*Dwa tygodnie wcześniej*Simon*
To miało być nasze pierwsze spotkanie od bardzo, bardzo dawna. Nie mogłem się doczekać. Kiedy Kate wyjeżdżała zostawiła mi po sobie cichą obietnicę, która kryła pod sobą niezliczone możliwości. Niestety jak zwykle nie miała czasu dla mnie, ale niestety na to nie miałem lekarstwa. Szykowałem nasz piknik na jednej z leśnych polan. Dzisiaj wszystko musiało być idealne. Jednak kiedy nadszedł czas naszego spotkanie, Kate nie przychodziła. W rezultacie spóźniła się pół godziny.
-Cześć-powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Jak zwykle miała na sobie wysokie buty-Przepraszam za spóźnienie, ale mam niezłe urwanie głowy z remontem.
-Hej. Jakim remontem? Może ci pomóc?-zaproponowałem.
-Wszystko idzie zgodnie z planem i mam bardzo dobrą ekipę-znowu coś prze de mną ukrywała.
-Kate?-spojrzałem się na nią z troską.
-Tak?-odpowiedziała kładąc się na kocu.
-Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?
-Wiem, ale czy raz nie możemy zastanawiać się co będzie jutro? Chociaż raz chcę oderwać się od tej szarej rzeczywistości, która mnie otacza.
-Możemy-powiedziałem rozlewając oranżadę. Dzisiaj chciałem aby wszystko było idealne, abyśmy poczuli się chociaż przez chwilę jak normalni ludzie, którzy nie dźwigają na barkach tej całej odpowiedzialności. Pewnie majdan obowiązku łowczego nigdy nie przestanie się za mną ciągnąć, ale jakoś się w końcu od niego uwolnię. Nie będę do końca życia zatruwał egzystencje nic nie winnym ludziom.
-O czym myślisz?-zapytała, wyrywając mnie z wewnętrznego monologu.
-O tym ile jeszcze przed nami do przejścia aby móc normalnie żyć-odpowiedziałem, kładąc moją dłoń na jej. Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, nie wiem czemu, ale gdy tylko widziałem ten wzrok chwytała mnie nim za serce.
Po raz pierwszy od czasu kiedy się poznaliśmy. Zachowywaliśmy się jak zwyczajni młodzi ludzie, którzy są na randce. Nie było żadnych problemów tylko my, zero otaczającego nas świata. Czułem się wolny, bezpieczny i wyzwolony. Nie chciałem żyć już wśród Łowców, ale nie wiedziałem kompletnie jak mam odejść, jedyne co mi przyszło do głowy to ucieczka, ale i tak wcześniej czy później by mnie wytropili. Jednak moje szczęście jak zwykle nie mogło trwać zbyt długo. Caroline musiała coś wymyślić. Weszła do mojego pokoju jak zwykle bez pukania. Brak jakichkolwiek manier z jej strony, nie wiem jak długo wytrzymam z nią pod jednym dachem.
-Więc znowu widziałeś się z Kate?-powiedziała patrząc na mnie z takim wyrzutem, że gdyby był głupcem to uwierzyłbym, że jej na mnie zależy, a nie tylko na pozycji w Piknei.
-To nie twój biznes-odrzekłem-Po za tym wyjdź z mojego pokoju, nie mam ochoty na twoje zdzirowate towarzystwo-może nie powinienem tak jej nazywać, ale jakoś jej nastawienie do mnie zdejmowały wszelkie hamulce mego chamstwa.
-Może, jednak mój. Dowiedziałam się tego i owego-powiedziała, rozsiadając się na moim łóżku. Mimo woli spojrzałem się na nią z uniesionymi brwiami-Wszystkich Łowców w tym domu pewnie zainteresuje fakt, że nasz drogi Simon umawia się z magiem wody-kiedy to mówiła, aż wstrzymałem oddech. Jak ona się niby o tym dowiedziała?! Przecież to nie możliwe.
-Tkniesz ją, a własnoręcznie cię zabiję!-ryknąłem.
-Simon, nie bądź śmieszny. Jedno moje słowo i cały dom będzie na nią polował, a ja nie będę musiała ubrudzić sobie rąk tą szmatą-miałem ochotę ją udusić, jednak wiedziałem, że tego nie mogę zrobić. Jeśli Łowca zabije Łowcę sam jest skazywany na śmierć, kona w męczarniach.
-Czego chcesz?-zapytałem przez zaciśnięte zęby.
-Wreszcie gadasz jak człowiek myślący. Na początek chcę, żebyś z nią zerwał. Najlepiej daj mi telefon-musiałem to zrobić by ją chronić. Rzuciłem jej to piekielne urządzenie, a ona zaczęła pisać.
