sobota, 20 lutego 2016

~36~

*Katherine*

Praca nad odbudową Seris była praktycznie skończona. Cały budynek został unowocześniony, a wszystko dzięki złotu, które zostawiła mi prababcia. Bez jej spadku nic by się nie udało. Na szczęście miałam prawne zabezpieczenie na wypadek gdyby ktoś chciał zakwestionować moją własność. Dafne jedyne co dobre zrobiła to zostawiła mi spadek, a że wszyscy myślą, że ona nie żyję wykorzystałam ten moment aby stać się pełno prawną właścicielką. Przez ostatnie trzy tygodnie w tym domu nastały nieograniczone zmiany. Stajnia stanęła na nogi, a w domu mieliśmy nową elektrykę, kanalizację, wodociągi. Wymienione zostały okna i drzwi. Każde wnętrze odmalowane z kompletnie nową podłogą. Do tego budynek został ocieplony i cały dach wymieniony. Może i dom wydawał się mały, ale miał on około 30 pokoi. Oczywiście zajęłam najlepiej wyposażony. Chyba coś mi się od życia należy. Wszystko wyglądało jak nowe. Ciągle przyjeżdżały nowe samochody z meblami, które były ustawiane przez pracowników sklepu. Kiedy wreszcie nastał wieczór, prawie wszystkie pokoje miały wyposażenie. Wiem, że wykończenia są najgorsze, ale dam radę. Jednak nie wiedziałam kompletnie jak odnowić salę treningową i bibliotekę, która znajdowała się w podziemiach. Nie powinnam mieć z tym problemu, jednak chciałam aby wszystko było funkcjonalne i jak najlepiej przystosowane do potrzeb rezydentów. W między czasie kupiłam sobie nowy samochód, ponieważ nie chciałam mieć żadnej rzeczy po ojcu. Kiedy Sean nadzorował pracę remontowe. Ja pojechałam do mojego dawnego domu i zaczęłam pakować moje rzeczy. Jakie zgromadziłam przez osiemnaście lat mojego życia. Pudła zapełniały się szybciej niż bym się spodziewała i było tego dużo, ale no cóż książki i inne rupiecie zajmują multum miejsca. Na szczęście moje auto zmieściło wszystko na raz. Nie musiałam tu wracać.

Jednak ciężko mi się było pożegnać z tym miejscem. To tutaj odkryłam swój dar, który był równocześnie moim przekleństwem. Jednak mimo wszystko to tutaj spędzałam każde wakacje, deszczowe jesienne dni i mroźne zimy. To tutaj nauczyłam się każdej najbardziej prozaicznej czynności. Przeżyłam swoje pierwsze porażki w szkole i sukcesy. Teraz kiedy tak na to patrzę, na przestrzeni lat, widzę ile jest w stanie nauczyć się każdy człowiek przez osiemnaście lat tylko musi po prostu tego chcieć. Jednak kiedy tak rozglądałam się po każdym miejscu zobaczyłam, że stajnia jest otwarta, a przecież ja ją zamykałam. Bez większych podejrzeń poszłam to sprawdzić. Kiedy weszłam do środka czujnie się rozejrzałam po wnętrzu. Jednak nikogo tam nie było dla pewności weszłam głębiej. Jednak to był błąd, ponieważ wyjście zostało zamknięte. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Obserwowałam każdy milimetr budynku, jednak niczego nie widziałam, więc postanowiłam stąd wyjść. Niestety kiedy zmierzałam do drzwi usłyszałam huk wystrzału, a ja zostałam pchnięta na podłogę przez kobietę uderzająco podobną do mnie.

