wtorek, 7 lipca 2015

~28~

Z okazji tego, że mam 10 tysięcy wyświetleń na blogu rozdział dodaje szybciej. :D

Ta ręka była dla mnie dziwnie znajoma. Dziwne... Nie wyrywałam się nie szamotałam. Nawet tej osoby woń działała na mnie kojąco. Kto to był?

-Cicho, maleńka-powiedziała kobieta i wtedy do mnie dotarło kto to jest. To była Dafne.
-Dafne, przecież ty nie żyjesz-powiedziałam i podeszłam aby zapalić światło.
-Swingowałam swoją śmierć aby ciebie chronić.
-Jak mogłaś! Wiesz dobrze przez co przeszłam. Chowając 'ciebie'. Teraz już wiem dlaczego trumna miała być zamknięta.
-Wiem, kochanie. Jakoś ci to wynagrodzę-powiedziała, jednak ja nie wierzyłam w jej słowa.
-Dafne, pomyślałaś chociaż przez chwilę o mnie i Maurycym. Czy jak zawsze kierowałaś się własnymi pobudkami?!
-Kate, ty nic nie rozumiesz-powiedziała przez zęby.
-To może mnie oświecisz-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Kiedy udałam swoje odejście twój ojciec po raz pierwszy miał  cię schwytać, nie mogłam na to pozwolić. Byłaś wtedy dość bezbronna, teraz się zmieniłaś. Chroniłam cię setki razy. Obserwowałam z bezpiecznej odległości. Nawet nie wiesz jak trudno było mi się do ciebie przez tyle czasu nie zbliżyć. Tęskniłam za tobą, nawet nie wiesz jak mocno-powiedziała i chwyciła mnie za rękę.
-Jak zwykle dowiaduję się o wszystkim ostatnia. Czemu mi do cholery o niczym nie powiedziałaś?! Kiedy był czas i pora! Nie mogłaś po prostu mnie uprzedzić, uświadomić... cokolwiek!
-Kate-spojrzała na mnie prosząco.
Dafne
-Nie patrz tak na mnie-warknęłam-Przez ciebie jestem wbudowana w labirynt kłamstw, nieporozumień, wiecznych zagadek. Ty zamiast zostać przy mnie i mi pomóc, wolałaś odejść! Przez te twoje podchody prawie straciłam przyjaciółkę, która nie ma mocy.
-Gdyby nie ja nigdy byś jej nie odbiła. Gdy tylko ich zaatakowaliście do Krein została wysłana wiadomość, udało mi się ją przechwycić, a na miejsce przyszły moje dwie pomocnice z którymi się sprzymierzyłaś.
-Dafne w co ty się zamieszałaś?-zapytałam, a moja złość ustąpiła.
-Tego nie mogę ci powiedzieć, ale jestem tutaj by cię chronić.
-Znowu tajemnice. Nimi do niczego nie dojdziesz-dodałam.
-Kiedy sprawa ucichnie, wszystko ci wytłumaczę.
-Wtedy będzie na to za późno!-nie wiem dlaczego, ale ogarnęła mnie wściekłość-Albo odpowiesz mi teraz, albo dla mnie nadal nie żyjesz!-wrzasnęłam, miałam dość jej sekretnego życia. Zawsze mi powtarzała, że najważniejsza jest szczerość, a teraz co?
-Kate, nie mów tak-powiedziała i chyba jej oczy się zaszkliły.
-Ty nic nie rozumiesz.
