sobota, 25 lipca 2015

~29~

*Sean*

Impreza była świetna, gdyby nie ta przegrana z dziewczynami to by było, wręcz idealnie. Jednak coś w środku mówiło mi, że lada moment się coś wydarzy, coś co zmieni wszystko. Niby spokojny wieczór, ale w powietrzu czuć, że coś się 'kroi'. Nie wiem jeszcze co, ale niedługo się dowiem i gdzie do cholery jest Kate? Wyszła aby się przewietrzyć czy może poszła do swojego pokoju? Może to właśnie na nią czyha niebezpieczeństwo kryjące się na każdym zakręcie tego pokręconego świata.Niestety nie mogłem jej nigdzie znaleźć do czasu eksplozji sali treningowej. Kiedy to ona wraz z rudowłosą kobietą prawie wyleciały w powietrze. Nie wiedziałem co jest grane i dlatego nie wychylałem się z ukrycia. Nie wiem czy dlatego, że nie chciałem jej przeszkadzać czy dlatego, że nie wiedziałbym jak się zachować. Do tego do tej kobiety zwracała się BABCIU, ale przecież ona nie żyła. Bynajmniej tyle wiedziałem. Byłem zdezorientowany. Niestety nie było dane mi obejrzeć walki z Łowcami do końca, ponieważ inni oprawcy właśnie podpalali Fewius. Nie mogłem na to pozwolić. Czym prędzej ogłuszałem napastników, jednak było już za późno dom płonął. Musiałem ich ostrzec. Szybko wróciłem do salonu gdzie wszyscy wchodzili właśnie do tajemniczego przejścia.Chyba oni mają wyjście na każdą okoliczność. Kiedy wszedłem do schronu nie mogłem usiedzieć w miejscu, więc powoli ruszyłem tunelem w stronę drugiego wyjścia. Czy nie lepiej mi było zostać w moim samotnym aczkolwiek ustatkowanym życiu? Wtedy było dobrze, jednak cały czas czułem, że mi czegoś brakuje, a teraz ta pustka zniknęła. Jednak zapełniła ją niepewność przed stratą tych na których mi zależy. Kiedy udało mi się wydostać pobiegłem czym prędzej w stronę Fewius, które płonęło, a Kate nigdzie nie było. Przed budynkiem stała tylko kobieta, która była domniemaną babcią Wszechmogącej. Bez zastanowienia podszedłem do niej i powaliłem na ziemię.

-Gdzie ona jest?!-krzyknąłem.
-W środku.-odwróciłem się od niej i pobiegłem do płonącego domu. Nie wiedziałem kompletnie gdzie jej szukać. Dopóki nie usłyszałem hałasu wyważanych drzwi. Szybko przemieściłem się w tamtą stronę. Kiedy wreszcie dostrzegłem Kate, stała w kuchni i patrzyła na detonator na którym zostały zaledwie trzy sekundy. Szybko do niej podbiegłem łapiąc za ramię, ale było za późno.


~W tym samym czasie~

*Maurycy*

Podwórze przed domem wyglądało jak pobojowisko na którym stała Dafne, wpatrując się nie widzącym wzrokiem w budynek. Jednak jak to możliwe przecież moja ukochana nie żyła. To nie mogła być prawda. Ja niestety targnięty nagłym impulsem podbiegłem do niej.

