niedziela, 3 maja 2015

~21~

*Kilka godzin później*
*Katherine*


Leżałam na jakiejś mega niewygodnej sofie albo kanapie. Nie wiem jak to nazwać, ale było zamiast parapetu przy oknie. Jedno wiem na pewno upijało mnie każdy kawałek ciała. Moje oczy nie mogły się podnieść, ale po chwili to ustąpiło. Byłam w jakimś średniowiecznym budynku w kompletnie nieznanym miejscu. Jak ja się u licha tu znalazłam?! Pięknie ozdobiony pokój. W którym było pełno jakiś rzeźb, obrazów i innych zabytków. Gdzie ja jestem? Może umarłam. Jednak gdy uszczypnęłam się to zabolało. Więc jednak żyje i to nie jest żaden sen. Próbowałam sobie przypomnieć co ostatnie pamiętam. Widziałam tylko przerywniki z pola walki... jakieś dwie kobiety... a na samym końcu przypomniał mi się dziwny zapach. Następna była nicość. Czym one mnie naćpały? Kim do cholery są? Wreszcie udało mi się podnieść. Czuję się jakbym była po ostrej grypie. Ledwo trzymam się na nogach. Próbowałam za pomocą magii wody pozbyć się trucizny, narkotyku, wirusa... Nie wiem jak to nazwać. Najważniejsze żeby się tego pozbyć. Jednak nic nie działało, miałam zablokowane moce. Noż do cholery jasnej! Jak ja mam teraz stąd wyjść? Jednak kobiety, które mnie napadły nie zabrały mi broni. Powoli usiadłam. Niestety, gdy tylko spróbowałam wstać nastała chwila mdłości. Mój wzrok przykuła woda. Chwiejnym krokiem podeszłam do stolika i pochłonęłam jej zawartość. O dziwo to mi pomogło od razu. Czas wymyślić jak się wydostać z tego miejsca. Drzwi? Nie to by było za proste i rzeczywiście były zamknięte. Wentylacja była za wysoko żeby się do niej dostać, ale okno było na idealnej wysokości. Jednak nie mogłam z niego skoczyć było za wysoko. Jednak parapety się łączyły i to jest moja szansa. Powoli odsunęłam zasuwy, robiłam wszystko jak najciszej mogłam. Czemu moja moc zawiodła mnie wtedy kiedy jej najbardziej potrzebuje? Co jest ze mną? To ta substancja czy to miejsce. Nie mam pojęcia, ale wiem, że to mi wcale nie ułatwi zadania. Teraz powinnam być przy Eli, a nie w.... jakimś obskurnym miejscu. Powoli przesuwałam się po parapecie aż dotarłam do otwartego okna. Uważałam na każdy mój ruch, bo wiedziałam że to co robię jest niebezpieczne. Weszłam do pomieszczenia, które wyglądało na sypialnie małżeńską. Gdzie ja do licha jestem? Kto mnie porwał? Czego od de mnie chcą? Pytania kłębiły się w moim umyśle coraz bardziej. Do czasu, gdy zorientowałam się, że w pomieszczeniu były dwie kobiety. Odruchowo się cofnęłam. Obie wyglądały przerażająco pięknie. Kim one są? Zagrożeniem czy sprzymierzeńcami? Skądś kojarzyłam je? Tylko skąd? Mój mózg desperacko szukał odpowiedzi. To były przywódczynie Krein. Riley Hans i Kristin River, to one jedne z najbardziej cenionych i najbardziej utalentowanych magów na ziemi.