-Nie to ty nic nie rozumiesz. Próbujesz osiągnąć coś sama, a nie wiesz jakie mogą być tego konsekwencje. Jestem od ciebie o wiele potężniejsza i to na moich barkach spoczywa odpowiedzialność za twoje czyny. Nie tylko jako Wszechmogącej, ale i jako wnuczki. Naprawdę chcesz mnie mieć za wroga? Od lat coś prze de mną ukrywasz, a ja co robiłam? Siedziałam cicho, ale z tym definitywny koniec!-skąd we mnie tyle pewności siebie, widać było, że na chwile zmiękła, lecz tylko na moment.
-Jakbym mogła to bym ci powiedziała-odpowiedziała.
-W takim razie znasz moją odpowiedź. Możesz zniknąć z mojego życia, tak jak było po twojej 'śmierci' nie potrzebuję kolejnych problemów-odwróciłam się i już miałam odejść, kiedy ona złapała mnie za rękę-Puść mnie.
-Nawet nie wiesz jak mnie ranisz-powiedziała, a ja spojrzałam się w jej smutne oczy.
-A ty kiedykolwiek zastanowiłaś się jak mnie ranisz. Dla ciebie liczy się tylko szczerość, ale od twojej osoby się jej nie otrzyma. Całe twoje życie jest jednym wielkim nieporozumieniem. Próbujesz ze mnie zrobić pionka w swojej nieczystej grze. Nie pozwolę ci na to!-teraz dopiero zrozumiałam, że cały czas krzyczałam. Mimo to wyrwałam rękę i podeszłam do drzwi.
-Chciałabym ci wszystko wyjaśnić, ale nie mogę. Nie możesz po prostu tego zaakceptować?
-A ty nie możesz zaakceptować tego, że nie chcę być w twoim życiu w ten sposób.
-Ale...
-Nie ma żadnego, ale. Nie będę częścią twojego tajemnego życia-przeraźliwy świst powietrza, przerwał nam wymianę zdań-Uciekaj!-krzyknęłam pospiesznie rzucając się do drzwi. Kiedy tylko znalazłyśmy się na zewnątrz sala treningowa wybuchła, a my od siły eksplozji wyleciałyśmy w powietrze. Na szczęście udało mi się złagodzić nasz upadek-W co ty się wpakowałaś?!-krzyknęłam podnosząc się z ziemi.
-W nic szczególnego-odpowiedziała. Jak zwykle pozostawała w swoich sekretach do samego końca.
-Dafne, niezmiernie się ucieszyliśmy na wieść o twojej śmierci, ale niestety znowu nas oszukałaś-powiedział jakiś potężny mężczyzna. Chyba mulat, to był dowódca Krein tak to był Jeremy.
-Ty nie masz kogo wkurzać-powiedziałam i przyjęłam pozycje obronną.
-A ty młoda dziewczynko myślisz, że nas pokonasz-dodał, a zza drzew wyłonili się kolejni Łowcy.
-Tak, tak myślę-przemówiłam mu w myślach.
-Wyjdź z mojej głowy!-wykrzyknął.
-Kate, jesteś gotowa. Tak jak na treningach!
-Nie to będzie o wiele ostrzejsze-powiedziałam. Skierowała palec wskazujący i środkowy w stronę największego olbrzyma, a z niego wypłynęła wiązka piorunów. Ich dowódca podbiegł do mnie i złapał za szyję po czym podniósł do góry. Mimowolnie złapałam za jego rękę.
-Kim ty jesteś?-spytał coraz bardziej zacieśniając uścisk.
-Osobą znacznie potężniejszą od ciebie-wychrypiałam po czym dotknęłam jego rękę przy łokciu i poraziłam prądem. Opadłam na ziemie, osuwając się na kolana, zaczęłam kasłać podparłam się rękami o trawę.
-No to teraz będzie twój koniec-stwierdził olbrzym jak widać, już otrząsnął się po zadanym prze ze mnie bólu.