-Kim jesteś?-zapytałam chowając się za ścianką.
-Teraz mamy inny problem. Mianowicie twój ojciec dostał na ciebie zlecenie i właśnie chcę je wypełnić-nie mam pojęcie kim jest ta kobieta, ale chyba właśnie uratowała mi życie. Teraz w sumie ważniejszym problemem jest to żeby się stąd wydostać. Chciałam unieszkodliwić mojego ojca, ale nie mogłam coś w wewnątrz mi nie pozwalało go skrzywdzić, więc po prostu teleportowałam siebie i tą kobietę do auta. Włożyłam kluczyk do stacyjki i czym prędzej odjechałam.
-Dziękuje za ocalenie mnie, ale chciałabym wiedzieć kim jesteś?
-Nazywam się Suzana, a resztę informacji otrzymasz kiedy znajdziemy się w bezpiecznym miejscu-nie zadawałam więcej pytań. Tylko pojechałam do odnowionego budynku. Kiedy się zatrzymałam, kobieta dodała-Jak mnie dawno tutaj nie było. Tyle się pozmieniało. Wiele dobrego wniosłaś dla Seris, Katherine-ale ja się nie przedstawiałam.
-Skąd wiesz jak mam na imię?-powiedziałam, przystając w pół kroku i bacznie się jej przyglądając.
-Wejdźmy do środka,  a wszystko ci wyjaśnię-to wszystko robiło się coraz bardziej podejrzane. Na szczęście ekipa, która wypełniała wnętrze różnymi meblami już pojechała, więc mogłam spokojnie wysłuchaj co ma mi do powiedzenia nowa przybyszka.
-No, więc słucham?-usiadłam przy stole na jednym z krzeseł w jadalni i wskazałam na miejsce na przeciwko siebie.
-O, Katherine ekipa jutro przywiezie resztę mebli dzisiaj już nie dali rady-mówił Sean wychodząc z kuchni-Zamówiłem dla nas jedzenie. O przepraszam nie wiedziałam, że masz gościa-dodał widząc kobietę.
-Nic się nie stało, możesz zostać jeśli masz taką ochotę-spojrzałam na niego z prośbą w oczach.
-Jasne-powiedział dosiadając się do stołu-Sean.
-Suzanna, więc Kate wiem, że będzie ci w to bardzo trudno uwierzyć, ale jestem twoją matką-Chwila, CO?!
-Moja matka zmarła przy porodzie-spojrzałam na nią, ale nie wiedziałam co już o tym wszystkim sądzić. Dafne już udawała swoją śmierć, może ona też?
-Pamiętam to jakby to było dzisiaj. 18 maj na dworze było ciepło, ja jak gdyby nigdy nic poruszałam się po domu. Termin porodu miałam wyznaczony na 31, więc nie zwracałam uwagi na skurczę, które dokuczały mi od początku miesiąca. Do czasu kiedy odeszły mi wody płodowe. Wtedy wiedziałam, że już czas. Twój ojciec tylko na to czekał. Wiedział, że urodzisz się jako mag, ponieważ moi rodzice też są utalentowani. Jednak w tym momencie nie było dane mi o tym myśleć, ponieważ był na misji-wypowiadając ostatnie słowo zrobiła w powietrzu cudzysłów-Bynajmniej wszyscy tak myśleli. Jednak on nigdy nie był żołnierzem. Swego czasu, gdy Dafne należała do Łowców-miałam oczy jak pięć złoty. Dafne była swojego czasu Łowczynią?! Może i to pokręcona kobieta, ale nie sądziłam, że aż tak-Twój ojciec był jeszcze młody, a ona musiała ich rozpracować. Takie otrzymała zadanie od ojca Maurycego. Któregoś dnia twój ojciec poszedł za nią, bo już miał dosyć zostawania z ojcem. To co zobaczył w Krein kompletnie go zaślepiło i postanowił się do nich przyłączyć-wzięła głęboki oddech, jakby mówienie o tym sprawiało jej jakiś ból-Wracając do tematu byłaś silnym noworodkiem i cieszyłam się z tego. Jednak kiedy twój ojciec zjawił się w szpitalu, nie mogłam pozwolić na to żebyś trafiła w jego ręce. Poprosiłam Dafne o to aby sfingowała moją śmierć, a ja zabrałam jakiegoś przypadkowego noworodka.Twój ojciec ruszył za mną w pogoń. Na szczęście ona również była magiem wody. Dafne wychowywała cię, chroniąc cię przed nim. Powiedziała, że ja ciebie zabrałam, a jej dostarczono w ręce innego noworodka. Moja śmierć została ogłoszona po to żebyś mnie nie szukała-teraz jestem w szoku.
-Mam dwa pytania?-wydusiłam wreszcie, spojrzałam na Seana, który był równie zszokowany jak i ja.