-Jak to możliwe?-spytałem kiedy byłem pewny, że to ona.
-Sfingowałam swoją śmierć.
-Jak mogłaś!-powiedziałem głosem pełnym wyrzutu-Wiesz jak Kate to zniosła? Pomyślałaś jak ja się czułem kiedy dowiedziałem się, że nie żyjesz? Czy ty w ogóle pomyślałaś o osobach, które cię kochają?!-byłem pełny gniewu, czy ona nie zdawała sobie sprawy z uczuć innych.
-Myślę o nich cały czas-powiedziała, była zimna i oschła dla mnie, takiej jej nie znałem-Myślisz, że dlaczego zniknęłam?! Sądzisz, że jestem taką kretynką aby zadawać ból mojej wnuczce bez potrzeby. Zostawiłam jej wskazówki aby ciebie odnalazła i udało jej się. Gdyby nie ja to do tej pory nie wiedziała by, że ma dziadka. Nie miała by pojęcia o tym miejscu ani o runach.
-Zwyczajnie ją wykorzystujesz. Traktujesz ludzi jak pionki w swojej grze. Nie zdziwił bym się, gdyby Katherine nie chciała cię więcej widzieć.
-Prędzej ciebie więcej nie zobaczy-stwierdziła przez zęby.
-Ona nie jest zabawką i sama zdecyduję czy będzie mnie chciała jeszcze widzieć czy nie. Jasne? Nie będziesz więcej nią manipulować. Tak jak manipulowałaś mną. Nie pozwolę ci na to.
-Wtedy byłeś bezradny, nie umiałeś mi się postawić, a teraz kiedy już jesteś stary pewnie też tego nie zrobisz-jej głos był pełen zniewagi.
-Porozmawiajmy na osobności-zażądałem. Nie chciałem się z nią kłócić przy wszystkich ani wyciągać jej przewinień. Bez słowa za mną poszła. Kiedy odeszliśmy dostatecznie daleko od reszty, zacząłem od nowa naszą wymianę zdań.
-Czy ty doż cholery jasnej nadal jesteś taka naiwna! Znowu chcesz się wpakować w jakieś gówno, a potem nagle przylecisz do mnie z podwiniętym ogonem nie wiedząc co masz robić i prosząc o pomoc. Czy tamta historia nic cię nie nauczyła?!
-Oj, Maurycy. Nie wracajmy już do tego. Wiesz dobrze, że byłam wtedy młoda i głupia.
-Wcale nie, byłaś zapatrzona w siebie. Nie widziałaś niczego po za tym teraz robisz to samo. Histerycznie próbujesz zwrócić na siebie uwagę, szukając szczęścia w całym tym zgiełku, jednak nigdy nie zauważałaś tego co cię otacza. Jak wielu wartościowych ludzi masz wokół siebie. Zawsze szukałaś czegoś, a potem życie dawało ci pasmo nieporozumień, walk i innych kłopotów.
-Skończ już te swoje marne wywody. One nie robią na mnie wrażenia. Znowu będziesz mówił, że mnie kochasz...-powiedziała Dafne, ale ja nie mogłem słuchać dalej tych farmazonów.
-Nie będę kłamał-powiedziałem, a ona się uśmiechnęła-Kochałem cię do pewnego momentu-mina jej zrzedła-Teraz widzę jaka byłaś fałszywa, zapatrzona w siebie. Zawsze uważałaś, że to ty jesteś w
centrum uwagi świata, a tak nie jest. Uważasz się za niepokonaną, nie wiadomo jak potężną. Przestań żyć w kłamstwie!-nie mogłem się teraz poddać tu szło o życie mojej wnuczki, która liczy się dla mnie bardziej od niej i jej planów.
-Wreszcie dojrzałeś-podsumowała moją wypowiedź, ale wiedziałem, że coś w niej pękło. Wygrałem, po raz pierwszy w życiu to ja wyszedłem z kłótni zwycięsko.
-Może mi powiesz w takim razie co cię tu sprowadza?-zapytałem spokojnie.
-Nasza wnuczka.
-Właśnie, gdzie ona jest?-zapytałem pełen niepokoju.
-W budynku-odpowiedziała.
-Ty oszalałaś pozwoliłaś jej wejść do płonącego budynku! Postradałaś zmysły!-krzyczałem jak opętany.
-Nie, weszła tylko na chwilę po wartościowe rzeczy-odpowiedziała-Pewnie już dawno jest na zewnątrz-dodała bez przekonania, również zaczynała się martwić-a i za nią pobiegł jakiś chłopak blondyn, mag powietrza.
-Sean-wyjaśniłem-Mam nadzieję, że już się wydostali.
-Sprawdźmy to-w tym momencie zobaczyłem w niej moją starą, pełną zapału ukochaną. Szybko pobiegliśmy na polane przed domem, jednak jej nigdzie nie było.
-Czy...-jednak moje słowa do zgromadzonych uwięzły mi w gardle, ponieważ w tym momencie budynek wybuchł. Fala eksplozji była tak silna, że wszystkich zebranych zwaliła z nóg. Kiedy sytuacja zrobiła się na tyle spokojna aby można było wstać, szybko się podniosłem-Czy Kate z Seanem wyszli z tego budynku?-wszyscy z zaprzeczeniem kręcili głowami.

