poniedziałek, 26 maja 2014

~5~

Z mojego cichego kątka smutku wyrwał mnie krzyk, raczej pisk zdecydowanie dziewczęcy. Po chwili to samo. Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła to Łowcy, którzy próbują złapać mnie na jakąś beznadziejną przynętę. Niestety po drugim przeraźliwym wrzasku byłam święcie przekonana, że to nie oni. Ta dziewczyna mnie potrzebuję. Chwila próby nadeszła szybciej niż się spodziewałam. Jest jeszcze jeden problem nie mogę użyć magii. Zostają mi tylko moje umiejętności z dawnych lekcji taekwondo. Jeśli nie dam rady... Co wtedy? Ujawnienie się było by zbyt ryzykowne. Jutro nie mogło by mnie tutaj już być. Łowcy niosą za sobą masę zniszczenia. Niewyobrażalny ciąg katastrof. Zaryzykować? Tak. To dobry czas. Będę wiedziała czy moje postanowienia z uczeniem się w Akademii Policyjnej są dobre. Wskoczyłam na Diabla i pogalopowałam w stronę narastających odgłosów.

-Pomocy!-krzyczała-Zostaw mnie!-zsiadłam z mojego konia podeszłam kilka metrów do przodu i schowałam się za jakimś starym pomnikiem.
-Krzycz sobie do woli. Nikt cię tutaj nie usłyszy. Teraz jesteś nasza, więc się poddaj to może sprawi nie tylko nam, ale i tobie przyjemność-znałam ten głos. To są ci sami goście przed którymi ochronił mnie Simon. Nie wierzę co za dupki.
-Zostaw mnie! Proszę-dodała błagalnie.
-Trzeba było nie chodzić po nocy.-teraz albo nigdy.
-A ty musiałeś urodzić się dupkiem?-zapytałam. Wychodząc z ukrycia. Było ich trzech. Tylko trzech.
-Patrzcie mamy drugą lalunie do zabawy. Wróciłaś po więcej Kate?-powiedział z drwiną i podszedł do mnie. Pogładził po policzku. Złapałam go za nadgarstek i wykręciłam do tego momentu, dopóki w nim coś nie przeskoczyło.
-Nigdy więcej nie waż się mnie tknąć!-powiedziałam z większą siłą w głosie niż sądziłam.
-O ty suko! Złamałaś mi nadgarstek.-tego już za wiele-Hektor pomóż.

Powiedział i wtedy zaczęła się walka. Tamta dziewczyna miała szanse na wyrwanie się, ponieważ dwóch jej oprawców z trzech ściągnęłam na siebie. Kopnęłam Phila w czułe miejsce. On tylko jęknął i osunął się na ziemie. Byłam z siebie dumna. Hektor biegł na mnie, a ja odsunęłam się zaledwie o pół metra, a kiedy był koło mnie zadałam mu bolesny boczny kopniak w  żebra. Podeszłam do ostatniego napastnika z którym szarpała się ta biedna dziewczyna w porozrywanych ubraniach. Obróciłam się do niego tyłem, a potem pół obrót z wyprostowaną prawą nogą w górze. Takim o to sposobem dostał silnego kopniaka z pół obrotu w głowę. Wszyscy leżeli znokautowani, a ja zagwizdałam na mojego ukochanego Diabla.

-Jeździłaś kiedyś konno?-zapytałam dziewczyny. Łapiąc ją za rękę i prowadząc za sobą w stronę konia.
-Nie.-odpowiedziała, a po policzku spłynęła łza.
-To teraz będziesz miała okazję.
-Ale nie wiem jak to się robi?-powiedziała.
-Spokojnie. Ja prowadzę, a ty tylko wsiądziesz za mnie.-powiedziałam.

Kiedy byłam na górze. Wysunęłam jedną stopę ze strzemienia. Diablo się poruszył. Uspokoiłam głaszcząc go.

-Włóż stopę w strzemię-poleciłam. Wykonała polecenie-Lewą rękę oprzyj o koniec siodła. Prawą podaj mi, a kiedy się wybijesz przerzuć lewą nogę na nim.
-Dobrze-zobaczyłam, że te kanalie zaczynają się podnosić.
-Pospiesz się-poleciłam-Gotowa?
-Gotowa.

Po chwili siedziała za mną. Objęła mnie dość mocno, ale po chwili jazdy kłusem uścisk znacznie zelżał.