-Słucham?
-Pozwalałaś mi przebywać z nim, non stop? Wiedząc, że z jego strony zagraża mi niebezpieczeństwo? I co się stało z tamtą dziewczyną?-powiedziałam.
-Dafne była przy tobie, a gdy jej nie było obserwowałam ciebie z daleka. Ciągle dbałam o twoje bezpieczeństwo nawet, gdy fizycznie nie było mnie przy tobie. Jednak twój ojciec cały czas próbował dostać Ginę, jednak mu się nie udało. Teraz czuwa nad nią William.
-Rozumiem, a nie pomyślałaś o tym aby Ginę zwrócić jej biologicznym rodzicom?-powiedziałam.
-William jest jej rodzicem, to jej matka umarła przy porodzie. Oni mają pełną świadomość kogo chronią i godzą się na to w 100%. W ogóle Gina marzy o tym by cię poznać-powiedziała.
-Czy William również jest wyszkolony tak jak ty?-zaczęłam przesłuchanie.
-Tak-odpowiedziała z zapytaniem w oczach.
-A Gina jest dobrym magiem?-spytałam.
-Wyśmienitym. Nawet nie wiesz ile potrafi-wyraźnie się ożywiła-Tylko nie mamy odpowiedniego lokum aby młoda mogła ćwiczyć. A czemu pytasz?
-Posłuchaj. Skoro tyle lat mnie chronicie, może chcielibyście do mnie dołączyć? Tylko potwierdzę twoje informacje.
-Z wielką chęcią. Rób co musisz-dodała. Wyjęłam telefon i zrobiłam jej zdjęcie. Szybko wysłałam Dziadkowi skoro wiedziała jak ma na imię to na pewno ją znał. Wybrałam do niego numer.
-Cześć Dziadku. Otrzymałeś przed chwilą od de mnie zdjęcie.
-Cześć, mała. Tak tylko nie wiem dlaczego wysyłasz mi zdjęcie własnej matki-powiedział.
-Bo właśnie się dowiedziałam, że żyję i mam pierwsze z nią spotkanie-odpowiedziałam.
-Oooo... Ujawniła się wreszcie-wszyscy wiedzieli tylko nie ja-Co u niej?
-Dołącza się do mojej grupy-powiedział.
-To świetnie. Za dawnych czasów trenowała magów i zwykłych ludzi. Przyda ci się wraz z Williamem. Jest świetnym kucharzem.
-Czy ty jesteś Wszechwiedzący?-zapytałam zszokowana informacjami.
-Nie, po prostu ich znam.
-Dobrze, dziękuje za informacje. Odezwę się do ciebie.-rozłączyłam się-Posłuchaj wypakuje samochód. Dzwoń do Williama i Giny, bo jedziemy po nich.
-Ale mamy się tutaj wprowadzić?-spytała zaskoczona.
-Tak, przecież nie będziecie mieszkać w motelach, a ja potrzebuję ludzi do pomocy. Wiem, że jesteś trenerem, a William kucharzem to dwie niezbędne rzeczy do odpowiedniego przygotowania się na Łowców.
-Dziękuje. Może wreszcie będziemy mieli bardziej stałe lokum, a Gina będzie mogła się rozwijać.
-Jeszcze mam jedno niedyskretne pytanie-dodałam-Czy ty i William jesteście razem?
-Tak, a o co chodzi?-dodała z małym zaskoczeniem.
-O nic szczególnego. Po prostu zastanawiałam się czy chcecie wspólny pokój.
-Ale ci to nie przeszkadza, że nie jestem z twoim ojcem.
-Nie chcę twojego szczęścia, mamo-ze szczęścia mnie uścisnęła-Sean?
-Hmmmm...-oderwał wreszcie podejrzliwe spojrzenie od kobiety i spojrzał na mnie.
-Dasz sobie radę jak cię zostawię na godzinę?
-A czy ja sobie kiedykolwiek nie daję rady-w odpowiedzi posłałam mu tylko uśmiech-A to co miało znaczyć?
-Nic, nic-odpowiedziałam-Za minutę chcę abyś była przy moim samochodzie-zwróciłam się do mojej matki.
-Jasne-szybko uporałam się z moimi rzeczami, teleportacja wiele ułatwia. Kiedy miałyśmy ruszać moja mama zaczęła mieć wątpliwości.
-Nie wiem czy to dobrze, że się ujawniłam. Nie mam żadnego planu awaryjnego-powiedziała patrząc się w pustą przestrzeń za oknem.
-Mam rozumieć, że się wycofujesz?
-Nie-odpowiedziała.
-Posłuchaj nic nam nie będzie. Plan awaryjny ci nie potrzebny w tym momencie. Ja mam ich kilka-stwierdziłam. W sumie miałam dwa. Ona tylko w odpowiedzi się uśmiechnęła, a jej zadzwonił jak tylko zdążyłam skończyć mówić to zdanie.
-Słucham?-spytała.
-Za ile będziecie, bo mamy mały problem.
-Co się dzieję?-spytała z przerażeniem. Spojrzałam na nią badawczo.
-Łowcy tu są.