"Kate, było fajnie, ale już czas to zakończyć. Nie jesteś dla mnie odpowiednia, od mojej dziewczyny oczekuje czegoś innego, ale dziękuje za powiększenie mojej puli zabawek, które się we mnie zakochały. Kolejne zdjęcie do kompletu pustych i łatwych lasek, dla których wystarczy przez chwilę poudawać księcia z bajki i już tracą głowę. Biedna naiwna dziewczynka. Teraz pewnie będziesz próbowała na mnie odegrać, ale daj sobie spokój. Jesteś tylko kolejną pozycją na mojej liście, niczym więcej. Pogódź się z tym i nie rób z siebie jeszcze większej ofiary. Jak będziesz się chciała zabawić to masz mój numer, może uda mi się ciebie czegoś nauczyć."
Kiedy przeczytałem wysłaną wiadomość, wiedziałam, że już niczego nie naprawię. Ona mi już nigdy nie zaufa. Jej bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. Może kiedyś po latach, życie napiszę dla nas szczęśliwy scenariusz gdzie będziemy mogli się cieszyć sobą, ale to pewnie się nie stanie, a wszystko przez jedną podstępną osobę. Nie wiem co mogę w tej sytuacji zrobić, ale nie mogę być wiecznie w szachu trzymanym przez tą zołzę.
-Przejdźmy teraz do kolejnej części umowy...
I tak właśnie się zaczęło. Musiałem robić wszystko co ona chciała, jednak najgorsze były momenty kiedy dochodziło między nami do kontaktu fizycznego. Za każdym razem w takim momencie wyobrażałem sobie, nieosiągalną dla mnie, Kate. Wszystko co między nami było zostało zburzone przez jedną wiadomość tekstową.
Jednak jak widać los był dla mnie łaskawy, bo nadarzyła się dla mnie niepowtarzalna okazja. W Piknei dostaliśmy cynk o magu wody w każdej sekundzie modliłem się żeby to nie byłą Kate. Na miejscu zobaczyłem broniącą dziewczyny Elizabeth wraz z jakimś chłopakiem, który jak ja był magiem ognia. Bez zastanowienia stwierdziłem, że im pomogę. Może to mnie wyrwie z tego miejsca i faktycznie się udało.
*Katherine*
Spałam zdecydowanie za długo. Już dawno powinnam być na nogach i doprowadzać to miejsce do porządku. Na odpoczynek przyjdzie czas, a teraz należy wstać czym prędzej. Jednak co mnie zdziwiło nikogo nie było na piętrze. Pewnie jeszcze śpią po podróży albo po innych wrażeniach dostarczonych dnia poprzedniego, nie miałam im tego za złe, sama pozwoliłam sobie na zbyt długi odpoczynek. Szybkie odświeżenie się po nocy. Jedynym pytaniem jakie kłębiło mi się w głowie było "Gdzie do licha podział się Simon?". Przecież zasnął razem ze mną, a to nie było w jego stylu żeby zostawiać mnie samą. Wyszłam powoli z pokoju zastanawiając się w co jako pierwsze mam 'wsadzić ręce'. Kompletnie nie miałam pojęcia. Na górze było zadziwiająco cicho, gdzie do cholery wszyscy się podziali. Zapukałam do pokoju Eli, żadnej reakcji w pozostałych także. Zeszłam na dół też nikogo nie było. To już się robi podejrzane. Gdzie do cholery wszyscy się podziali?! Spojrzałam na podjazd, nie było samochodów. Konie biegały po padoku, jednak nikogo nie było widać. Zeszłam do podziemi i wreszcie zastałam żywą duszę.
-Gina, gdzie się wszyscy podziali?-spytałam patrząc jak segreguje książki.
-No więc, wszyscy wstali bladym świtem żeby cię odciążyć. Simon z Elizabeth wzięli twój samochód i pojechali do ogrodniczego i jakiegoś budowlanego. Nasza mama wraz z Timem pojechali zamówić sprzęt na siłownie z tego co wiem zamówienie ma być zrealizowane do jutra, więc już niedługo będziemy miel gdzie trenować. Sean z Williamem wzięli twój motocykl i pojechali po rzeczy do kuchni. Nie ma tam żadnych artykułów, które umożliwią im gotowanie-kiedy do mnie mówiła cały czas się uśmiechała-Jedzenie masz na stole w jadalni.
-Czyli ja wam nie jestem potrzebna- w tym momencie nasz dialog przerwała ekipa ze sklepu meblarskiego, która przywiozła resztę mebli. Nim ktokolwiek wrócił, oni złożyli oraz poustawiali wszystkie meble i pojechali.
Wreszcie miałam chwile dla siebie. Skoro tak dobrze sobie radzą to ja mogę chwilę potrenować. Wzięłam z pokoju pas z nożami mojego 'ojca'. Musiałam choć na chwilę nie myśleć o tym ile istnień podczas tej bitwy zostanie narażonych. Ustawiłam kilka drewnianych tarcz i zaczęłam w nie rzucać nożami, czasami ta umiejętność może okazać się niezwykle przydatna. Zdecydowanie muszę podszkolić się w walce wręcz, jednak na to sobie jeszcze poczekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz