środa, 25 czerwca 2014

~10~

*Elizabeth*
Katherine poradziła sobie z tym wyzwaniem śpiewająco.  Zadziwiła mnie jej pewna postawa przecież ona zauroczyła się w tym chłopaku, a mimo to nie dała mu żadnych ewentualności ucieczki. Do tego nie zdradziła kim na prawdę jest i uczyniła z niego naszego szpiega. Zadziwiające jak ona dobrze sobie radzi z tymi wszystkimi przeszkodami. Nie okazuję słabości i do tego jest na tyle silna aby się zmierzyć twarzą w twarz z problemami. Czemu ja nie mogę być taka jak ona? Niestety mam jeden minus do jej metody. Za szybko wypuściła Simona i dała mu wolną rękę. Nie była świadoma tego, że może nas skrzywdzić i tym samym zdradzić, a może i była? Jednak nie chciała uwierzyć, że Simon może być skończonym dupkiem? Nie wiem, ale wszystko okaże się w najbliższym czasie.

*Simon*
Wracałem do Piknei pełen zdeterminowania. Znalazłem się pomiędzy młotem, a kowadłem. Nie chciałem narażać Kate na niebezpieczeństwo, a bałem się też zdradzić moich przyjaciół. Co będzie gdy dokonam wyboru? Znalazłem się w labiryncie problemów i nie widzę żadnego wyjścia. Co ja powiem chłopakom jak wrócę? Muszę wymyślić coś bardzo dobrego. Powiedzieć, że przeżyliśmy upojną noc? Nie, ponieważ nie dam rady udawać szczęśliwego. Może że Kate bała się zostać sama? To też powinno odzwierciedlać szczęście. Może że się pokłóciliśmy? To chyba najlepsze wyjście, ale nie mam pojęcia czego ta kłótnia mogła dotyczyć. Czemu ja jestem taki bezsilny i idiotyczny? Zapomniałem urodziłem się z tym. Przed wejściem do budynku wziąłem kilka głębokich oddechów po czym otworzyłem drzwi jak najciszej mogłem.

-Simon wreszcie jesteś!-krzyknęła Caroline na wejściu.
-Czego się drzesz?-powiedziałem nie kryjąc irytacji, że znowu mnie nachodzi. Ona jest taka beznadziejna. To chłopak powinien uganiać się za dziewczyną, a nie na odwrót.
-Gdzie ty byłeś całą noc?
-Co cię to interesuję? Jestem dorosły mogę robić co chcę!-krzyknąłem teraz na nią.
-Zdradziłeś mnie?-parsknąłem śmiechem. Co za naiwna suka!
-Ja ciebie?-powiedziałem z rozbawieniem-Nawet nie jesteśmy razem. Nie interesujesz mnie. Kiedy ty to w końcu zrozumiesz?
-Jeszcze będziesz mój-powiedziała zdeterminowana.
-Po moim trupie. Nawet jeśli byłabyś ostatnią kobietom na ziemi, nie tknął bym cię.
-Odszczekaj to!-powiedziała szykując się do ataku.
-Nie interesujesz mnie! Brzydzę się tobą!-powiedziałem, a po chwili widziałem jak się zamachuje aby przywołać powiew wiatru. Rysując obiema rękami w powietrzu kulę kierując w przeciwną stronę ruch dłoni powstała prze de mną ognista tarcza.
-Skoro nie mogę zaatakować ciebie znajdę Kate i ją skrzywdzę-przyparłem ją do muru przyduszając ją.
-Spróbuj ją tknąć to cię zabiję!
-Co tu się dzieje?-zapytali Diana i Paul.
-Nic tak sobie ustalam pewne rzeczy z Caroline-odwróciłem się do niej-Więcej nie wchodź mi w drogę!-nic nie odpowiedziała. Ja ruszyłem do swojego pokoju. Kiedy wszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Nie minęła minuta, a usłyszałem pukanie do drzwi.
-Czego?-wrzasnąłem.
-Simon to tylko ja-powiedział Paul wchodząc do mojego pokoju.
-Daj mi spokój-rozkazałem.
-Co się stało?-natknął się tylko na ciszę z mojej strony. Nie miałem zamiaru z nim gadać-Opowiadaj. Nie wyjdę stąd dopóki mi nie odpowiesz-nic nie odpowiedziałem tylko położyłem się na łóżku i chciałem usnąć-Simon do cholery!-poleciał na mnie kubeł zimnej wody.
-Ty durniu! Coś ty narobił!-wywrzeszczałem zirytowany.
-Mam rozumieć, że to przez Kate.
-Tak, a czy ktoś inny umie mnie tak wpienić?-powiedziałem rozkładając bezradnie ręce.
-Co się stało tym razem?
-Pokłóciłem się z nią, ale mi na niej cholernie zależy, a wszystko co robię w kierunku naszego związku wychodzi mi źle.
-Powiedz co zrobiłeś to może ci jakoś pomogę.
-Było długo nieprzytomna-jak ja nie lubię kłamać-Zostałem u niej w domu. Opiekowałem się nią. Kiedy się ocknęła była strasznie zdezorientowana. Po jakimś czasie doszła do siebie spróbowałem wykorzystać okazję i się do niej zbliżyć. No wiesz o co chodzi. Kate zaczęła krzyczeć, że nie jest tam jakąś zwykła dziwką do zabawy. Przeprosiłem ją, ale ona nie słuchała. Wyrzuciła mnie z domu i powiedziała żebym więcej się do niej nie zbliżał.
-No to nieźle. Naważyłeś sobie niezłego piwa.
-Ale co ja mam z tym zrobić?-zapytałem z udawaną desperacją.
-Spotkać się z nią w jakimś publicznym miejscu i szczerze porozmawiać, ale daj jej czas aby to wszystko trochę ucichło w niej. Później jeśli ci po raz drugi zaufa to niech ona wykonuje kolejne kroki.
-Dzięki stary-powiedziałem.

