sobota, 25 lipca 2015

~29~

*Sean*

Impreza była świetna, gdyby nie ta przegrana z dziewczynami to by było, wręcz idealnie. Jednak coś w środku mówiło mi, że lada moment się coś wydarzy, coś co zmieni wszystko. Niby spokojny wieczór, ale w powietrzu czuć, że coś się 'kroi'. Nie wiem jeszcze co, ale niedługo się dowiem i gdzie do cholery jest Kate? Wyszła aby się przewietrzyć czy może poszła do swojego pokoju? Może to właśnie na nią czyha niebezpieczeństwo kryjące się na każdym zakręcie tego pokręconego świata.Niestety nie mogłem jej nigdzie znaleźć do czasu eksplozji sali treningowej. Kiedy to ona wraz z rudowłosą kobietą prawie wyleciały w powietrze. Nie wiedziałem co jest grane i dlatego nie wychylałem się z ukrycia. Nie wiem czy dlatego, że nie chciałem jej przeszkadzać czy dlatego, że nie wiedziałbym jak się zachować. Do tego do tej kobiety zwracała się BABCIU, ale przecież ona nie żyła. Bynajmniej tyle wiedziałem. Byłem zdezorientowany. Niestety nie było dane mi obejrzeć walki z Łowcami do końca, ponieważ inni oprawcy właśnie podpalali Fewius. Nie mogłem na to pozwolić. Czym prędzej ogłuszałem napastników, jednak było już za późno dom płonął. Musiałem ich ostrzec. Szybko wróciłem do salonu gdzie wszyscy wchodzili właśnie do tajemniczego przejścia.Chyba oni mają wyjście na każdą okoliczność. Kiedy wszedłem do schronu nie mogłem usiedzieć w miejscu, więc powoli ruszyłem tunelem w stronę drugiego wyjścia. Czy nie lepiej mi było zostać w moim samotnym aczkolwiek ustatkowanym życiu? Wtedy było dobrze, jednak cały czas czułem, że mi czegoś brakuje, a teraz ta pustka zniknęła. Jednak zapełniła ją niepewność przed stratą tych na których mi zależy. Kiedy udało mi się wydostać pobiegłem czym prędzej w stronę Fewius, które płonęło, a Kate nigdzie nie było. Przed budynkiem stała tylko kobieta, która była domniemaną babcią Wszechmogącej. Bez zastanowienia podszedłem do niej i powaliłem na ziemię.

-Gdzie ona jest?!-krzyknąłem.
-W środku.-odwróciłem się od niej i pobiegłem do płonącego domu. Nie wiedziałem kompletnie gdzie jej szukać. Dopóki nie usłyszałem hałasu wyważanych drzwi. Szybko przemieściłem się w tamtą stronę. Kiedy wreszcie dostrzegłem Kate, stała w kuchni i patrzyła na detonator na którym zostały zaledwie trzy sekundy. Szybko do niej podbiegłem łapiąc za ramię, ale było za późno.


~W tym samym czasie~

*Maurycy*

Podwórze przed domem wyglądało jak pobojowisko na którym stała Dafne, wpatrując się nie widzącym wzrokiem w budynek. Jednak jak to możliwe przecież moja ukochana nie żyła. To nie mogła być prawda. Ja niestety targnięty nagłym impulsem podbiegłem do niej.