Nie to nie mogła być prawda! Stojąca obok Dafne osunęła się na ziemię i szlochała.

-To moja wina!-wychrypiała.

wtorek, 7 lipca 2015

~28~

Z okazji tego, że mam 10 tysięcy wyświetleń na blogu rozdział dodaje szybciej. :D

Ta ręka była dla mnie dziwnie znajoma. Dziwne... Nie wyrywałam się nie szamotałam. Nawet tej osoby woń działała na mnie kojąco. Kto to był?

-Cicho, maleńka-powiedziała kobieta i wtedy do mnie dotarło kto to jest. To była Dafne.
-Dafne, przecież ty nie żyjesz-powiedziałam i podeszłam aby zapalić światło.
-Swingowałam swoją śmierć aby ciebie chronić.
-Jak mogłaś! Wiesz dobrze przez co przeszłam. Chowając 'ciebie'. Teraz już wiem dlaczego trumna miała być zamknięta.
-Wiem, kochanie. Jakoś ci to wynagrodzę-powiedziała, jednak ja nie wierzyłam w jej słowa.
-Dafne, pomyślałaś chociaż przez chwilę o mnie i Maurycym. Czy jak zawsze kierowałaś się własnymi pobudkami?!
-Kate, ty nic nie rozumiesz-powiedziała przez zęby.
-To może mnie oświecisz-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Kiedy udałam swoje odejście twój ojciec po raz pierwszy miał  cię schwytać, nie mogłam na to pozwolić. Byłaś wtedy dość bezbronna, teraz się zmieniłaś. Chroniłam cię setki razy. Obserwowałam z bezpiecznej odległości. Nawet nie wiesz jak trudno było mi się do ciebie przez tyle czasu nie zbliżyć. Tęskniłam za tobą, nawet nie wiesz jak mocno-powiedziała i chwyciła mnie za rękę.
-Jak zwykle dowiaduję się o wszystkim ostatnia. Czemu mi do cholery o niczym nie powiedziałaś?! Kiedy był czas i pora! Nie mogłaś po prostu mnie uprzedzić, uświadomić... cokolwiek!
-Kate-spojrzała na mnie prosząco.
Dafne
-Nie patrz tak na mnie-warknęłam-Przez ciebie jestem wbudowana w labirynt kłamstw, nieporozumień, wiecznych zagadek. Ty zamiast zostać przy mnie i mi pomóc, wolałaś odejść! Przez te twoje podchody prawie straciłam przyjaciółkę, która nie ma mocy.
-Gdyby nie ja nigdy byś jej nie odbiła. Gdy tylko ich zaatakowaliście do Krein została wysłana wiadomość, udało mi się ją przechwycić, a na miejsce przyszły moje dwie pomocnice z którymi się sprzymierzyłaś.
-Dafne w co ty się zamieszałaś?-zapytałam, a moja złość ustąpiła.
-Tego nie mogę ci powiedzieć, ale jestem tutaj by cię chronić.
-Znowu tajemnice. Nimi do niczego nie dojdziesz-dodałam.
-Kiedy sprawa ucichnie, wszystko ci wytłumaczę.
-Wtedy będzie na to za późno!-nie wiem dlaczego, ale ogarnęła mnie wściekłość-Albo odpowiesz mi teraz, albo dla mnie nadal nie żyjesz!-wrzasnęłam, miałam dość jej sekretnego życia. Zawsze mi powtarzała, że najważniejsza jest szczerość, a teraz co?
-Kate, nie mów tak-powiedziała i chyba jej oczy się zaszkliły.
-Ty nic nie rozumiesz.