środa, 3 lutego 2016

~35~

*Elizabeth*

Szara rzeczywistość powoli znowu nabierała ostrości. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wczoraj zasnęłam w nie swoim łóżku. Rozejrzałam się dookoła, nic od dnia wczorajszego się nie zmieniło. Nic, po za moim ubiorem. Nie miałam na sobie spodni, ani mojej koszuli tylko jakiś stary zniszczony, za duży t-shirt męski. Czy Timothy mnie przebrał? Boże, zadaje pytania ja typowa idiotka. Oczywiście, że to było on raczej nikt inny tutaj nie przyszedł. Ten mój debilizm się kiedyś dla mnie źle skończy. Zaczęłam szukać wzrokiem moich ubrań, ale jakoś nie mogłam ich namierzyć za to moją uwagę przykuło coś innego. Na szafce nocnej obok łóżka stało świeżo zrobione śniadanie. Niestety głód wygrał ze wszystkimi moimi zmartwieniami. Kiedy sączyłam gorącą herbatę. Drzwi od łazienki powoli się otworzyły, stanął w nich Timothy do połowy rozebrany.

-Niezła byłaś ostatniej nocy-powiedział, a ja w sumie nie wiedziałam co mam sobie o tym myśleć. Czy ja z nim coś robiłam?
-O co ci chodzi?-zapytałam, nawet nie próbowałam na niego patrzeć.
-Dałaś niezły popis swoich umiejętności-stwierdził wzruszając ramionami.
-Czy my... No wiesz-powiedziałam uciekając wzrokiem jak najdalej od jego postaci.
-Czy my uprawialiśmy seks? Dziewczyno ty się dobrze, czujesz. Serio uważasz żebym chciał?
-Aż tak okropna jestem?-odparłam z wyrzutem.
-Eli, nie o to mi chodziło.
-Chyba jasno określiłeś swoją pozycję w tej sytuacji-odparłam, mierząc go zawistnym spojrzeniem.
-No właśnie jej nie sprecyzowałem.
-No to proszę pogrąż się jeszcze bardziej-niech lepiej uważa na słowa, bo nie ręczę za siebie. Zresztą dlaczego to mnie tak wkurzyło?
-Miałem na myśli to, że nie chciałbym uprawiać seksu ze śpiącą dziewczyną. Wolałbym żeby laska była w pełni świadoma tego co robi. Nigdy nie wykorzystał bym ciebie w ten sposób-jednak udało mu się uratować.
-A o co chodziło z moimi popisami?
-W nocy krzyczałaś przez sen, płakałaś-jak mi teraz głupio. Zachowałam się jak kompletna idiotka. Naprawdę myślałam, że mój poziom głupoty osiągnął swój punkt ostateczny, jednak najwidoczniej się myliłam-Naprawdę myślałaś, że zaliczam się do tych dupków co jak zobaczą dziewczynę to myślą o seksie? Zawiodłem się na tobie, nie zasłużyłaś na to śniadanie.
-A o czym myślisz jak widzisz dziewczynę?-po co ja zadałam to pytanie, chyba większej kretynki z siebie nie dam rady zrobić.
-Hmm.. To pozostanie moją słodką tajemnicą-powiedział i uśmiechnął się przebiegle.
