piątek, 18 lipca 2014

~12~

Kiedy dojechałam na ranczo wujka Simona. Wyłączyłam silnik i spojrzałam na Simona.

-Mogę się pożegnać z końmi?
-Jasne. Są w stodole.

Wysiadłam z auta i się tam udałam. Żegnanie się z koniem na którym jeździ Elie i tata nie zajęło mi długo. Widziałam, że Diablo jest poddenerwowany, ale kiedy mnie ujrzał zarżał radośnie. Gdybym mogła wzięłabym go ze sobą. Nie chciałam go zostawiać. Jedyne co mogłam dla niego zrobić to przekazać mu w myślach "Spokojnie. Za jakiś czas wrócę po ciebie". Spojrzał się na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Wiedziałam, że zrozumiał. Dzięki magii ziemi mogłam się z nim tak porozumiewać. Powoli wyszłam z boksu i zasunęłam zasuwę.

-A więc to ty jesteś Kate?-zapytała Caroline wychodząc z ukrycia.
-W własnej osobie-odpowiedziałam starając się abym zabrzmiała przyjaźnie.
-Nie wiem co on w tobie widzi. Nie jesteś taka jak on-powiedziała. Wiedziałam, że ma na myśli byciu Łowcą, ale nic nie odpowiedziałam.
-Ty go nie pociągasz i tyle. Łaskawie się od niego odczep jak nie chcesz się jeszcze bardziej skompromitować-wycofałam się tyłem, a później pewnym krokiem poszłam do Simona-Z tą laską jest coś nie tak.
-Nie przejmuj się nią-powiedział przyciągając mnie do siebie i po czym złożył na moich ustach ognisty pocałunek. Po chwili go odwzajemniłam. Czułam, że ta zazdrosna Caroline patrzy i mnie to cieszyło-Uważaj na siebie.
-Zawsze na siebie uważam-powiedziałam, uśmiechając się. Zbliżył się do mnie i wyszeptał do ucha.
-Nie daj się zabić i pomyśl o tym co może się wydarzyć między nami jak wrócisz-jeszcze raz mnie pocałował. Oderwałam się od niego z uśmiechem na ustach. Wyjrzałam zza niego ona patrzyła tak jak myślałam.
-Na pewno będę myśleć co mnie może spotkać jak wrócę-obeszłam go, a po chwili wsiadłam do auta.


***Kilka godzin później***
Stanęłam pod zamkiem z fotografii. Harlingen to piękne miasto, a Fewius idealnie do niego pasował. Nie rzucał się w oczy i był postawiony na uboczu tak jak moje ranczo. Znajdował się koło lasu. Przed budynkiem znajdował się basen identyczny jak w starych czasach. Teraz było to oczko wodne. Bynajmniej tak przypuszczam. Zanim nacisnęłam przycisk wyjęłam z torby dwa sztylety w futerałach, które mogłam przypiąć do szlufek spodni. Teraz jestem gotowa. Nacisnęłam przycisk od domofonu dwa razy. Czekałam po chwili odezwał się głos.

-Słucham?-był ochrypły.
-Czy tutaj mieszka Maurycy Wood?-nie mogłam przyzwyczaić się do angielskiego akcentu.
-Kto mówi?
-Powiedz mu, że jestem wnuczką Dafne-magia powietrza pozwoliła mi usłyszeć co mówią.
-Timothy, idź po Maurycego już-chwila ciszy.
-Zaatakuj ją jeśli obroni się magią wody to znaczy, że nie kłamie-powiedział inny głos.
-Jasne.

To niby przyjaciele mojej babci. Jednak muszę jej zaufać to jedyna poszlaka, ale nie mam zamiaru przed nimi ukrywać, że jestem Wszechmogącą koniec zabawy. Wsiadłam do auta i czekałam aż brama się otworzy. Kiedy tylko to zrobiły wjechałam powoli na teren budynku. Wysiadłam powoli z wozu. Ciekawe z kim mam się zmierzyć. Najpierw zobaczyłam Maurycego, a za nim wyszedł jak mnie mam Timothy.

-Miło mi jestem Katherine Simons- chłopak zmierzał na mnie. Odsunęłam się od auta aby mieć miejsce na manewry.

Poleciał na mnie ogień. Rozbiłam go ręką, że mnie ominął. "Wiedziałem, że ona kłamie!" krzyknął Maurycy. Pchnięcie ręki do przodu sprawiło podmuch wiatru, a Tim poleciał na ścianę. Ruch ręki jakbym chciała złapać powietrze sprawił, że strumień wody poleciał na chłopaka. Napiętą wewnętrzną stroną dłoni skierowaną w jego stronę zamroziłam cząsteczki.