-Nie to ty nic nie rozumiesz. Próbujesz osiągnąć coś sama, a nie wiesz jakie mogą być tego konsekwencje. Jestem od ciebie o wiele potężniejsza i to na moich barkach spoczywa odpowiedzialność za twoje czyny. Nie tylko jako Wszechmogącej, ale i jako wnuczki. Naprawdę chcesz mnie mieć za wroga? Od lat coś prze de mną ukrywasz, a ja co robiłam? Siedziałam cicho, ale z tym definitywny koniec!-skąd we mnie tyle pewności siebie, widać było, że na chwile zmiękła, lecz tylko na moment.
-Jakbym mogła to bym ci powiedziała-odpowiedziała.
-W takim razie znasz moją odpowiedź. Możesz zniknąć z mojego życia, tak jak było po twojej 'śmierci' nie potrzebuję kolejnych problemów-odwróciłam się i już miałam odejść, kiedy ona złapała mnie za rękę-Puść mnie.
-Nawet nie wiesz jak mnie ranisz-powiedziała, a ja spojrzałam się w jej smutne oczy.
-A ty kiedykolwiek zastanowiłaś się jak mnie ranisz. Dla ciebie liczy się tylko szczerość, ale od twojej osoby się jej nie otrzyma. Całe twoje życie jest jednym wielkim nieporozumieniem. Próbujesz ze mnie zrobić pionka w swojej nieczystej grze. Nie pozwolę ci na to!-teraz dopiero zrozumiałam, że cały czas krzyczałam. Mimo to wyrwałam rękę i podeszłam do drzwi.
-Chciałabym ci wszystko wyjaśnić, ale nie mogę. Nie możesz po prostu tego zaakceptować?
-A ty nie możesz zaakceptować tego, że nie chcę być w twoim życiu w ten sposób.
-Ale...
-Nie ma żadnego, ale. Nie będę częścią twojego tajemnego życia-przeraźliwy świst powietrza, przerwał nam wymianę zdań-Uciekaj!-krzyknęłam pospiesznie rzucając się do drzwi. Kiedy tylko znalazłyśmy się na zewnątrz sala treningowa wybuchła, a my od siły eksplozji wyleciałyśmy w powietrze. Na szczęście udało mi się złagodzić nasz upadek-W co ty się wpakowałaś?!-krzyknęłam podnosząc się z ziemi.
-W nic szczególnego-odpowiedziała. Jak zwykle pozostawała w swoich sekretach do samego końca.
-Dafne, niezmiernie się ucieszyliśmy na wieść o twojej śmierci, ale niestety znowu nas oszukałaś-powiedział jakiś potężny mężczyzna. Chyba mulat, to był dowódca Krein tak to był Jeremy.
-Ty nie masz kogo wkurzać-powiedziałam i przyjęłam pozycje obronną.
-A ty młoda dziewczynko myślisz, że nas pokonasz-dodał, a zza drzew wyłonili się kolejni Łowcy.
-Tak, tak myślę-przemówiłam mu w myślach.
-Wyjdź z mojej głowy!-wykrzyknął.
-Kate, jesteś gotowa. Tak jak na treningach!
-Nie to będzie o wiele ostrzejsze-powiedziałam. Skierowała palec wskazujący i środkowy w stronę największego olbrzyma, a z niego wypłynęła wiązka piorunów. Ich dowódca podbiegł do mnie i złapał za szyję po czym podniósł do góry. Mimowolnie złapałam za jego rękę.
-Kim ty jesteś?-spytał coraz bardziej zacieśniając uścisk.
-Osobą znacznie potężniejszą od ciebie-wychrypiałam po czym dotknęłam jego rękę przy łokciu i poraziłam prądem. Opadłam na ziemie, osuwając się na kolana, zaczęłam kasłać podparłam się rękami o trawę.
-No to teraz będzie twój koniec-stwierdził olbrzym jak widać, już otrząsnął się po zadanym prze ze mnie bólu.