-Gdzie cię zawieść?-zapytałam.
-Byle nie do domu.-powiedziała.
-To gdzie chcesz nocować?-zapytałam.
-Nie wiem. Pod jakimś sklepem. To mama mnie zeswatała z Philem i powiedziała, że jak mi nie wyjdzie z nim to nie mam po co wracać. Ona jest inna chcę mnie zmusić do niechcianych związków. Wyznaję stare zasady. Powinnam się już ustatkowywać, a ja dopiero co skończyłam liceum.
-Prześpij się u mnie.-zaproponowałam.
-Nie mogę. Już tak wiele dla mnie zrobiłaś.
-Uwierz mi potrzebuję dzisiaj towarzystwa. Zresztą już prawię jesteśmy u mnie-powiedziałam. Nie mogłam jej przecież zostawić na pastwę losu. Pod jakimś tam sklepem mogło ją spotkać coś znacznie gorszego niż gwałt.
-Jestem Elizabeth.
-A ja Katherine-powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.  Kiedy zatrzymałam się w stajni 'rozebrałam' Diabla z tych wszystkich dodatków potrzebnych do jazdy. Zgasiłam światło i powędrowałam z Elie do domu.
-Kate muszę ci coś pokazać zanim wejdziemy do domu. Zrobiłaś tyle dla mnie, a ja czuję, że mogę ci zaufać. Nie mogę tłumić tego w sobie dłużej.-poczułam znajome ukucie. Pokazała mi, że umie panować nad piaskiem-Jestem magiem ziemi i ścigają mnie Łowcy.
-Ciebie też-powiedziałam z zaskoczeniem.
-Co?!-krzyknęła wytrzeszczając oczy.
-Tak też jestem magiem.-powtórzyłam.
-Nad którym żywiołem panujesz?-zapytałam.
-Nad każdym.
-To niemożliwe!-krzyknęła.
-A jednak możliwe-odpowiedziałam zatrzaskując za sobą drzwi. Czułam, że mogę jej zaufać. Chociaż przy niej będę mogła być sobą. Jedna osoba z którą będę mogła szczerze porozmawiać.
-Muszę to zobaczyć.-powiedziała.
-Nie dzisiaj w lesie są Łowcy. W tym jeden w którym się zauroczyłam.
-Jak mogłaś... W Łowcy? Serio?-powiedziała opadając na krzesło.
-Tak. Nie wiem jak mogłam się nie zorientować, ale dowiedziałam się dzisiaj i to wcale nie jest miłe przeżycie.
-Domyślam się. Moja matka wyswatała mnie już z połową miasta, ale to był pierwsza taka akcja. No wiesz o co chodzi.-powiedziała i aż się wzdrygnęła na wspomnienie o tamtym zajściu.
-Wiesz ja miałam już kilka takich przypadków kiedy ktoś chciał coś na mnie wymusić. Przed jednym ocalił mnie Łowca o imieniu Simon.
-Znam go. Kiedyś stoczyłam z nim walkę. Jakieś dwa lata temu. Przegrał, ale unikam go od tamtego czasu. A ty nigdy nie próbowałaś pokonać Łowców?
-Nie-odpowiedziałam, ale bardzo często miałam taką chęć.
-Dlaczego?
-Pomyślmy ja jedna, a ich jest kilka tysięcy. Moje szanse są bliskie zera.
-A jakbyś zebrała małą drużynę do walczenia z Łowcami?-zapytała.
-Mów dalej-powiedział przyglądając jej się z zaciekawieniem.
-Jesteś Wszechmogącą, masz mnie panuję nad ziemią, wystarczy znaleźć jeszcze ogień, wodę i powietrze. Stworzylibyśmy mały oddział, który rozbijał by małe grupki łowców i ratował magów. Ale jest jeszcze jeden problem...-powiedziała i spojrzała na mnie znacząco.
-Jaki?-zapytałam.
-Jesteś gotowa się ujawnić aby chronić innych przed Łowcami?
-Oni zniszczyli moją rodzinę. Zabili mi matkę, która nie była magiem. Odpowiedź jest prosta. Jestem gotowa. Nie zrobiłam tego wcześniej, bo była bym z tym wszystkim kompletnie sama-powiedziałam i wtedy odczułam zmęczenie.
-Czas spać-powiedziała Elie uprzedzając mnie.
-Dokładnie-powiedziałam i zamknęłam dokładnie drzwi. Spojrzałam na Elie w porozrywanych ubraniach. Kiedy weszłam do pokoju podeszłam do komody z której wyciągnęłam obszerną bluzkę i luźne spodenki.-Proszę-powiedziałam i podałam jej odzienie.
-Dziękuje. Ładnie tu i tak przytulnie.
-Jak chcesz to wpadaj do mnie i tak jestem ciągle sama. Mój ojciec jest na misji i jeszcze sporo czasu minie zanim wróci.

