym bezproblemowym dniu była dla mnie jak deszcz po suszy.
*Elizabeth*
Wszystko stanęło w płomieniach, dwa razy bardziej intensywnych niż przed wybuchem. Jednak nie był dla mnie ważny ten cholerny budynek. Tam gdzieś była moja przyjaciółka, wiem to. Nie mogła tak po prostu, zginąć. Przecież to wszystko nie może się tak skończyć. Co z przepowiednią? Co z naszymi planami i zmianami jakie już zaczęła na świecie wprowadzać Kate? Przecież uruchomienie run na pewno niesie za sobą jakieś konsekwencje w tym pokręconym życiu magów, łowców i
innych potworów, które nie dały jeszcze o sobie znać. Jednak mam dziwne przeczucie, że niedługo nastanie kompletnie inna era z innymi wrogami, a jeśli Wszechmogąca zniknie z powierzchni świata, nie damy rady. Nie mogłam stać bezczynnie w miejscu. Mój pomysł był bezsensowny bez magii nie miałam szans przeżyć w płomieniach, nawet z nią miałam rychłe możliwości. Niestety to mnie nie powstrzymało. Tam gdzieś mogli być jeszcze żywi moi przyjaciele. Wyrwałam się do przodu i kiedy już od zniszczonego budynku dzieliło mnie kilka metrów złapały mnie silne ramiona Tima.
-Puść mnie!-krzyczałam, jednocześnie szamocząc się z nim.
-Nie!-powiedział zamykając mnie w żelaznym uścisku. Jezus, jaki on jest irytujący!
-Puść, oni gdzieś tam są!
-I prawdopodobnie nie żyją! Praktycznie żaden mag ognia nie przeżyłby eksplozji.
-Kate jest Wszechmogącą zapomniałeś!-wykrzykiwałam słowa, które nawet mnie samej nie przekonywały.
-Eli, nie możesz tam wejść. Rozumiesz? W każdej chwili coś może runąć, a ty zginiesz. Nawet jeśli ona tam gdzieś jest nie chciałaby żebyś się tak dla niej narażała-wiedziałam, że ma rację. I wiem też, że Simons weszła by tam bez niczyjego pozwolenia i nie zwracałaby uwagi na niebezpieczeństwo. Niestety ja nie jestem nią.
-Dobra, puść mnie już-zwolnił uścisk.
-Pamiętaj nie rób nic głupiego-powiedział i odszedł.
Fala słabości przybrała na sile. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Wiedziałam, że wina leży tylko u jednej osoby, a mianowicie u Dafne. Nienawidzę tej kobiety. Nim się zorientowałam co zamierzam rzuciłam się na nią z pięściami, powalając ją pierwszym ciosem. Byłam jak w transie.
-Dumna jesteś z siebie!
-Kim ty w ogóle jesteś?-odpowiedziała chwiejnie wstając. Rozcięłam jej brew.
-W tym momencie to nieistotne. Przez ciebie Kate tam weszła. Jak mogłaś na to pozwolić?! Jesteś..-pięści same zaciskały mi się do zadania kolejnego ciosu.
-Nie będę jej rozkazywać jest dorosła!-nie wytrzymałam i zadałam jej kolejny cios, którego kompletnie się nie spodziewała. Kiedy ledwo stała na nogach Złapałam ją za szyję i podniosłam jej twarz tak żebym mogła patrzeć jej prosto w oczy.
-Nie przerywaj mi jak mówię!-zagrzmiałam-Taka suka jak ty nie powinna mieć takiej wspaniałej wnuczki. Gdybyś się nie pojawiła w jej życiu ponownie wszystkim było by znacznie wygodniej! Znowu łamiesz jej serce i wciągasz w te swoje żałosne gierki. Ona ma ważniejsze sprawy na głowie niż twoje marne pobudki!-puściłam ją.