-Jesteś dziwny-stwierdziłam, gdyż kompletnie nie miałam pojęcia co mam mu na to odpowiedzieć.
-Tak, wiem. Nie musisz mi tej szarej prawdy o mnie przypominać, ale po za tym jestem nieziemską przystojny.
-I do tego skromny-wywróciłam oczami.
-A co mam udawać, że nie jestem przystojny?
- Nie wiem, rób co chcesz-odpowiedziałam ponownie zakopując się pod kołdrą.
-Skoro mam robić co chcę to...-nie dokończył i zaczął mnie okładać poduszką. Chce wojny to ją dostanie. Porwałam swoją poduszkę spod głowy i zaczęłam odpowiadać na jego atak.
-Poddajesz się-powiedziałam kiedy udało mi się wstać igo powalić.
-Nigdy-powiedział podcinając mi nogi. Nie mogłam przestać się śmiać przez co zaczęłam przegrywać i wyszło, że przygwoździł mnie do podłogi.
-Możesz już mnie puścić, wygrałeś-wykrztusiłam, pomiędzy ciężkimi oddechami.
-Ja tam wolę sobie poleżeć-powiedział i opadł na moje obolałe ciało całym swoim ciężarem.
-Ale z ciebie grubas-stwierdziłam, próbując go z siebie zepchnąć.
-Grubas?! Nie wybaczę ci tego-zaczął mnie łaskotać, a mi wreszcie udało się go zrzucić z siebie. 
-Prawda aż tak cię boli?-zapytałam i spojrzałam mu się prosto w oczy. Zdecydowanie mogłam tego nie robić. Zobaczyłam w nich czułość, ale było jeszcze coś, jakiś płomień... Czyżby? Nie to nie może być prawda.
-Ja nie jestem gruby, tylko dobrze zbudowany-chwila co on mówił? Coś o jego budowie.
-Rzecz gustu.
-Inaczej byś mówiła, gdybyś zobaczyła mnie nago-powiedział i cisnął we mnie poduszką, a mi nie pozostało nic jak tylko zrobić unik.

W ten sposób zakończyła się wymiana zdań z Timem, ponieważ... Ja nie umiałam rozmawiać w ten sposób z mężczyznami. Jednak nie mogę się teraz zajmować takimi błahostkami, gdzieś tam są ludzie w sumie nawet ich pokaźna grupa, która czyha tylko na życie mojej przyjaciółki, a moim najważniejszym zadaniem jest ją chronić. Czym prędzej ruszyłam do swojego pokoju aby przygotować się na kolejną dawkę treningowych wrażeń. Szybka toaleta i wyglądałam względnie jak człowiek. Trzeba coś zrobić aby po treningu nie bolało. Najlepiej natrzeć się maścią rozgrzewającą. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Jeszcze tylko obiad i kolejne starcie ja kontra Max. Dzisiaj zapłaci za wczorajszy wycisk. Targana nową dawką optymizmu i determinacji ruszyłam na posiłek. W sali przywitał mnie piękny zapach kurczaka z rożna i rosołu. Jednak moja mina zrzedła, gdy tylko zobaczyłam mojego 'trenera', który właśnie naśmiewał się ze mnie wraz ze swoimi kolegami.