*Katherine*
Simon nie odzywa się już od tygodnia. Elizabeth właśnie wróciła do swojego domu i wyjeżdża wraz z rodzicami do dziadków. Znowu zostaję sama. Chociaż mam czas oczyścić pokój babci. Przyniosłam sterty pudeł z garażu. Przed sprzątaniem zdecydowałam się na długi prysznic. Chciałam się najpierw odprężyć i podejść na spokojnie do sprzątania rzeczy ukochanej osoby. Zdecydowanie ciepłe krople wody spływające po moim ciele mi w tym pomogły. Wyszłam otulona ciepłym ręcznikiem z łazienki. Wzięłam bieliznę z pokoju i wróciłam do łazienki. Szybko włożyłam moje marne odzienie, wysuszyłam włosy, które mi się lekko pofalowały. Związałam je w kitkę. Wróciłam do mojego azylu zwanego pokojem. Z szafy wybrałam dzisiaj coś bardziej sportowego, a mianowicie białą koszulkę z nadrukiem, jeansowe rurki i niebieskie trampki. Czułam się gotowa stawić czoło wyznaczonemu na dzisiaj zadaniu. Weszłam niepewnie do pokoju i zaczęłam składać kartonowe pudła. Czułam się jakbym miała usunąć Dafne z mojego życia. To mnie przygnębiało . Do czasu gdy nie znalazłam skrytki za szufladą. Była tam mała szkatułka zamykana na kluczyk. Ta kobieta coraz bardziej mnie zadziwia. Wtedy przypomniało mi się, że tuż przed swoim odejściem dała mi mały kluczyk na łańcuszku. Pobiegłam po niego czym prędzej. Kiedy wróciłam dopadłam do wcześniej odnalezionego przedmiotu. Otworzyłam go i znalazłam kolejny pęk kluczy. To wszystko robi się coraz bardziej dziwne i bezsensowne. Usłyszałam swój telefon.

-Słucham?-zapytałam byłam trochę poddenerwowana.
-Witaj córciu. Jak ci mija dzień?-zapytał mój ojciec.
-O cześć tatku. Nic ciekawego sprzątam pokój babci. Same sterty ubrań i nic więcej-idealne wyminięcie dla mojego odkrycia.
-Dajesz sobie jakoś radę?
-A czy ja kiedyś nie dawałam sobie rady? Przepraszam, ale nie mam za bardzo czasu. Muszę jechać na zakupy, a na dworze strasznie pada. Wezmę twój samochód.
-Tylko nigdzie mi nie rozbij go to zabytkowy chevrolet z 67 roku.
-Spokojnie umiem prowadzić. Nie rób ze mnie jakiejś nie dorobionej plastikowej laluni.
-I tak uważaj. Kocham cię-rozłączył się. Te dwa ostatnie słowa wydawały mi się wymuszone. Dziwne nigdy nie dzwonił do mnie bez potrzeby.

Poszłam po torbę i spakowałam do niej szkatułkę oraz portfel i klucze. Pospiesznie zeszłam do garażu, a po chwili mknęłam leśną drogą. Nie byłam pewna czy to co robię jest słuszne. Moje pojęcie o tym co dobre o co złe przestało mieć znaczenie. Liczyłam się tylko z intuicją. Kiedy znalazłam się pod supermarketem w centrum miasta. Ujrzałam Caroline, której tak nie lubił Simon. Jego samego, Georga, Paula, Jacka i jeszcze jakąś dziewczynę. Wszyscy spojrzeli się w moją stronę, a ja dumnie wysiadłam z auta i poszłam po wózek. Nie miałam zamiaru z nimi rozmawiać. Weszłam pewnie do ciepłego budynku i zaczęłam dzielnie wybierać produkty. Kiedy zobaczyłam Simona w tej samej alejce upuściłam pudełko z batonikami. Specjalnie.

-Pomogę ci-powiedział.
-Co powiedziałeś im jak wróciłeś od de mnie?
-Że się pokłóciliśmy, bo jak odzyskałaś przytomność to się chciałem do ciebie zbliżyć. A ty powiedziałaś, że nie jesteś taka łatwa.-Caroline była na horyzoncie. Przedstawienie czas zacząć.
-Dziękuje, ale to i tak nie zmienia faktu, że jestem na ciebie wściekła! Weź sobie stąd idź najlepiej, bo nie mogę na ciebie patrzeć-powiedziałam ostro.
-Katherine ile ja razy mam cię przepraszać. Przecież nic nie zaszło. Powiedziałaś nie i ja zrozumiałem.
-To nie zmienia faktu, że wykorzystałeś sytuacje aby się do mnie dobierać. Zejdź mi z oczu!-rozkazałam.
-Nie dopóki ze mną normalnie nie porozmawiasz-powiedział i zirytował mnie swoim spokojnym tonem.
-Hmmmm... Mogę cię do tego zmusić.
-Nie. Nie możesz za mała jesteś.-spojrzałam się na niego wyzywająco-Nie przyszedłem tutaj aby się kłócić. Przepraszam cię. Kate kocham cię i wiem, że zachowałem się jak...
-Debilny idiota, który nie umie pohamować swojego popędu-dokończyłam.
-Skoro tak to nazywasz-odparł z przekorą.
-Nie irytuj mnie. Mam prośbę...-dodałam szeptem.
-Jaką?
-Jeśli będę musiała wyjechać na jakiś czas to zajmiesz się końmi?-zapytałam.
-Tak, ale gdzie niby ty miałabyś wyjeżdżać?-zapytał z przestrachem.
-To już moja sprawa-odparłam tonem, który miał zakończyć jego pytania.
-Nie ufasz mi?
-Dokładnie-zrobił się jakiś smutny.

Skończyłam rozmowę i podeszłam do kasy z pełnym koszykiem. Byłam gotowa na zmiany w życiu. Przestałam się bać konsekwencji. Ktoś w końcu musi spełnić przepowiednie. 

niedziela, 22 czerwca 2014

~9~

***Katherine***

Mój plan musi się udać. Wszystko się wyjaśni, a ja zyskam przewagę nad Łowcami. Nie bałam się upadku, który miał być decydującą częścią planu. Wjechałam galopem na Diablu po czym szybko pociągnęłam lejce do siebie. Mój koń zrobił to co miałam na myśli. Stanął dęba i wydał odgłos przerażenia. Ja puściłam się lejcy i spadłam z konia przy czym piszczałam. Zamknęłam oczy i udawałam, że jestem nieprzytomna. Po chwili na polanie pojawili się Łowcy.