Wiązka kamieni i piasku poszybowała w moim kierunku szybko jednym ruchem ręki wytworzyłam obok siebie skalną ścianę, która mnie ochroniła. Poczekałam aż znudzi się mu posyłanie na mnie ziemi. Po czym wyskoczyłam zza muru i posłałam na przeciwnika ogromny strumień wody.  Kiedy wykonałam ręką znak 'stop' każda kropelka na jego ciele zamarzła. To go powinno zatrzymać na jakiś czas. Jednak czemu nikt z Fewius nie przychodzi nam z odsieczą? Powinni już dawno tu być. Chwilę później wszystko stało się jasne, budynek płonął. Nie mogłam na to patrzeć. Tam był Tim, Sean, Eli, Derek, dziadek wszyscy którzy byli po mojej stronie i mnie wspierali. Przez moje chwilowe zamyślenie oberwałam strumieniem wody, który przywołał mnie do rzeczywistości. Moja babcia nadal nie wyszła z wprawy, a ja no cóż powinnam więcej ćwiczyć, a przynajmniej skupić się na walce. Nie miałam siły na to by dalej walczyć po widoku jaki przed chwilą ujrzałam. To było okropne, ale co jeśli spłonęli żywcem. Przez moja rozproszenie dwoje Łowców przygwoździło mnie do ziemi. O nie tak się bawić nie będziemy, powiedziałam sama do siebie, a w ich umysłach stworzyłam wizje, że to ja jestem Olsenem, a on to ja. Bez zastanowienia się na niego rzucili. On nie wiedząc co się dzieje dał się pojmać. Dafne stworzyłam w wizji innych Łowców. Przez co my byłyśmy wolne. Po raz pierwszy posługiwałam się moją umiejętnością w dwóch wymiarach i jakoś mi wychodziło. Kiedy odeszli i wiedziałam, że są daleko przestałam tworzyć wizje. Jedynym minusem posługiwania się tą umiejętnością było to, że ja nic nie widziałam po za tym co tworzyłam w ich umysłach. Jednak kiedy mój wzrok powrócił z podwojoną siłą dotarła do mnie świadomość, że wszystko co w tym domu było spłonęło. Księga, pamiętnik, jedyna wiedza o runach. Może jest jeszcze dla nich szansa. Z basenu przed instytutem uniosłam w powietrze jak najwięcej wody przeniosłam nad budynek i równomiernie ją opuściłam na dom. Wszystko zaczęło przygasać, a ja targnięta emocjami wskoczyłam w jeszcze nieugaszony ogień przy drzwiach.
Pobiegłam do mojego
pokoju rozgarniając liżące języki ognia magią powietrza. Żar stawał się nie do wytrzymania. Jednak mój pokój pozostawał nietknięty. Wzięłam co najcenniejsze spakowałam w torbę i wtedy pomyślałam o zbiorach książek, które właśnie teraz płoną. Kiedy dobiegłam to miejsca pożar właśnie zaczął tam docierać. Paliły się tylko dolne części regałów. Mogłam jeszcze większość uratować podbiegłam do łazienki, która znajdowała się dwa metry od de mnie. Jednak drzwi od gorąca nie mogły się otworzyć. Bynajmniej nie rękami, próbowałam kopniakiem trafiając w miejsce obok klamki, ale nie dawało żadnego rezultatu. Więc po prostu się rozbiegłam i uderzyłam w nie całą sobą. Kiedy odpuściły o mały włos nie wpadłam w płomienie. Zatrzymałam się dosłownie dwa centymetry przed nimi. Magią metalu rozwaliłam rurę, która pięła się ku sufitowi. Całe pomieszczenie zalała życiodajna woda. Nie dosyć, że byłam umorusana w sadzy to teraz jeszcze jestem cała mokra. Jednak  teraz to było najmniej ważne. Po podłodze rozlałam wodę i na szczęście udało mi się ocalić resztę zbiorów. Jednak nigdzie nie znalazłam magów. Jakby ich tutaj nie było. Nikt nie krzyczał, nie wzywał pomocy ani nic podobnego. W salonie ani żadnej innej sali nie było żywego duch, szczątek też nie znalazłam. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam detonator. Licznik pokazywał, że zostało mi 10 sekund. W tak krótkim czasie nie mam szans stąd wyjść.

poniedziałek, 6 lipca 2015

~27~

*Katherine*

Powoli dochodziłam do siebie. Słuch powrócił jako pierwszy. Czyżby odgłosy walki. Poczułam, że jestem otulana przez trawę. Postanowiłam powoli podnieść powieki. Nad głową właśnie przeleciał mi strumień ognia. Co tu się do cholery dzieję? Nie podnosząc się rozejrzałam się po polanie. Był na niej Tim, który zaciekle walczył, to samo robił Sean. Eli została złapana, a Derek był atakowany przez dwóch umięśnionych Łowców. Jeden z nich właśnie zamierzał go porazić prądem. Zerwałam się z miejsca. Po czym powaliłam Derka ze sobą na ziemie. Szybko się z nim podniosłam i schowałam za siebie.