-Jak to możliwe?-spytałem kiedy byłem pewny, że to ona.
-Sfingowałam swoją śmierć.
-Jak mogłaś!-powiedziałem głosem pełnym wyrzutu-Wiesz jak Kate to zniosła? Pomyślałaś jak ja się czułem kiedy dowiedziałem się, że nie żyjesz? Czy ty w ogóle pomyślałaś o osobach, które cię kochają?!-byłem pełny gniewu, czy ona nie zdawała sobie sprawy z uczuć innych.
-Myślę o nich cały czas-powiedziała, była zimna i oschła dla mnie, takiej jej nie znałem-Myślisz, że dlaczego zniknęłam?! Sądzisz, że jestem taką kretynką aby zadawać ból mojej wnuczce bez potrzeby. Zostawiłam jej wskazówki aby ciebie odnalazła i udało jej się. Gdyby nie ja to do tej pory nie wiedziała by, że ma dziadka. Nie miała by pojęcia o tym miejscu ani o runach.
-Zwyczajnie ją wykorzystujesz. Traktujesz ludzi jak pionki w swojej grze. Nie zdziwił bym się, gdyby Katherine nie chciała cię więcej widzieć.
-Prędzej ciebie więcej nie zobaczy-stwierdziła przez zęby.
-Ona nie jest zabawką i sama zdecyduję czy będzie mnie chciała jeszcze widzieć czy nie. Jasne? Nie będziesz więcej nią manipulować. Tak jak manipulowałaś mną. Nie pozwolę ci na to.
-Wtedy byłeś bezradny, nie umiałeś mi się postawić, a teraz kiedy już jesteś stary pewnie też tego nie zrobisz-jej głos był pełen zniewagi.
-Porozmawiajmy na osobności-zażądałem. Nie chciałem się z nią kłócić przy wszystkich ani wyciągać jej przewinień. Bez słowa za mną poszła. Kiedy odeszliśmy dostatecznie daleko od reszty, zacząłem od nowa naszą wymianę zdań.
-Czy ty doż cholery jasnej nadal jesteś taka naiwna! Znowu chcesz się wpakować w jakieś gówno, a potem nagle przylecisz do mnie z podwiniętym ogonem nie wiedząc co masz robić i prosząc o pomoc. Czy tamta historia nic cię nie nauczyła?!
-Oj, Maurycy. Nie wracajmy już do tego. Wiesz dobrze, że byłam wtedy młoda i głupia.
-Wcale nie, byłaś zapatrzona w siebie. Nie widziałaś niczego po za tym teraz robisz to samo. Histerycznie próbujesz zwrócić na siebie uwagę, szukając szczęścia w całym tym zgiełku, jednak nigdy nie zauważałaś tego co cię otacza. Jak wielu wartościowych ludzi masz wokół siebie. Zawsze szukałaś czegoś, a potem życie dawało ci pasmo nieporozumień, walk i innych kłopotów.
-Skończ już te swoje marne wywody. One nie robią na mnie wrażenia. Znowu będziesz mówił, że mnie kochasz...-powiedziała Dafne, ale ja nie mogłem słuchać dalej tych farmazonów.
-Nie będę kłamał-powiedziałem, a ona się uśmiechnęła-Kochałem cię do pewnego momentu-mina jej zrzedła-Teraz widzę jaka byłaś fałszywa, zapatrzona w siebie. Zawsze uważałaś, że to ty jesteś w
centrum uwagi świata, a tak nie jest. Uważasz się za niepokonaną, nie wiadomo jak potężną. Przestań żyć w kłamstwie!-nie mogłem się teraz poddać tu szło o życie mojej wnuczki, która liczy się dla mnie bardziej od niej i jej planów.
-Wreszcie dojrzałeś-podsumowała moją wypowiedź, ale wiedziałem, że coś w niej pękło. Wygrałem, po raz pierwszy w życiu to ja wyszedłem z kłótni zwycięsko.
-Może mi powiesz w takim razie co cię tu sprowadza?-zapytałem spokojnie.
-Nasza wnuczka.
-Właśnie, gdzie ona jest?-zapytałem pełen niepokoju.
-W budynku-odpowiedziała.
-Ty oszalałaś pozwoliłaś jej wejść do płonącego budynku! Postradałaś zmysły!-krzyczałem jak opętany.
-Nie, weszła tylko na chwilę po wartościowe rzeczy-odpowiedziała-Pewnie już dawno jest na zewnątrz-dodała bez przekonania, również zaczynała się martwić-a i za nią pobiegł jakiś chłopak blondyn, mag powietrza.
-Sean-wyjaśniłem-Mam nadzieję, że już się wydostali.
-Sprawdźmy to-w tym momencie zobaczyłem w niej moją starą, pełną zapału ukochaną. Szybko pobiegliśmy na polane przed domem, jednak jej nigdzie nie było.
-Czy...-jednak moje słowa do zgromadzonych uwięzły mi w gardle, ponieważ w tym momencie budynek wybuchł. Fala eksplozji była tak silna, że wszystkich zebranych zwaliła z nóg. Kiedy sytuacja zrobiła się na tyle spokojna aby można było wstać, szybko się podniosłem-Czy Kate z Seanem wyszli z tego budynku?-wszyscy z zaprzeczeniem kręcili głowami.

Nie to nie mogła być prawda! Stojąca obok Dafne osunęła się na ziemię i szlochała.

-To moja wina!-wychrypiała.

Obserwatorzy