-Boże Katherine!-krzyknął Simon.
-Ładna jest-powiedział Paul.
-Idźcie sobie stąd. Wiem gdzie mieszka zaniosę ją do domu. Nie czekajcie na mnie-wszystko idzie po mojej myśli.  Słyszałam jak odchodzą-Przeklęty koń-poczułam jego ręce na ciele. Otworzyłam oczy i wykonałam jeden ruch rękom, a woda wyssana z drzewa powaliła go na ziemię.
-Kate! Nie chcę ci zrobić krzywdy, jednak ja go nie słuchałam. Do jego nosa przyłożyłam flakonik z usypiającą miksturą, którą zostawiła mi babcia. Po chwili był nieprzytomny.
-Elie!
-Jestem-wyjechała z ukrycia.
-Pomóż mi go przerzucić przez mojego konia-szybko znalazł się na górze, a my pojechałyśmy do mojego domu.
-Co teraz?-zapytała.
-Pomóż mi zaciągnąć go do domu.
-A dokładniej?
-W salonie mam taką rurkę z półkami na płyty. Ona jest mocno przymocowana, a mój ojciec ma w jednej szafce kajdanki. Przykujemy go i poczekamy.
-Dobra-powiedziała łapiąc go za nogi.
-Na trzy-kiwnęła głową-Raz... Dwa.. Trzy...-trzymałam go za barki.
-Boże co on je-powiedziała. Po chwili  był salonie. Oparłyśmy go o rurkę.
-Zostań z nim na chwilę. Idę po kajdanki.-już znikłam na schodach. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, ale muszę poznać prawdę i z nim porozmawiać. Może uda mi się zdziałać więcej niż mi się wydaję. Wróciłam do salonu.-Mam-szybko go skułam.
-Ile jeszcze będzie w tym stanie?-zapytała przyglądając mu się bacznie.
-Minęła już prawie godzina, więc jakieś kilkanaście minut. Idę zająć się końmi.
-Ja to zrobię-powiedziała jakby z przestrachem, a ja wzięłam do ręki kawę, która stała w kuchni.
-Czyżbyś się bała?
-Nie, ale sądzę, że to ty powinnaś się z tym zmierzyć. W końcu to ty się w nim zakochałaś.
-Jasne.

Opadłam na krzesło. Zapowiada się piękna noc pomyślałam i zaczęłam pić kawę. Zostałam sama i siedziałam myśląc o tym co ja mam mu powiedzieć. Jak to rozegrać. Z drugiej drugiej strony ja nie wiem czy go lubię, kocham, nienawidzę, a może po prostu tęsknie za moją niewiedzą kim jest. Widziałem jak zaczyna się poruszać, ale zanim wróci jego świadomość muszę coś wymyślić. Znowu improwizować? Nie wiem czy w tym przypadku dam radę. Jedno wiem na pewno muszę być twarda. Oparłam łokcie o kolana, a ręce złożyłam przed sobą. Wiedziałam, że taka poza doda mi pewności siebie. Patrzyłam na niego kiedy powoli otwierał oczy.

-Witaj ponownie-powiedziałam zmuszając go tym samym aby na mnie spojrzał.
-Kate-powiedział i chciał się ruszyć, ale kajdanki mu to u uniemożliwiły-Co tu się dzieje? Dlaczego mnie tak boli głowa?-zaczął się szarpać.
-Spokojnie, bo sobie jeszcze zaszkodzisz. W twojej sytuacji to bardzo łatwe.
-Katherine ja na prawdę nie chciałem cię nigdy skrzywdzić.
-To jak wyjaśnisz bycie Łowcą?
-A jak ty wyjaśnisz to, że jesteś Magiem?
-Po pierwsze nie jestem zwykłym magiem. Jestem o wiele bardziej potężna niż twój mały móżdżek może sobie kiedykolwiek wyobrazić, a po za tym ja tutaj zadaję pytania-powiedziałam zirytowana.
-Jasne. Z twojego zachowania wynika, że nie czytałaś listu.
-Jakiego listu?
-Leży na twoim łóżku-powiedział patrząc na mnie tak jakby zmusza mnie żebym po niego poszła.
-Poczekaj jak ty się dostałeś do mojego domu? Nie mogłeś wrzucić go do skrzynki.
-Najpierw trzeba ją mieć-w sumie ma racje.
-To nie znaczy żebyś mi się włamywał do domu.
-Nie wiedziałem gdzie to zostawić.
-Na wycieraczce, w stajni albo łatwiej wysłać e-mail. Może napisać sms.
-I tak byś mi nie odpisała kiedy dowiedziałaś się od tej małej podstępnej Elie, że jestem Łowcą-był zbyt pewny siebie.
-Po pierwsze ona nie jest podstępna to ona pomaga mi i jest przy mnie kiedy chłopak w którym się zauroczyłam postawił mnie przed faktem dokonanym, że jest moim śmiertelnym wrogiem. Po za tym to nie od niej się tego dowiedziałam coś innego cię zdradziło.
-Że niby co?-powiedział z taką lekkością w głosie. Wzięłam scyzoryk ze stołu i podeszłam do niego. Rozcięłam koszulę.
-To cię zdradziło-odsłoniłam jego tatuaż, który jest znakiem rozpoznawczym tych palantów.
-Ale ty go nigdy nie widziałaś. Przecież miałem zawsze przy tobie zakrytą pieczęć.
-Poprawka może i przy mnie tak, ale nie przy swoich pobratymcach! Pamiętasz trening poprzedniej nocy kiedy się nie spotkaliśmy byłam na przejażdżce konnej, a wy trenowaliście. Nie zorientowała bym się kim jestem jeśli miałbyś koszulkę, a nie chwalił się przed resztą swoim ponętnym kaloryferem-podsumowałam.
-To byłaś ty! Czyli przeczucia mnie nie zawiodły. Ty nie masz co robić tylko się po lesie włóczyć po nocy w dodatku mieszkasz niedaleko Piknei. W lesie jest pełno Łowców chcesz zginąć.
-Dziwne, że teraz się o to martwisz. Nie pomyślałeś o tym wcześniej?-zapytałam ciągle udawało mi się być twardą.
-Pomyślałem, ale nie sądziłem, że jesteś poniekąd taka sama jak ja. Proszę idź na górę po ten list to może coś da w tej naszej bezsensownej kłótni.
-Zrobisz jedną sztuczkę, a nie zawaham się ciebie skrzywdzić zrozumiałeś-pogroziłam mu palcem. Szybko wróciłam z kopertą w ręku i wróciłam do mojego więźnia.
-Nie przeczytasz?-powiedział unosząc brwi. Rozdarłam kopertę i wyjęłam kartkę.

"Kochana Katherine

Nie wiem jak mam ci to powiedzieć, ale lepiej żebyś  dowiedziała się od de mnie niż od Elizabeth. Nie mogę znieść myśli, że mogę cię stracić i mimo tej przykrej wiadomości przeczytaj to do końca. Nie myśl, że kłamię piszę to z sercem. Mam pełną świadomość tego, że ta informacje wiele zmieni w naszych relacjach. Katherine nie będę owijał w bawełnę jestem Łowcą. Wiem, że to bezsensowne, ale odkąd cię poznałem to niewiele dla mnie znaczy nie jestem w stanie zacząć nowego życia od tak. Nie mam nawet schronienia nad głową. To dzięki tobie zrozumiałem jaką krzywdę robimy ludziom, którzy są zdani na nasze zasady. Kate ja się w tobie zakochałem dla ciebie jestem gotów rzucić to teraz w cholerę i nawet mieszkać pod jakimś sklepem bylebyś mnie nie odrzuciła i dała mi jeszcze jedną szanse. Może Elie powiedziała ci o mnie wiele przykrych rzeczy i wiele z nich jest prawdą, ale nie wie jak się zmieniłem przez ostatnie półtora tygodnia,a nie wiem czy teraz dałbym sobie radę bez ciebie. Nie mogę cię stracić jesteś dla mnie zbyt ważna, nie mam rodziców i tylko ciebie po za nimi kocham tak na prawdę. Proszę daj mi jeszcze jedną szansę na odkupienie ukrycia prawdy. Chociaż daj mi to wszystko wyjaśnić.

KOCHAM CIĘ 
Simon"

Zatkało mnie nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam ochotę skakać z radości, a jednocześnie zastanawiałam się czy to nie jest zwykły stek bzdur. Może wiedział co będę miała ochotę zrobić jak się dowiem o nim prawdę, ale przecież nikt nie jest jasnowidzem. Czytałam go jeszcze kilka razy zanim skierowałam na niego wzrok.

-Mam odejść?-zapytał w końcu.
-Nie mam inny plan dla ciebie. Nie możesz odejść. Jednak wciąż ci  nie ufam mogłeś napisać stek bzdur na tej kartce.
-Jak mam ci to udowodnić?
-Podaj mi gdzie dokładnie znajduję się Krein?
-W USA w Harlingen. Tam stało od zawsze i jest do tej pory. Zajmuje obrzeża miasta na północy.-wzięłam z ławy pamiętnik Dafne lokalizacja się zgadzała. 
-Główny radny z 1946 roku?
-Hans Frankil był on magiem ziemi tak bezwzględnym, że zabijał całe rodziny i małe dzieci.
-Powiedzmy, że mówisz prawdę, ale nie mam takiej pewności, że mówisz prawdę-powiedziałam ciągle nie umiałam mu uwierzyć po tym wszystkim.
-Kate pamiętasz jak okiełznałaś Diabla. Nikomu nie dawał do siebie podejść tylko tobie. Takie przypadki są rzadko, a teraz ten koń tak cię kocha, że nie da ci zrobić krzywdy choć sam mógłby zostać skrzywdzony. 
-I co w związku z tym?-powiedziałam znudzona.
-Zrobiłaś to samo ze mną. Nikt nie mógł się do mnie przed tobą zbliżyć. Nie pozwalałem na to. Byłem dziki i nie okiełznany jak ten czarny koń, a teraz siedzę tutaj i tłumaczę się tobie chociaż normalnie już bym uciekł. 
-Piękne słowa Simon, ale to tylko słowa nic więcej.
-Powiedziałaś, że mam nie odchodzić, ponieważ masz do mnie inne plany. Jakie może tak dowiodę swojej lojalności-powiedział, a ja zaczęłam powoli mięknąć. 
-Masz zostać w Piknei i donosić mi o wszystkich zamierzeniach Łowców. Szczególnie o miejscach ataku lub namiarach na maga, który stanie się kolejnym celem. 
-Załatwione-powiedział-Dasz mi jeszcze jedną szansę?
-Może kiedyś na razie nie jestem ci w stanie zaufać i budować związku. Bądź cierpliwy-zauważyłam, że zaczyna świtać-Elie!-krzyknęłam.
-Co tam?-powiedziała wchodząc do domu.
-Jak myślisz wypuścić go i uczynić naszym łowczym szpiegiem czy dobić?
-Ufasz mu?-zapytała.
-Powiedzmy.
-Tak czy nie?
-Tak, bynajmniej pod tym względem-powiedziałam starając się zabrzmieć pewnie.
-Ale?-wyczuła moje zakłopotanie.
-No był Łowcą przez wiele lat-podsumowałam.
-Decyzja-powiedziała wyczekująco.
-Wypuśćmy go. Przyda nam się ktoś taki. Ci Łowcy nie umieją walczyć nie dadzą nam rady mnie samej nie daliby rady-powiedziałam.
-Niech tak będzie-powiedziała.