-Atakować dziecko, macie tupet!
-I co taka laleczka jak ty z tym zrobi? Pewnie nawet nie masz mocy-parsknął jeden.
-Elie! Kantem buta w nogę z łokcia w twarz!-krzyknęłam, zrobiła to w oka mgnieniu, a ja rzuciłam w niego nożem. Padł prawdopodobnie nieżywy. Dwóch na mnie natarło, a ja wystawiając ręce prosto na ich torsy. Magią powietrza wyrzuciłam ich kilka metrów dalej. Szybko odpięłam pas z bronią i rzuciłam go przyjaciółce-Tobie bardziej się przyda. Zabierz Derka stąd!-krzyknęłam i pchnęłam dziecko w jej stronę.
-Kate może byś pomogła!-krzyknęli chłopaki, aktualnie byli duszeni. Zaczęłam magią ziemi, manewrować tak aby pnącza roślin ich związały.
-Do usług! Zmywajmy się stąd!

Wszyscy uciekliśmy w porę. Doganiając młodego i Eli. Spojrzałam na Seana i mrugnęłam porozumiewawczo. Złapał Tima za rękę, małego wzięliśmy w środek, ja drugą ręką trzymałam się Eli i z prędkością światła znaleźliśmy się z Fewius. Wreszcie poczułam się w miarę bezpiecznie. Wszyscy nie wiem dlaczego, ale zaczęliśmy się śmiać w sumie bez powodu. Po czym mnie uścisnęli.

-Ile byłam nieprzytomna?-spytałam.
-Dwa dni-odpowiedzieli zgodnie.
-I już tak za mną tęsknicie?-powiedziałam szczerząc się do nich 'jak głupi do sera'.
-Żebyś wiedziała-powiedzieli chłopcy i mnie zaczęli podrzucać do góry. Ja natomiast zaczęłam piszczeć. Chyba cały dom mnie usłyszał, bo wszyscy wyszli na podwórko. Niektórzy nawet płakali ze szczęścia.
-Katherine-krzyknął dziadek i porwał mnie do góry.
-Dziadku!
-Tak się martwiłem-powiedział, a jego oczy się zaszkliły-Trzeba to jakoś uczcić.
-Impreza, powiadasz?-powiedziałam patrząc na niego z błyskiem w oku.
-Tak dzisiaj o 19. W jadalni-podsumował-Kevin pobawi się w Dj.
-Może będzie karaoke?-zaproponowałam.
-Okej-chwile mnie nie było, a wszyscy nagle są dla mnie tacy mili. Dziwne-To my idziemy się szykować?
-Idziemy z wami-dodał Tim.
-Impreza zamknięta tylko dla dziewczyn-powiedziała Eli po czym obie wytknęłyśmy język i pobiegłyśmy do mnie do pokoju aby się przygotować. Mogłam choć przez chwilę być beztroska.

Kilka godzin później obie wyglądałyśmy nieziemsko. Ja ubrana w czarne buty na lekkim podbiciu, różową bluzkę na ramiączka i czarne rurki. Natomiast Elizabeth miała na sobie czarną spódniczkę oraz baleriny, dopełnieniem jej stroju była szara bluzka. Nawzajem pokręciłyśmy sobie włosy i zrobiłyśmy lekki makijaż. Dopiero gdy usłyszałyśmy muzykę to zdecydowałyśmy się wyjść na podbój parkietu.

-Gotowa-spytałam.
-Tak, ale co śpiewamy na karaoke?-zapytała radośnie. Zapomniałam jak pięknie wygląda kiedy się uśmiecha.
-Jak to co? Naszą piosenkę, czyli Fifth Harmony- Me & My Girls. Pamiętasz układ?
-Tego się nie da zapomnieć-powiedziała chichocząc. Wtedy z sali rozległo się karaoke. Czas zabawy. Kilkoro ludzi wystąpiło, ale było mało chętnych i raczej nie robili wielkiego show.
-Może mały pojedynek?-zapytał Sean, podchodząc do nas z Timem. Od kiedy oni się kumplują?
-No nie wiem-powiedziałam lekko szturchając Eli.
-Pękacie?-zapytał stały mieszkaniec Fewius.
-Nigdy-odpowiedziała przekornie przyjaciółka.
-Panie mają pierwszeństwo.
-Tym razem wy pierwsi-odpowiedziałam-Po naszym występie waszego nie będą chcieli nawet oglądać-na sali rozległ pomruk.
-Po naszym wasz to będzie łabędzi śpiew-podsumowali.
-Widać mamy pierwszy pojedynek. Chłopaki kontra dziewczyny-powiedział Kevin jak na walkach MMA.

Nie powiem dali radę z piosenką Big Time Rush-Windows Down, ale na scenie ruszali się jak drewno.

-Co na to dziewczyny?-dodał Dj i chciał podać nam mikrofony.
-O nie, nie. My chcemy te bezprzewodowe, których nie trzeba trzymać tylko zakłada się je za ucho-zaprotestowała Elizabeth. Ja puściłam oko do chłopaków.
-Co śpiewacie?-powiedziałam na ucho tytuł i chwilę potrwało nim zmodyfikował nasz utwór aby było karaoke-Gotowe?
-Bardziej nie będziemy.

Przez początek występu byłyśmy spokojne, ale gdy pierwsza zwrotka dobiegała końca zeszłyśmy ze sceny. Zaczęliśmy uczyć ludzi kroków na refren. Każdy łapał to w mig. Po drugiej zwrotce wszyscy tańczyli. Chłopaki tylko się przyglądali. Czasami trzeba przyznać że ktoś jest lepszy. Wszyscy się wkręcili w taniec.

-Chyba wszyscy wiedzą kto wygrał?-podsumował Dj. Podeszłyśmy do naburmuszonych chłopaków.
-Ale chłopcy bez takich. Po prostu jesteśmy od was lepsze-dodałam do nich po cichu. Obie odwróciłyśmy się na pięcie i poszłyśmy na parkiet. Kiedy muzyka stała się wolniejsza. Sean odbił mnie Eli, a ją porwał Timothy. Nie wiem dlaczego tak wypadło, ale nie ważne.
-Zawsze zastanawiałem się jak wygląda Wszechmogąca-powiedział po chwili.
-Zawiodłam twoje oczekiwania?-zapytałam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jaki kontekst ma wypowiedziane prze ze mnie zdanie.
-Nie. Zawsze wyobrażałem sobie tą osobę jako wielką potężną, a nie małą i drobniutką. W sumie tak jest lepiej-powiedział i się do mnie uśmiechnął.
-Wiesz, że jutro jedziesz ze mną do Meksyku.
-W sumie stamtąd pochodzę-teraz dopiero do mnie docierało jak mało wiem o tym człowieku, o Eli, Simonie, Timie, Maurycym i innych członkach Fewius. To mnie przerażało.
-Sean, jeśli mnie zdradzisz...-przerwałam-To będę bezwzględna, odbiorę ci moc i zniszczę doszczętnie.
-Kate, nie zdradzę cię. Nigdy. Rozumiesz-powiedział zmuszając mnie do spojrzenia się w jego brązowe oczy.
-Mam taką nadzieję-powiedziałam. Kładąc brodę na jego ramieniu. Po tym tańcu musiałam odsapnąć. Tego wszystkiego było już za dużo. Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz poczułam się lepiej. Oddaliłam się od domu aż do sali treningowej. Coś mnie tam ciągnęło, ujrzałam zapalone światło, jednak kiedy tylko otworzyłam drzwi ono zgasło. Co tu do cholery jest grane? Weszłam do środka i poczułam jak ktoś przesłania mi usta ręką.


Obserwatorzy