Byłam wściekła jak nigdy. Miałam dość dzisiejszego dnia. Nie chciałam już z nikim rozmawiać. Poszłam na skraj polany i oparłam się o pień wielkiego drzewa. Już nie mogłam dużej powstrzymywać fali smutku. Z moich oczu zaczęły wypływać hektolitry łez. Moja pierwsza
przyjaciółka zginęła albo z trudem walczy o życie. Przy niej nigdy nie zwracałam uwagi na niebezpieczeństwo związane z ratowaniem świata. Miałam z kim porozmawiać o problemach, a teraz znowu zostanę z tym wszystkim sama. Nienawidzę tej bezsilności. To jest chyba najgorsze co może być. Do tego Sean, nie wiem dlaczego, ale myśli o nim ciągle do mnie powracają. W tym chłopaku jest coś co mnie zainteresowało. Był przy mnie kiedy było mi trudno, jednak on chyba woli Kate. Czym ja mogę się równać przy tak utalentowanej dziewczynie? Niczym. Teraz nawet zabrali mi moją powłokę, która dawała mi margines bezpieczeństwa. Nie miałam pojęcia do jakiej społeczności teraz należę i jak się uporać ze zmianami. Nie posiadałam żadnego oparcia. Moi rodzice od zawsze mieli na względzie własne dobro, a jeśli Kate się coś stało nie pozostał mi już nikt z kim mogłabym szczerze porozmawiać. Mój wewnętrzny monolog przerwało kompletne zawalenie się budynku, który dla wielu był domem. Wszyscy zgromadzeni na polanie przed domem umilkli i tak minęła cała noc, a po Kate ani śladu. Nad ranem udało mi się usnąć. Niestety nie na długo, a po drzemce byłam jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. Nic nie nabierało sensu.
Siedziałam chyba kilka godzin nic nie robiąc. Wszystko wydawało mi się kompletnie nieznaczące. Jednak wraz z uruchomieniem run, Kate otworzyła nową moc, którą zapieczętowano kilkaset ten budynek przez co zaczął się odbudowywać. To była jedna z najpiękniejszych rzeczy jaką widziałam. Nawet prywatne książki i rzeczy w najmniejszych drobiazgach zostały odtworzone. Nie wierzyłam własnym oczom, jednak to był tylko początek dobrych wieści. Kiedy wszyscy przyglądali się onieśmielającemu widoku. Przed budynkiem znikąd pojawiła się Simons z Davisem. Na ułamek sekundy zawisnęli w powietrzu by po chwili wpaść z impetem do jednego z basenów. Oczywiście Wszechmogąca jak zwykle się wyratowała.
-Muszę popracować nad lądowaniem-stwierdziła, patrząc z rozbawieniem na mokrego chłopaka.
-Kate, ty żyjesz!-pisnęłam. Nie mogłam powstrzymać łez ulgi.
-Widocznie Łowcy muszą się bardziej postarać żeby mnie zabić-odpowiedziała, obejmując mnie-Ale czy ten budynek nie powinien być doszczętnie zniszczony?-zapytała.
-Powinien. To runy go odbudowały z tego co widzę to w każdym najmniejszym szczególe. Nie wiem jak to możliwe, ale zaczyna się kompletnie nowa era magów i ich preferencji magicznych. Wszystko jest możliwe. Ale jak ty się wydostałaś?
-Kiedy stanęłam w kuchni. Zobaczyłam detonator. Sądziłam, że nic nie mogę już zrobić. Było za późno. Sean mnie złapał za rękę, widziałam z bliska pełznące w moją stronę płomienie, jednak po chwili byłam na kompletnie spokojnej polanie. Jak się okazało Sean odblokował teleportacje. Tylko nie wiem jak szerokie może być jej zastosowania i na razie powinnam zacząć dopracowywać tą umiejętność.
-Tak się cieszę, że żyjesz-dodałam ściskając ją.
-A mnie nikt nie uściśnie?-powiedział Sean podchodząc do nas.
-Nie-odpowiedziałyśmy zgodnie i wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Stary, ja wiem, że teraz są różne trendy ubierania się, ale tak z glonem na głowie chodzić-dołączył się Timothy. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Jak zwykle wszystko się dobrze skończyło. Budynek w idealnym stanie, a Kate i Sean cali i zdrowi. Drużyna znów w komplecie.