niedziela, 15 czerwca 2014

~8~

***Oczami Simona***
Sam nie wiem jak ja mogłem się zakochać tak szybko w Katherine. Była wyjątkowa coś mnie w niej pociągało i ekscytowało, ale czułem, że to właśnie z nią chcę dzielić resztę mojego życia. Dla niej mogę odejść kompletnie z świata Łowców. Nie muszę tutaj być. Jednak jeszcze nie byłem pewny do końca moich postanowień. Ćwiczyłem pilnie z Paulem , Harrym i Georgem. Ciągle sprawiało mi to tą samą przyjemność, ale nie byłem już tak skupiony i pełen finezji odkąd ją poznałem. To właśnie na taką osobę czeka się całe życie. Wydało mi się przez jakąś chwilę, że ktoś nas obserwuję, ale to uczucie po chwili zniknęło. Starałem się utrzymać pozycję i unikać ataków oraz sam być atakującym, ale najchętniej skakałabym z radości i szczęścia.

-Simon co się z tobą dzieję?-powiedział Paul.
-Nic. Tylko nie mam ochoty dzisiaj trenować.
-To przez Katherine prawda?-zasugerował Harry.
-Coooo... nieeee-powiedziałem, ale mój głos się zatrząsł. 
-Ktoś tu kłamie-rzekł Harry i zaczął mnie łaskotać.
-Przestań-odpowiedziałem z irytacją. Łapiąc go za ręce i powalając na ziemie.
-Ktoś tu ma okres-powiedział George.
-Zachowujecie się jak dzieci co najmniej.
-Mały Simon się zakochał-podsumował Paul i zmierzwił mi włosy.
-Dajcie spokój nie będę z wami na ten temat rozmawiać. Jesteście beznadziejni.
-Simon to tylko żarty. Potem ty się z nas będziesz nabijał, że ty masz dziewczynę, a my nie. Musimy korzystać dopóki możemy-powiedział Harry.
-Spływam stąd-podsumowałem.

Podniosłem swoją koszulkę i skierowałem się na ranczo. Chłopaki mają rację Katherine kompletnie zawróciła mi w głowie, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Teraz pozostało mi tylko czekać na następne spotkanie na którym może w końcu coś się wydarzy. Wszedłem do pokoju, otworzyłem okno po czym zastanawiałem się co ona teraz robi. Może myśli o mnie i czeka aż do niej zadzwonię. Bez zastanowienia wziąłem telefon do ręki i wybrałem jej numer. Niestety włączała się tylko poczta głosowa. Trochę mnie to zadziwiło, a jeśli jej się coś stało. Odrzuciłem od siebie tą myśl. Po czym szybki prysznic i wreszcie znalazłem się w krainie snów.

***Rano***

Obudziłem się wypoczęty jak nigdy. Trzeba dzisiaj jakoś skontaktować się z Katherine. Szybko się ogarnąłem i wyszedłem z pokoju. Jak zwykle wstałem w południe i wszyscy już coś robili na farmie. Postanowiłem wyjść na miasto i może coś zjeść. Ewentualnie przejdę się do Kate, ale ja nawet nie wiem gdzie mieszka. Cóż może na mieście mi się poszczęści. Szedłem uliczkami, aż w końcu natknąłem się na grupkę przedszkolaków, którzy właśnie szli na wycieczkę. Może i ja kiedyś będę miał taką pociechę. Może nawet szybciej niż mi się wydaję, bo spotkałem dziewczynę idealną. Patrzyłem się na grupkę tych małych nic nie świadomych brzdąców i nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem się uśmiechać pod nosem. Szczęście mi jednak dopisało, bo gdy przechodziłem pod domem nauczycielki historii zobaczyłem jej motor zatrzymujący się.

-Katherine?-powiedziałem z lekkim zapytaniem w głosie. Towarzyszyła jej jakaś dziewczyna. Początkowo nie zwracałem na nią uwagi.
-Hej-powiedziała i pocałowała mnie w policzek tak jak to mieliśmy w tradycji.
-Tęskniłaś?-powiedziałem. Zerknąłem na jej towarzyszkę to była Elizabeth, która wie kim jestem. Co jeśli Kate się o tym dowiedziała? Poczułem strach.
-Bardzo. To jest Elizabeth. Simon Elizabeth, Elie to Simon.-jednak sprawiała wrażenie jakby nic nie wiedziała.
-My się już znamy-warknąłem i przeszyłem ją spojrzeniem.
-Nie wiedziałam, że możesz być taki olśniewający-powiedziała z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmem. Ja natomiast miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz zdanie "Jeśli Katherine się o tym dowie to cię zabiję" jednak się powstrzymałem. Po czym wziąłem oddech.
-Katherine spotkamy się wieczorem?-zapytałem odpychając od siebie myśl, że ona może być świadoma kim jestem.
-Nie mogę-powiedziała, a jej oczy wyraźnie posmutniały.
-Czemu?
-Tata dzisiaj ma wolne i dzwoni do mnie aby ze mną porozmawiać.
-Dobrze. Zadzwonię jak będę miał wolną chwilę.-powiedział i cmoknął mnie w policzek.

Odszedłem. Rozumiałem ją. Była sama nie miała matki, dziadkowie jej umarli, ale jeśli jest tak świetną aktorką i mnie nabrała. Co wtedy jeśli ona już wie o mnie? I tym, że jestem tym złym? Elizabeth jej pewnie wszystko wyśpiewała, a jak nie zrobiła tego jeszcze to zrobi to teraz. Nie mam pojęcia jak to powstrzymać. Nie da się. Jedyne co mi pozostało to pogodzić się z faktem, że straciłem Kate. Może ona też jest magiem i zrozumie. Nadzieja jest niby matką głupich, ale to jedyne co mi teraz pozostało. Nie mam szans w starciu z czasem czy tym kim jestem. Pozostało mi tylko osunąć się w cień smutku i pogodzić się z myślą, że straciłem obiekt mojego zakochania. Jeśli Elizabeth jej powie tym samym będzie musiała się ujawnić. Może, jednak jest szansa, że wyjdę zwycięsko z tego problemu? Pozostało mi tylko zaczekać jakiś czas i spróbować się zbliżyć do Kate. Nie mam innego wyboru. Szybko wziąłem coś do jedzenia z kuchni orientalnej na wynos i wróciłem do Piknei. Boże co ta dziewczyna ze mną zrobiła. Obudziła dawno uśpione sumienie. To aż mnie przeraża od środka. Przemknąłem jak duch do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko.Podłożyłem pod głowę dużą poduszkę na kolanach położyłem laptopa. Po czym otworzyłem go i włączyłem. Było mi smutno. Czułem się jakbym dostała kosza od Kate. Było mi dziwnie. Przecież ona ma prawo rozmawiać z ojcem nie jestem w jej życiu najważniejszy. Usłyszałem pukanie do swojego pokoju.

-Proszę-powiedziałem i otworzyłem chińszczyznę.
-Hej Simon. Idziemy się przejechać?-zapytała Caroline, która tutaj niedawno przybyła do Pinknei i ewidentnie się we mnie zauroczyła.
-Nie mam ochoty-jedyne na co posiadałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz nie jesteś w moim stylu. Mimo to spojrzałem na nią.
-Cóż-powiedziała z zamkniętymi oczami-Może ci pomogę odzyskać ochotę-powiedziała i przeszyła mnie pełnym pożądania spojrzeniem. Zatkało mnie, a ona zaczęła rozpinać koszulę.
-Caroline! Wyjdź!-wykrzyczałem w końcu.
-Nie mów, że tego nie chcesz-powiedziała szyderczo.
-Jakby ci to powiedzieć.... Nie jesteś w moim typie, nie pragnę cię i nigdy nie będę.
-Jeszcze zmienisz zdanie-odwróciła się i wybiegła z pokoju.

Co za idiotka. Jak ja jej nie cierpię. Od kiedy to dziewczyna składa takie propozycje? Ona jest nachalna. Nie wiem jak długo ma zamiar tutaj zostać, ale mam nadzieję, że jak najkrócej, bo nie ręczę za siebie. Ona jest zbyt niezależna. No, ale cóż to mają do siebie magowie powietrza. Ona przy Kate jest niczym dosłownie. Nie mogę stracić dziewczyny moich marzeń. Otworzyłem program do pisania na laptopie i zacząłem pisać list w którym się przyznam do wszystkiego lepiej żeby dowiedziała się tego od de mnie, a nie od Elizabeth.

Kiedy skończyłem znowu wymknąłem się z rancza i powędrowałem lasem, bo kiedy się rozstawaliśmy ona przejechała przez niego. Nie mam sił na to wszystko, ale muszę walczyć i nie mogę czekać, bo może jej się coś stać. Wemknąłem się do jej domu. Wszedłem do jej domu i położyłem list na łóżku. Kiedy wychodziłem przez okno zobaczyłem jak podjeżdża z Elizabeth. Kłamała. Już wszystko wie. Zniknąłem stamtąd jak najszybciej.

***Wieczorem***

Znowu trenowałem z chłopakami, którzy jak zwykle się ze mnie nabijali. Atakowałem ich bardzo mocno. Miałem gdzieś czy stanie im się krzywda. Byłem zrozpaczony. Katherine już więcej się do mnie nie odezwie mogę o tym zapomnieć. W pewnym momencie usłyszeliśmy rżenie konia i pisk dziewczyny. Bez słowa pobiegliśmy w jego kierunku. Kiedy weszliśmy na niewielką polanę zobaczyłem Katherine leżącą nieruchomo na ziemi, a obok stojącego diabla.

niedziela, 8 czerwca 2014

~7~ "Kartka z pamiętnika Dafne"

3 marca 1965 rok

Naiwność to chyba najgorszy demon życia. Na każdym kroku możemy spotkać dobrego aktora, który nas omami. Czemu tak jest? Bo życie to ciągła walka o szczęście, które może się od nas odwrócić w każdej chwili. Jestem istnym przykładem czystej głupoty, która nie ma wymierzonych granic. Jak mogłam dać złapać się w tak oczywiste sidła? Jedynym powodem jest to, że zakochałam się nie w tym  chłopaku co trzeba, a on się stał dla mnie bezlitosną słabością. Jednak jak każda zakochana nastolatka kiedy ogarnęła mnie euforia niekończącej się radości nie widziałam jego wad. W głowie miałam tylko jak wymknąć się rodzicom aby odbyć kolejne spontaniczne spotkanie, które mogło coś wnieść do naszej niezwykle krótkiej znajomość. Nie dostrzegłam nawet tego, że jest Łowcą. 

Thomas był kochany, ale i uroczy. Chwilami nawet słodki. Przy nim czułam się bezpieczna. Kiedy z nim byłam świat i otoczenie przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wiem, że to kompletnie bezsensowne, ale przy nim czułam się kochana. Nasze ciche spotkania o których nikt nie miał pojęcia poza mrówkami w lesie albo innym stworzeniami. Były takie intymne i miały w sobie ten dreszczyk, który podpowiadał mi, że nie powinnam, ale mimo to i tak przybywałam na spotkania. Poznaliśmy się w dość nietypowy sposób wpadliśmy na siebie w szkolnej damskiej toalecie. Mimo że oboje mamy po szesnaście lat on zachowywał się tak dojrzale. Od tamtego spotkania słał mi liściki, które zostawiał na szkolnej ławce. To było takie romantyczne. Kilka dni później zaproponował spotkanie w otchłani zieleni. Nie bałam się kompletnie lasu. Wiedziałam, że jestem dobrze wyszkolona w panowaniu nad wodą i w razie czego się obronie. Pierwsze spotkanie przebiegło przyjacielsko nawzajem dowiadywaliśmy się o sobie rzeczy oraz poznawaliśmy swoje cechy charakteru. Na kolejnych było już inaczej. Przypadkowe spotkania rąk czy też bliskość siebie kiedy siedzieliśmy na trawie długo rozmawiając. Z godziny na godzinę, z minuty na minutę czułam, że to właśnie jego szukałam. Thomas był odważny i bardzo śmiały w stosunku do mnie co mnie dziwiło, ale i intrygowało. Po kilku spotkaniach czułam, że znam go od wieków. Na pierwszy pocałunek przyszedł czas bardzo szybko, ponieważ było to dopiero szóste spotkanie, a znaliśmy się zaledwie tydzień. Był słodki i nie śmiały w tym momencie. Sama nie wiem, ale wtedy poczułam motylki w brzuchu. Nasza znajomość szybko przybierała na sile. Oboje posuwaliśmy się coraz dalej aż w końcu doszło do pierwszego zbliżenia. Nie umiem opisać tej rozkoszy jakiej wtedy doznałam.