-A wiecie jaka ona jest niezdarna. Nie umie nawet mi raz skopać tyłka i ona ma chronić Kate, przecież jest bezużyteczna-nie wytrzymam zaraz.
-Może i jest bezużyteczna, ale jaka gorąca-dodał jego kolega.
-Po dzisiejszym treningu i tak będzie moja-dodał nadęty bufon. W tym momencie coś we mnie pękło. Przestałam myśleć, zaczęłam działać. Złapałam go za kołnierzyk i przeciągnęłam przez całą sale. Mimo jego protestów nie był w stanie mi się wyrwać. Wyrzuciłam go za drzwi.
-Opowiesz mi jeszcze więcej szczegółów naszego wspólnego treningu-powiedziałam obmyślając co dalej zrobić tej parszywej gnidzie.
-Będziesz cała mokra jak zwykle-przegina. Jak dobrze, że wzięłam swój pas z bronią. Wyciągnęłam nóż i kiedy tylko go rzuciłam w moją stronę poleciał stronę strumień wody, który zręcznie uniknęłam. Wykorzystałam jego rozproszenie podbiegłam do niego. Zadziwiające jak łatwo mogłam go powalić.
-Posłuchaj mnie, uważnie. Usłyszę jeszcze jedno dziwne zdanie skierowane w moją stronę, a obiecuję ci, że będziesz mógł się pożegnać ze swoją mocą i tymi ludźmi-w tym momencie coś wybuchło. Nie wiedziałam co się dzieję, ale to nie był nikt z naszych. Na dziedzińcu pojawiła się pokaźna grupa Łowców. Szybko się podniosłam-Leć po pomoc.
-Nie zostawię cię-powiedział podnosząc cię.
-Idź teraz-powiedziałam odpychając go przed pierwszym atakiem-Dam sobie radę.
-Słodka i odważna Elizabeth znowu się spotykamy-powiedział Łowca, który ówcześnie mnie porwał.
-Jakoś mnie twój widok nie cieszy-odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy. W sumie nie wiem skąd wzięło się u mnie tyle odwagi i pewności siebie. W porównaniu do nich jestem praktycznie bezbronna.
-A mnie twój bardzo. Jesteś cenniejsza niż myślałem. Sama Wszechmogąca, której nie możemy od lat namierzyć, jakimś dziwnym trafem zainteresowała się twoim istnieniem. A teraz po dobroci powiesz mi gdzie ona jest-powiedział podchodząc do mnie.
-Po moim trupie-warknęłam zaciskając dłoń na broni. Jednak intuicja mnie nie zawiodła i wiedziałam, że dzisiaj powinnam wziąć pełne uzbrojenie.
-To akurat da się zrobić-powiedział podnosząc mnie za szyje. Szarpanina z nim nie ma sensu. Bez zastanowienia wyjęłam pistolet, przyłożyłam mu do klatki piersiowej.
-Nie dzisiaj-wychrypiałam i pociągnęłam za spust. Huk wypełnił cały dziedziniec. Każda para oczu najpierw spoczęła na osuwającym się na ziemie ciałem, a potem na mnie. Chyba fakt, że właśnie kogoś zabiłam do mnie jeszcze dobrze nie dotarł. Kiedy wszyscy byli zdezorientowani ja wykorzystałam moment na ucieczkę w stronę lasu. Byłam na straconej pozycji, ale trzeba wszystkiego spróbować. Przed domem rozpętało się piekło, a ja nie byłam nawet w połowie szkolenia. Chyba jednak wybrałam najgorszą z możliwych opcji nikt nie wiedział gdzie jestem, a ścigało mnie jakiś dwóch typów, którzy szybko przygwoździli mnie do ziemi.
-Teraz nam już nie uciekniesz-powiedział jeden przygniatając mnie swoim cielskiem do ziemi. Przystawił mi do gardła sztylet.
-Elizabeth!-usłyszałam krzyk Tima. Nie chciałam się odzywać, jednak Łowca poderwał mnie do góry, a ja krzyknęłam z bólu.
-Timothy, nie!-ale było już za późno został obezwładniony przez niewidzialnego przeciwnika, który błyskawicznie go związał.
-Teraz nam powiesz gdzie jest Wszechmogąca albo pożegnasz się ze swoim kochasiem.
-Eli, nie wolno ci. Mną się nie przejmuj. Musisz ją chronić za wszelką cenę-milczałam, nie mogłam w sumie nic zrobić.
-A więc taką drogę obierasz? Ostatnia szansa Eli-powiedział przystawiając mu sztylet do szyi. Zamknęłam oczy i myślałam. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam rozbawienie w oczach przeciwnika-Nie zostawiasz mi wyboru-uniósł ostrze, a ja się na nim skupiłam. Udało mi się je zablokować poleciało na drzewo. Kopnęłam w ziemie, a ta wytworzyła pod nim dół w który wpadł. Uderzyłam łokciem w splot słoneczny mojego oprawce, co mnie oswobodziło. Wzięłam w rękę pistolet i po raz drugi wystrzeliłam dzisiaj celnie. Odwróciłam się i zbliżyłam się do powstałej dziury w ziemi.-Możemy się jeszcze dogadać-powiedział Łowca.
-Nie sądzę-dodałam, a on wystrzelił w powietrze. Oczywiście mag powietrza. Skupiłam się, wiedziałam, że ziemia powie mi dokładnie gdzie on jest. Był za mną, tym razem nie dam się zaskoczyć. Korzenie drzewa zaczęły go obwijać po czym wciągnęły jego marną osobę
pod ziemię-Nic ci nie jest?
-Nie-odpowiedział przyjaciel. Rozcięłam mu więzy-Czy ty odzyskałaś moc?
-Na to wygląda-odpowiedziałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę-ja bardziej, ponieważ nie będę musiała już trenować z tym odrażającym Maxem.
-Teraz na to nie ma czasu. Musimy wracać.

Jednak przed domem sytuacja była opanowana wszyscy Łowcy zostali schwytani, a ja dostałam masę uścisków radości z powodu powrotu mojej mocy. Jednak musiałam się szybko ze wszystkimi pożegnać, ponieważ Kate mogła mnie potrzebować w każdej chwili, a będąc tutaj nie mam szans na to by ją chronić. Aby wyjechać musiałam, jednak odbyć jeszcze jedną poważną rozmowę z Timem, ponieważ Simons złożyła mu przed wyjazdem propozycję. Zapukałam lekko do drzwi jego pokoju. Nie usłyszałam żadnego potwierdzenia. Jednak cisza wydała mi się podejrzana. Powoli uchyliłam drzwi, szum wody wskazywał na to, że brał prysznic. Może to nie na miejscu, ale postanowiłam u niego poczekać, bo ta rozmowa nie mogła ulec zwłoce.

-Matko Eli, co ty tu do diabła robisz?-powiedział zażenowany chłopak stojąc prze de mną w samym ręczniku, owiniętym wokół bioder.
-Czekam na ciebie-odpowiedziałam spokojnie-jeśli czujesz się skrępowany to idź się ubierz. Poczekam jeszcze chwile-szybko zgarnął bokserki, dresy i koszulkę. Po chwili wyszedł z łazienki w miarę normalnym stroju.
-Co cię tu sprowadza?-odpowiedział.
-Pamiętasz Katherine przed wyjazdem złożyła ci propozycje. Nie dostała wtedy odpowiedzi. Może ja ją otrzymam teraz, bo jutro wyjeżdżam?
-Jasne, że dołączam do drużyny.
-To lepiej się pakuj, bo jutro po śniadaniu wyjeżdżamy-powiedziałam chciałam wyjść z pokoju. Jednak on pchnął drzwi i zamknęły się z powrotem.
-Eli?-no nie wiem co mam robić. Uciekać czy zostać?
-Tak?-odpowiedziałam, a on złapał mnie za rękę.
-Dziękuje-powiedział i złożył na moich ustach ognisty pocałunek.

Obserwatorzy