-Dobrze się spało?-zapytała jedna Kristin zbliżając się do mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie-warknęłam, a moja ręka spoczęła na sztyletach.
-Spokojnie. Nie mamy wrogich zamiarów.
-Ta jasne. Jeszcze uwierzę-parsknęłam z obrzydzeniem.-Porwałyście mnie i ja mam być spokojna. No to jest śmieszne.
-Nie jest śmieszne-odezwała się po raz pierwszy Riley-Wiem, że będzie ci trudno w to uwierzyć, ale jesteśmy po tej samej stronie.
-Że co?! Myślicie, że uwierzę wam w te tanie kłamstwa? Proszę was.
-Wysłuchaj nas przynajmniej-odezwała się Kristin. Ja stałam niewzruszona-Jesteśmy po tej samej stronie. Tylko ty masz zablokowane umiejętności. My możemy w pełni używać naszych mocy, a ty masz zablokowaną przez substancje, którą cię uśpiłyśmy. Nie martw się to niedługo minie, ale my mogłyśmy cię wykończyć i zmusić do wstąpienia w szeregi łowców, ale my tylko pragniemy cię ostrzec.
-Przed kim? Przed wami?-prychnęłam, siadając na stole.
-Nie-odpowiedziały równocześnie.
-Przed twoim ojcem-dodała Riley.
-A co on niby ma z tym wspólnego? Przecież nie ma mocy i raczej nie wie o niej.
-Gdzie on teraz powinien być?-zapytała River.
-Na misji w Afganistanie. Ma wrócić za trzy tygodnie.
-Otóż nie jest na misji-stwierdziła i odwróciła laptop z nagraniem w moją stronę. Tam było nagranie na którym był mój ojciec uzgadniający jakiś plan. Ten plan dotyczył unieszkodliwienia mnie. Nie to niemożliwe. To nie może być prawda. W moim gardle pojawiła się gula, a oczy zaczęły.
-Teraz wierzysz?-odparła Hans. Kiwnęłam głową-On nauczył się blokować każdy twój atak, ma obronę fizyczną i mentalną. Będziesz musiała go pokonać w inny sposób.
-Mam walczyć z własnym ojcem. Ja nie dam rady-stwierdziłam-To on mnie wszystkiego nauczył.
-Wiemy, że to będzie trudne. Jednak mamy jeszcze gorszą wiadomość. Jeśli zaatakujesz go jakimkolwiek żywiołem to on odbije się od niego i wróci do ciebie-objaśniłam szatynka.
-To niby jak mam się bronić? To doświadczony komandos. Jest znacznie silniejszy od de mnie.
-W pewnym momencie dasz się złapać. Sama do niego przyjdziesz i się poddasz.
-Aha tutaj jest pies pogrzebany-powiedziałam zaciskając palce mocniej na sztylecie.
-Nie, źle to rozumiesz-dodała Hans-Wyszkolą cię na Łowce, poznasz nasze tajemnice, nasze słabości. Sądzę, że jesteś na tyle mądra, że uda ci się wykorzystać wiedzę. Po szkoleniu pomożemy ci uciec.
-Skąd mam pewność, że mnie nie wystawicie?
-Nie masz żadnej, ale to jest twoje zabezpieczenie. Na tym pendrive znajdziesz wszystko dotyczące umiejętności, treningów i innych rzeczy związanych z łowcami. Będziemy mogły ci przesyłać wszystkie wiadomości związane z aktualnymi atakami na magów w twoim zasięgu. Do tego masz tu akta każdego z naszej organizacji.
-Wystarczające zabezpieczenie?-oznajmiła Hans.
-Chyba tak i nic w zamian nie chcecie?-zapytałam.
-Nie, ponieważ jesteśmy po tej samej stronie-po tym zdaniu strasznie zaburczało mi w brzuchu.
-Jeśli chcesz częstuj się-Kristin wskazała na stół. Nie czekałam długo aby odpowiedzieć na jej prośbę. Po prostu podeszłam do stołu i wzięłam pochłonęłam dwie kanapki.
-Możecie mnie odwieść do Harlingen?
-Ciągle w nim jesteśmy-miałam wyjść, ale do głowy przyszło mi jeszcze jedno pytanie.
-Dlaczego mnie porwałyście?
-Nasi mężowie myślą, że jesteśmy w spa, jednak jak widzisz my miałyśmy inne plany. Porwałyśmy cię żeby nikt inny cię nie znalazł, a my nie możemy się na razie ujawniać, ponieważ nasz plan nie wypali-powiedziała Riley.
-Aha. Kiedyś na pewno się jeszcze spotkamy?
-Jak chcesz to wpadaj jeśli masz jakieś pytania, jesteśmy w tym zameczku jeszcze przez tydzień-dodała Kristin.
-Wpadnę tu z Eli. Jak dojdzie do siebie. To moja prawa ręka.

Powiedziałam i zbiegłam po schodach. Nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić. Fajnie by było mieć tak wysoko postawionych szpiegów w Krein, ale nie mogę się wydać całkowicie. Lepiej żeby nie wiedziały wszystkiego. Jakoś im nie ufam. Pomyśle o tym później. Teraz muszę jak najszybciej znaleźć się Fewius do Elizabeth. Nie wiem jak poważny jest jej stan. Do tego zawsze się martwiący Maurycy Wood. Co ja z nim zrobię? Jak ja się wymigam od tłumaczeń? Nie ważne. Najpierw zajmę się innymi sprawami. Muszę się doprowadzić do porządku i dopiero pokazać się im na oczy. Jakby dziadek mnie teraz ujrzał to by nie odpuścił, a ja nie mogę się wydać.

Obserwatorzy