Teraz siedzę zamknięta w celi i to wszystko przez jednego chłopaka Thomasa, który okazał się Łowcą i wciągnął mnie w pułapkę. Na jednym z naszych spotkań czułam się dziwnie jakby ktoś prócz nas był w lesie, ale zignorowałam to. Później zostałam otoczona przez Łowców z Piknei. Broniłam się dzielnie, ale nie umiałam zaatakować go. W tym przypadku byłam bezradna. To właśnie przez niego zostałam obezwładniona. Nikt inny z pięćdziesięciu Łowców nie dał rady. Tylko on moja bezlitosna słabość. 

Teraz jestem w Krein. Akademii gdzie pełno jest tych kanalii. Znalazłam się tutaj z powodu moich zdolności, ponieważ ta psychiczna rada uznała mnie za godną nauk u nich. Nie zgadzałam się na to. Nokautowałam strażników kiedy mnie tutaj przywieźli. Pobiłam jednego radnego, dlatego wylądowałam w lochu. Sądzili, że jak mnie zamkną w skąpym pomieszczeniu z dala od wody to stanę się bezbronna. Jednak pominęli jeden fakt za kratami mej 'komnaty' była rzeka, która opływała akademie. Teraz muszę spokojnie poczekać na Księżyc, który mi pomoże i będę wolna. Czy to mi się uda? Oto jest pytanie na które niestety nie znam odpowiedzi, ale wiem jedno wolę zgnić w tym lochu niż do nich dołączyć. Jednak rodzice pewnie zabronią mi wychodzić z domu przez dekadę.

Właśnie co z moim rodzicami. Pewnie teraz się martwią. Nie ma mnie już drugą dobę. Na pewno postawili na nogi całą okolicę i posterunki policji w całym państwie, ale ja jestem w Stanach Zjednoczonych i nie mam pojęcia jak się stąd wydostać. Nie wiem jak ja wrócę do mojego ciepłego pokoju. Jedyny plus jest taki, że jestem blisko granicy i umiem angielski na tyle dobrze, że dam radę się stąd wydostać. Nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że mogło by być inaczej. Sama nie wiem skąd ja mam do tego wszystkiego wystarczające pokłady determinacji. Dziwię się, że dali zatrzymać mi mój plecak i nawet go nie sprawdzili. Jaka ja jestem głupia przecież mam tam litrową butelkę z wodą. Teraz już na pewno dam radę. Jeśli ktoś to kiedyś przeczyta niech wie, że jeśli nie pojawi się następny wpis to nie udało mi się wydostać i mój koniec nadszedł zbyt szybko. 


Dafne

niedziela, 1 czerwca 2014

~6~

Kiedy stanęłam przed drzwiami jej domu nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Jej matka naprawdę mogła być straszna i wyglądać jak Godzilla albo jakiś inny potwór. Moje przypuszczenia się sprawdziły, ale nie spodziewałam się, że znam tę kobietę. W drzwiach stanęła przerażająca pani Haward, moja była nauczycielka historii. Każdego umiała doprowadzić do łez. Tylko mnie jej się to nie udało. Słyszałam, że miała trudne dzieciństwo. Jej ojciec pił, a później wyżywał się na niej za nie powodzenia w pracy na budowie. Była straszna, okrutna i bezwzględna. Wszystkich zrównywała z ziemią. Nie wiedziała co to litość.

-Elizabeth wreszcie jesteś!-krzyknęła widząc swoje dziecko-Jak ty wyglądasz!-ona jak zwykle była ubrana w elegancką sukienkę-A ty czego tutaj szukasz?!-wrzasnęła do mnie.
-Pani-odpowiedziałam pewnie mierząc ją spojrzeniem takim samym jak ona mnie.
-Myślałam, że się cię pozbyłam Katherine-warknęła.
-Jak widać myliła się pani-powiedziałam opryskliwie.
-To wy się znacie?-zapytała Elie.
-Tak-odpowiedziałam pełnym niechęci głosem.
-Uczyłam ją-odpowiedziała kobieta-Była najbardziej pewną siebie osobą i do tego umiała mnie zirytować. Mimo że miała trudniejsze klasówki od innych z historii zawsze dostawała piątki. Wejdźcie-powiedziała, a ja przekroczyłam próg. Kiedy tylko zamknęły się drzwi.
-Elizabeth! Gdzie jest Phil! Dlaczego przyszłaś z nią?! Jak ty w ogóle się zachowujesz?! A wyglądasz gorzej niż uliczna dziwka!-wrzeszczała na dziewczynę.
-Niech pani posłucha!-sama zaczęłam na nią krzyczeć-Phil z kolegami zaciągnęli ją na cmentarz i chcieli zgwałcić! A pani postępuje jak idiotka! W którym wieku pani żyję!-poleciał na mnie strumień ognia. Mogłam się domyśleć, że jest magiem ognia tylko oni mają taki temperament. Zręcznie go powstrzymałam.
-Jak śmiesz tak się do mnie zwracać w moim domu!-krzyknęła.
-Więcej mnie nie atakuj-rozkazałam-Myślisz, że jak jesteś magiem to wszystko ci wolno? Nie. Nie może pani atakować bezkarnie córki!
-Nie? No to patrz!-powiedziała, a w Elizabeth poleciała iskra.-A ja ujrzałam za nimi kran i jednym ruchem okrężnym dłoni oblałam całe pomieszczenie wodą. Później zrobiłam ruch rękom jakbym chciała jej dać w twarz, a matka dziewczyny poleciała na komodę.
-Wszechmogąca-powiedziała wytrzeszczając oczy.
-Masz jeszcze coś do powiedzenia? 
-Nie, ale to moja córka i mogę z nią robić co chcę-powiedziała opanowując się.
-Nie możesz. To nie jest jakaś rzecz tylko człowiek, który ma prawo do wyrażania siebie. Myśli pani, że dlaczego pani mąż ciągle bierze nadgodziny. Odpowiedź jest prosta ma pani dosyć, a boi się odejść.
-Naprawdę tak myślisz?-powiedziała wyraźnie mięknąc. Trafiłam w jej słaby punkt.
-Tak. Nie chcę w tym momencie pani urazić, ale pani zasady są dość rygorystyczne. Nie trzeba mieć wszystkiego pod kontrolą. zawsze coś się popsuje, popełnimy błąd czy przez przypadek coś zniszczymy. Jednak to jest normalne. Każdego dnia wstajemy tylko po to by walczyć o lepsze jutro-powiedziałam patrząc w jej w oczy.
-Elizabeth-rzekła-Przepraszam, ale nie widziałam innego życia.
-To przez pani ojca prawda?-zapytałam.
-Tak.