-Ty się śmiesz nazywać przyjacielem Dafne!-krzyknęłam do mężczyzny.
-To środki bezpieczeństwa-stwierdził spokojnym tonem-Nigdy mi nie wspominała, że jesteś Wszechmogącą.
-Serio musiałeś mnie atakować? Tym marnym magiem ognia, dziadku-powiedziałam dając szczególny nacisk na ostatnie słowo.
-Skąd o tym wiesz?-powiedział poruszony. Timothy się uwolnił.
-Nie radzę mnie atakować-odwróciłam się z powrotem do Maurycego-Jak to skąd to wiem. Dafne mi powiedziała. Skoro mi nie wierzysz-powiedziałam i otworzyłam bagażnik-Spokojnie-powiedziałam kiedy zobaczyłam, że ten żołnierzyk bacznie mi się przygląda. Znalazłam szkatułkę z listem i zdjęciami. Nie zamykałam jej na klucz. Wyjęłam zdjęcia i list. Czułam, że są nie ufni-Mam pewność, że znasz jej charakter pisma-mężczyzna kiwnął głową. Podeszłam do niego bardzo powoli-Proszę.-chwilę milczał, a ja czekałam. Praktycznie się nie poruszałam aby mnie nie zaatakowali.
-Ty naprawdę jesteś jej wnuczką-bacznie mi się przyglądał-Ona nie żyję?
-Tak. Nie dawno umarła. W dzień zakończenia szkoły-powiedziałam ze smutkiem.
-Przepraszam, że cię tak przyjęliśmy, ale to miasto jest pod rządami Łowców.
-Wiem tutaj znajduję się akademia Krein. To miejsce to Fewius, a ty tutaj dowodzisz. Największe zrzeszenie magów na ziemi.
-Jesteś tak samo mądra jak twoja babcia. Na długo przyjechałaś?
-Nie wiem. Szukam tutaj odpowiedzi na pytania, które nie dają mi spokoju.
-Chcesz mieszkać w pokoju, który niegdyś zamieszkiwała twoja babcia?-teraz zmienił się w miłego gościa aż mi się dziwnie zrobiło.
-A jest taka możliwość?
-Tak. Czekałem aż kiedyś przyjedzie tutaj z powrotem i jej pokój jest nietknięty. Timothy to pokój obok ciebie. Ten na końcu korytarza. Zaprowadzisz Katherine i pomożesz z bagażami-zeszłam po schodach z powrotem do chłopaka.
-Mam gdzieś przewieść auto?-zapytałam.
-Tak. Tam jest parking-aż do wejścia do pokoju nie zamieniliśmy słowa.-Przepraszam, że cię zaatakowałem-powiedział opierając się o futrynę.
-Nie ma za co mnie przepraszać. To ja powinnam cię przeprosić za pokonanie cię, ale nie jest mi przykro-powiedziałam lekkim tonem.
-Podoba mi się twoje nastawienie i ty też-powiedział.
-To miłe, ale mam...-zacięłam się przecież nie mam chłopaka.
-Masz chłopaka?-zapytał jakby kończąc moje zdanie.
-Nie. Chciałam powiedzieć, że mam mały mętlik w głowie-dokończyłam. On tylko w odpowiedzi się uśmiechnął.
-Chyba każdy by miał. Jestem pewny, że dasz sobie radę. Pamiętaj zawsze służę ci wsparciem-tym razem ja się uśmiechnęłam.
-To dobrze na pewno się przyda kiedy dojdzie do walki między mną, a Łowcami to na pewno zadzwonię.
-Idziesz z nami na kolacje czy chcesz się rozgościć?-zapytał.
-Idę, jestem głodna. Cały dzień jazdy jest męczący. Prowadź-powiedziałam zabierając mu klucz od pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i usłyszałam telefon, a na wyświetlaczu widniało imię Simon-Przepraszam cię na chwilę. Słucham?
-Dojechałaś szczęśliwie?
-Tak. Simon nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać.
-Kate, nie wiem co się dzieję. Całowaliśmy się, a ty mnie zbywasz?
-Simon nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. Nie masz prawa o mnie decydować. Nie przejmuj się. Wrócę, a wtedy może znowu ci zaufam. Teraz daj mi spokój muszę myśleć.-rozłączyłam się.
-Były chłopak?-zapytał mój towarzysz.
-Nie. To skomplikowane-posmutniał.-Ale teraz jestem tutaj i tylko to się teraz dla mnie liczy. To co działo się w Meksyku zostało tam.
-Skoro tak mówisz-chyba naprawdę zmieniam się w dziwkę, ale nie ważne Simon nie był moim chłopakiem i nim nie jest, więc tak naprawdę jeśli coś zajdzie z Timem to nic się nie stanie. On mi się podoba-Po kolacji może oprowadzę cię po tym miejscu?
-Jasne-odpowiedziałam z entuzjazmem. Przed nim nie musiałam mieć sekretów i byłam pewna, że jest po mojej stronie.

Czekała na nas istna uczta. Wszystko roznosiło silną woń, a mi aż pociekła ślinka. Nie wiedziałam, że mają tutaj służących, a może razem to przygotowują?W pomieszczeniu siedziało około trzydziestu może czterdziestu osób przy jednym wielki stole. Kiedy weszłam do pomieszczenia wszyscy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Spojrzałam na Maurycego, a on zaprosił mnie abym usiadła po jego prawej stronie, ale po jego lewej stronie też było wolne miejsce. Otrząsnęłam się z chwili osłupienia, a po lewej usiadł Timothy. Nadal wszyscy się na mnie patrzyli. Ruszyłam pewnym krokiem na jedyne wolne miejsce na sali, a jednak tak zaszczytne.

-Dzisiaj mamy zaszczyt powitać moją wnuczkę Katherine-wszyscy spojrzeli się na mnie z niedowierzaniem-Mam zaszczyt przedstawić wam także Wszechmogącą-no teraz to dostali wytrzeszcza.
-Nie chcę mi się w to wierzyć-powiedział jakiś chłopak na moje oko był magiem powietrza.
-Widzę, że jesteś aroganckim i niezależnym magiem powietrza, ale brak ci rozwagi oraz zachowania swoich uwag dla siebie. Kiedyś będziesz miał przez to kłopoty.
-Skąd ty...-powiedział, ale nie dałam mu skończyć.
-Skąd wiem? Każdy mag ma styl zachowania, chodzenia, a nawet psychicznego nastawienia  do innych.
-Małe prawdopodobieństwo, że to ty jesteś Wszechmogącą-poparła go jakaś pusta blondynka przypuszczam mag ognia. Jest nieokrzesana.
-Niezłe masz poparcie dziadku u swoich sojuszników.
-Oni jak czegoś nie zobaczą to nie uwierzą-orzekł karcącym tonem, ale nie skierowanym do mnie tylko do pozostałych.
-Nie przejmuj się-orzekł Timothy.
-Może ktoś nalać mi wody-powiedział najmłodszy członek zgromadzenia miał trzy latka i siedział z rodzicami. Zobaczyłam dzbanek. Skupiłam się tylko na nim. Połączyłam dwa palce i narysowałam nimi półokrąg. Wodą cienkim strumyczkiem wlała się do kubka.-Dziękuje-powiedział i skinął do mnie z uśmiechem na ustach. Mój dziadek podłapał mój tryb działania.
-Kate otwórz okno-uśmiechnęłam się do niego. Wykonałam ruch jakbym chciała je popchnąć, a wybrane okno się otworzyło. To pomieszczenia wpadło nocne chłodne powietrze. Tim zdmuchnął pobliską świeczkę.
-Zapalisz?-powiedział uśmiechając się do mnie. Skupiłam na knocie mój wzrok, a on zapłonął radosnym płomieniem. Spojrzałam na wszystkich zebranych. Zamknęłam oczy i skupiłam się na ich umysłach.
-Nadal mi nie wierzycie, że jestem Wszechmogącą-przemówiłam w każdym umyśle na całej sali.
-Wow-powiedzieli wszyscy.
-Jak nauczyłaś się mówić w umysłach?-zapytał Wood z Timothym razem.
-Co to takie dziwne?-zapytałam.
-To rzadkość.
-Rzadkość to bycie Wszechmogącą.

Wszyscy wpatrywali się we mnie w osłupieniu, a ja zaczęłam jeść. To wszystko było dla mnie nowe. Nigdy nie miałam rodziny podobnej do mnie po za Dafne. Nie byłam w Stanach Zjednoczonych sama. Nie ukazałam mojej prawdziwej mocy i potęgi. Nie miałam tylu pytań i nigdy nie chciałam spełnić przepowiedni. Cóż od czegoś trzeba zacząć, a ja nigdy nie lubiłam prostych zadań.

Obserwatorzy