czwartek, 17 kwietnia 2014

Prolog

Meksyk, miasto wielu klubów i skąpo ubranych dziewczyn. Sama nie wiem co ja tu robię. Ojciec ciągle gdzieś wyjeżdża, a ja zostaję sama wśród ciągle napalonych mężczyzn. W tym mieście nie łatwo jest spokojnie przejść ulicą, a co dopiero skrywać sekret.

Dzisiaj powinnam być najszczęśliwsza na świecie, ponieważ stałam się pełnoletnia, ale z drugiej strony wcale tak nie jest. Pogrzeb mojej jedynej babci nie jest dobrym doświadczeniem. Stoję ubrana na czarno nad jej grobem. Kiedy idę ulicą ludzie znają moje imię i nazwisko, to że mieszkam na ranczu, ojciec jest wojskowym i świetnie się uczę, ale nic ponad to. Takiej osoby jak mnie nikt nie posądzałby o wielki sekret, który w każdej chwili może wyjść na jaw. Samotność to jedyne wyjście do którego zdążyłam się przyzwyczaić przez te kilkanaście lat. Teraz kiedy stałam się pełnoletnia tata nie musiał się o mnie martwić.

Kiedy cmentarz opustoszał dałam upust, moim tykającym jak bomba zegarowa, uczuciom. Po policzkach spłynęły pierwsze gorące łzy. Babcia nie nauczyła mnie jeszcze tak wielu rzeczy, a po sobie zostawiła mi tylko cztery obszerne zeszyty będące dla mnie jedynym źródłem wiedzy. Jestem kompletnie sama, zagubiona w tym trudnym dla mnie okresie jakim jest wybór uczelni wyższej.

Kiedy wybiła osiemnasta poszłam prosto do liceum po odebranie mojego świadectwa. Byłam cała na czarno, zapłakana i miałam podpuchnięte oczy. Dafne powinna stać teraz koło mnie i ściskać mnie ze wszystkich sił, a w domu czekałaby na mnie jej popisowa szarlotka. Odebrałam świadectwo nic nie mówiąc, przyjmując gratulację pustym spojrzeniem. Kiedy tylko zeszłam z podestu nie czekałam na koniec uroczystości. Później po prostu skierowałam się na ranczo. Kiedy weszłam do pustego domu. Poczułam silne ukucie w głębi serca. Opadłam z sił i osunęłam się na podłogę.

Obserwatorzy