Wiązka kamieni i piasku poszybowała w moim kierunku szybko jednym ruchem ręki wytworzyłam obok siebie skalną ścianę, która mnie ochroniła. Poczekałam aż znudzi się mu posyłanie na mnie ziemi. Po czym wyskoczyłam zza muru i posłałam na przeciwnika ogromny strumień wody.  Kiedy wykonałam ręką znak 'stop' każda kropelka na jego ciele zamarzła. To go powinno zatrzymać na jakiś czas. Jednak czemu nikt z Fewius nie przychodzi nam z odsieczą? Powinni już dawno tu być. Chwilę później wszystko stało się jasne, budynek płonął. Nie mogłam na to patrzeć. Tam był Tim, Sean, Eli, Derek, dziadek wszyscy którzy byli po mojej stronie i mnie wspierali. Przez moje chwilowe zamyślenie oberwałam strumieniem wody, który przywołał mnie do rzeczywistości. Moja babcia nadal nie wyszła z wprawy, a ja no cóż powinnam więcej ćwiczyć, a przynajmniej skupić się na walce. Nie miałam siły na to by dalej walczyć po widoku jaki przed chwilą ujrzałam. To było okropne, ale co jeśli spłonęli żywcem. Przez moja rozproszenie dwoje Łowców przygwoździło mnie do ziemi. O nie tak się bawić nie będziemy, powiedziałam sama do siebie, a w ich umysłach stworzyłam wizje, że to ja jestem Olsenem, a on to ja. Bez zastanowienia się na niego rzucili. On nie wiedząc co się dzieje dał się pojmać. Dafne stworzyłam w wizji innych Łowców. Przez co my byłyśmy wolne. Po raz pierwszy posługiwałam się moją umiejętnością w dwóch wymiarach i jakoś mi wychodziło. Kiedy odeszli i wiedziałam, że są daleko przestałam tworzyć wizje. Jedynym minusem posługiwania się tą umiejętnością było to, że ja nic nie widziałam po za tym co tworzyłam w ich umysłach. Jednak kiedy mój wzrok powrócił z podwojoną siłą dotarła do mnie świadomość, że wszystko co w tym domu było spłonęło. Księga, pamiętnik, jedyna wiedza o runach. Może jest jeszcze dla nich szansa. Z basenu przed instytutem uniosłam w powietrze jak najwięcej wody przeniosłam nad budynek i równomiernie ją opuściłam na dom. Wszystko zaczęło przygasać, a ja targnięta emocjami wskoczyłam w jeszcze nieugaszony ogień przy drzwiach.
Pobiegłam do mojego
pokoju rozgarniając liżące języki ognia magią powietrza. Żar stawał się nie do wytrzymania. Jednak mój pokój pozostawał nietknięty. Wzięłam co najcenniejsze spakowałam w torbę i wtedy pomyślałam o zbiorach książek, które właśnie teraz płoną. Kiedy dobiegłam to miejsca pożar właśnie zaczął tam docierać. Paliły się tylko dolne części regałów. Mogłam jeszcze większość uratować podbiegłam do łazienki, która znajdowała się dwa metry od de mnie. Jednak drzwi od gorąca nie mogły się otworzyć. Bynajmniej nie rękami, próbowałam kopniakiem trafiając w miejsce obok klamki, ale nie dawało żadnego rezultatu. Więc po prostu się rozbiegłam i uderzyłam w nie całą sobą. Kiedy odpuściły o mały włos nie wpadłam w płomienie. Zatrzymałam się dosłownie dwa centymetry przed nimi. Magią metalu rozwaliłam rurę, która pięła się ku sufitowi. Całe pomieszczenie zalała życiodajna woda. Nie dosyć, że byłam umorusana w sadzy to teraz jeszcze jestem cała mokra. Jednak  teraz to było najmniej ważne. Po podłodze rozlałam wodę i na szczęście udało mi się ocalić resztę zbiorów. Jednak nigdzie nie znalazłam magów. Jakby ich tutaj nie było. Nikt nie krzyczał, nie wzywał pomocy ani nic podobnego. W salonie ani żadnej innej sali nie było żywego duch, szczątek też nie znalazłam. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam detonator. Licznik pokazywał, że zostało mi 10 sekund. W tak krótkim czasie nie mam szans stąd wyjść.

Obserwatorzy