***Następnego dnia***

Wraz z Elizabeth obudziłyśmy się praktycznie w tym samym momencie i bez słów zrozumiałyśmy, że czas na śniadanie. Razem rozmawiając przygotowałyśmy naleśniki. Kiedy jadłyśmy panowała między nami cisza.

-Pora wracać do tego cyrku zwanego domem-powiedziała.
-Odwiozę cię.
-Konno?-zapytała.
-Nie. Mam motor.
-Dobrze.

Szybko się odświeżyłyśmy. Po czym ja ubrałam się w beżową koszule, czarne wysokie szpilki z paseczkiem oraz jeansowe rurki z koronką na boku. Umalowałam oczy i uczesałam włosy w kitkę. Elizabeth wyglądała jak siedem nieszczęść.

-Matka mnie dobiję, a ja nie umiem przeciwko niej użyć magii. Chociaż ona to robi. Nie potrafię.
-Co? Jak? Przecież co drugie pokolenie dostaje talent.
-Prawda, ale dziadek mojego ojca też był magiem ziemi i odziedziczyłam to po nim.
-Posłuchaj pójdę z tobą i powiem kilka zdań co sądzę o jej chorych zasadach.
-Naprawdę, zrobisz to dla mnie?
-Jasne.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Wyjęłam kask i rzuciłam go jej.
-Nie wiem jak ja ci się odwdzięczę.
-Wystarczy, że będziesz mnie wspierać w wypełnieniu przepowiedni.
-Jasne.

Kiedy jechałyśmy motorem byłyśmy cicho. Zresztą każde słowo zagłuszałby wiatr. Myślałam co mam powiedzieć jej mamie. Kiedy zatrzymałyśmy się pod domem czekał mnie szok. Właśnie tam przechodził Simon, a niech to szlak. Nie może się dowiedzieć co widziałam, ponieważ dla mnie może skończyć się źle. Zeszłam z pojazdu i zdjęłam kask.

-Katherine?-usłyszałam za sobą.
-Zachowuj się normalnie, że niby ja nic nie wiem-powiedziałam do Elizabeth. Na twarzy po wypowiedzianej kwestii pojawił się uśmiech. Co prawda wymuszony, ale to w tym momencie nie ważne.
-Hej-powiedziałam i pocałowałam go w policzek tak jak to mieliśmy w tradycji.
-Tęskniłaś?-powiedział i wtedy zwrócił uwagę na Elizabeth, którą zabijał wzrokiem dosłownie.
-Bardzo. To jest Elizabeth. Simon Elizabeth, Elie to Simon.
-My się już znamy-warknął.
-Nie wiedziałam, że możesz być taki olśniewający-powiedziała z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmem.
-Katherine spotkamy się wieczorem?
-Nie mogę-powiedziałam udając smutek.
-Czemu?
-Tata dzisiaj ma wolne i dzwoni do mnie aby ze mną porozmawiać.
-Dobrze. Zadzwonię jak będę miał wolną chwilę.-powiedział i cmoknął mnie w policzek. Odwróciłam się robiąc zirytowaną rolę i ocierając policzek z jego skażone całusa.
-Serio nie możesz się dzisiaj spotkać?-zapytała Elizabeth wyraźnie zawiedziona.
-Kłamałam.
-Oj nie ładnie-powiedziała, wygrażając mi palcem. Na co ja się roześmiałam.
-A co miałam powiedzieć? Sorry Simon. Jestem wszechmogącą i nie umawiam się z Łowcami?-powiedziałam robiąc skruszoną minkę do tego cienki głosik i obie się śmiałyśmy.
-Śmiej się dopóki możesz-powiedziała poważnie i groźnie-Bo jak zobaczysz tą Godzillę. To znaczy moją
matkę to przestaniesz się być taka radosna.-zaczęłam udawać zombi.
-Jak to ci nie wyszło z Philem. Mówiłam ci, że jak ci się z nim nie uda to masz nie wracać!
-Dobra. Żarty żartami-powiedziała ciągle się śmiejąc-Ale już czas żebym wróciła do domu. No, bo wszyscy faceci zaczynają się ślinić na mój widok i tych porozrywanych ubrań.

Obserwatorzy