***Godzinę później***

Elizabeth wreszcie wyglądała normalnie. Pani Haward powiedziała, że jak chcę mogę zabrać Elie do siebie na całą noc, ponieważ ona robi sobie z mężem wakacje. Widziałam, że kobieta czuję się lepiej. Sama nie wiem dlaczego. Jakbym ją od czegoś uwolniła.

-No to Kate-powiedziała.
-Słucham?
-Może nauczysz mnie jeździć konno?
-Jasne. Jak chcesz to przez cały urlop twoich rodziców możesz zostać u mnie chociaż nie będę się nudzić.
-Z wielką chęcią. Wiesz, że nigdy nie miałam przyjaciółki. Jakby to powiedzieć wolałam trzymać się na uboczu.
-Ja też-przyznałam. Dokładnie wiedziałam co czuję. Byłyśmy podobne, ale i inne. To jest piękne.
-To czas na nowy lepszy rozdział naszego życia. Mamy siebie-powiedziała i się uśmiechnęła zresztą ja też.
-Jasne.-powiedziałam podając jej kask.

Czas na powrót do domu. Mojego ukochanego domku. Przez resztę dnia uczyłam ją jak osiodłać prawidłowo konia i wsiadać oraz ujeżdżać. Zadziwiająca szybko się uczyła. Mi samej zajęło to o wiele więcej czasu niż jej. Przy tym wiele rozmawiałyśmy często wybuchałyśmy śmiechem. Nawet biegałyśmy po padoku goniąc się z wiaderkami wody aż w końcu obie byłyśmy mokre. Tutaj nie musiałyśmy kryć talentów. Byłyśmy sobą. Całkowicie nie musiałyśmy udawać i oszukiwać ludzi, że jesteśmy normalne. My byłyśmy inne i to nasza duma. Może sprawimy, że dzięki nam świat stanie się lepszy.

-Co powiesz na przejażdżkę na cmentarz?-powiedziałam.
-Czemu cmentarz?-powiedziała. Miała przed oczami wspomnienia poprzedniej nocy.
-Zapalimy lampkę na grobie mojej babci, która niedawno mnie zostawiła. Pamiętaj nasze słabości trzeba przezwyciężać. Nie wolno dawać im wygrywać.
-Pod jednym warunkiem-powiedziała.
-Jakim?
-Później pojedziemy do lasu i podszkolisz mnie w magii ziemi.
-Dobrze.-powiedziałam i wsiadłam na Diabla.
-Nie chcesz przypadkiem zmienić butów?-zapytała patrząc znacząco na moje szpilki.
-Nie, dam sobie radę. Nie takie rzeczy już robiłam.
-Jak sobie chcesz-powiedziała wzruszając ramionami i wsiadając na śniadą klacz.

Pojechałyśmy prosto na miejsce w którym odbyła się standardowa procedura. Sama nie wiem jak ja z tym wszystkim sobie radzę, ale teraz mam jeden określony cel. Zemścić się i pomóc pozostałym magom. To jedyne o co chcę walczyć. Nie mam zamiaru dać za wygraną. Kiedy wjechałyśmy do lasu miałam dziwne przeczucie, że zaraz spotkamy kogoś. Zaczynam poważnie się zastanawiać czy to dobry pomysł. Przecież miałam się przestać bać i ujawnić moje talenty, wypełnić przepowiednie. Muszę to przezwyciężyć.

-Dobra Elizabeth to tutaj-powiedziałam i ściągnęłam lejce.
-Katherine w tym miejscu trenowali Łowcy-powiedziała patrząc na spalone drzewo.
-Spokojnie. Jak coś mam plan działania. Tutaj trenuje Simon.
-Nie mam pytań.

Zaczęło się. Nie powiem Elie zadziwiała mnie swoimi umiejętnościami. To było zastanawiające, ale i zdumiewające. Dobrze, że jest po stronie dobra. Co do nadejścia kogoś nie myliłam się. Ukryłyśmy konie i zaczęłyśmy się z ukrycia przyglądać treningowi Łowców. Na pierwszy rzut oka byli genialni, ale po dłuższej obserwacji mogłam wywnioskować, że ich postawa jest łatwa do powalenia i popełniają pełno błędów technicznych. Co za tłumoki nie wiedzą, że podstawą jest odpowiednia postawa. Nie mogłam patrzeć na Simona walczącego tam. To bolało... bardzo. Sama nie rozumiałam dlaczego i jak mogłam się w nim zakochać w tak krótkim czasie, zapomniałam to przecież pan idealny. Wtedy wpadłam na pomysł działania.

-Elie mam pomysł-powiedziałam i pociągnęłam ją za sobą.
-Jaki?
-Zobaczysz. Ukryj się.


Obserwatorzy