niedziela, 22 czerwca 2014

~9~

***Katherine***

Mój plan musi się udać. Wszystko się wyjaśni, a ja zyskam przewagę nad Łowcami. Nie bałam się upadku, który miał być decydującą częścią planu. Wjechałam galopem na Diablu po czym szybko pociągnęłam lejce do siebie. Mój koń zrobił to co miałam na myśli. Stanął dęba i wydał odgłos przerażenia. Ja puściłam się lejcy i spadłam z konia przy czym piszczałam. Zamknęłam oczy i udawałam, że jestem nieprzytomna. Po chwili na polanie pojawili się Łowcy.

-Boże Katherine!-krzyknął Simon.
-Ładna jest-powiedział Paul.
-Idźcie sobie stąd. Wiem gdzie mieszka zaniosę ją do domu. Nie czekajcie na mnie-wszystko idzie po mojej myśli.  Słyszałam jak odchodzą-Przeklęty koń-poczułam jego ręce na ciele. Otworzyłam oczy i wykonałam jeden ruch rękom, a woda wyssana z drzewa powaliła go na ziemię.
-Kate! Nie chcę ci zrobić krzywdy, jednak ja go nie słuchałam. Do jego nosa przyłożyłam flakonik z usypiającą miksturą, którą zostawiła mi babcia. Po chwili był nieprzytomny.
-Elie!
-Jestem-wyjechała z ukrycia.
-Pomóż mi go przerzucić przez mojego konia-szybko znalazł się na górze, a my pojechałyśmy do mojego domu.
-Co teraz?-zapytała.
-Pomóż mi zaciągnąć go do domu.
-A dokładniej?
-W salonie mam taką rurkę z półkami na płyty. Ona jest mocno przymocowana, a mój ojciec ma w jednej szafce kajdanki. Przykujemy go i poczekamy.
-Dobra-powiedziała łapiąc go za nogi.
-Na trzy-kiwnęła głową-Raz... Dwa.. Trzy...-trzymałam go za barki.
-Boże co on je-powiedziała. Po chwili  był salonie. Oparłyśmy go o rurkę.
-Zostań z nim na chwilę. Idę po kajdanki.-już znikłam na schodach. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, ale muszę poznać prawdę i z nim porozmawiać. Może uda mi się zdziałać więcej niż mi się wydaję. Wróciłam do salonu.-Mam-szybko go skułam.
-Ile jeszcze będzie w tym stanie?-zapytała przyglądając mu się bacznie.
-Minęła już prawie godzina, więc jakieś kilkanaście minut. Idę zająć się końmi.
-Ja to zrobię-powiedziała jakby z przestrachem, a ja wzięłam do ręki kawę, która stała w kuchni.
-Czyżbyś się bała?
-Nie, ale sądzę, że to ty powinnaś się z tym zmierzyć. W końcu to ty się w nim zakochałaś.
-Jasne.

Opadłam na krzesło. Zapowiada się piękna noc pomyślałam i zaczęłam pić kawę. Zostałam sama i siedziałam myśląc o tym co ja mam mu powiedzieć. Jak to rozegrać. Z drugiej drugiej strony ja nie wiem czy go lubię, kocham, nienawidzę, a może po prostu tęsknie za moją niewiedzą kim jest. Widziałem jak zaczyna się poruszać, ale zanim wróci jego świadomość muszę coś wymyślić. Znowu improwizować? Nie wiem czy w tym przypadku dam radę. Jedno wiem na pewno muszę być twarda. Oparłam łokcie o kolana, a ręce złożyłam przed sobą. Wiedziałam, że taka poza doda mi pewności siebie. Patrzyłam na niego kiedy powoli otwierał oczy.

-Witaj ponownie-powiedziałam zmuszając go tym samym aby na mnie spojrzał.
-Kate-powiedział i chciał się ruszyć, ale kajdanki mu to u uniemożliwiły-Co tu się dzieje? Dlaczego mnie tak boli głowa?-zaczął się szarpać.
-Spokojnie, bo sobie jeszcze zaszkodzisz. W twojej sytuacji to bardzo łatwe.
-Katherine ja na prawdę nie chciałem cię nigdy skrzywdzić.
-To jak wyjaśnisz bycie Łowcą?
-A jak ty wyjaśnisz to, że jesteś Magiem?
-Po pierwsze nie jestem zwykłym magiem. Jestem o wiele bardziej potężna niż twój mały móżdżek może sobie kiedykolwiek wyobrazić, a po za tym ja tutaj zadaję pytania-powiedziałam zirytowana.
-Jasne. Z twojego zachowania wynika, że nie czytałaś listu.
-Jakiego listu?
-Leży na twoim łóżku-powiedział patrząc na mnie tak jakby zmusza mnie żebym po niego poszła.
-Poczekaj jak ty się dostałeś do mojego domu? Nie mogłeś wrzucić go do skrzynki.
-Najpierw trzeba ją mieć-w sumie ma racje.
-To nie znaczy żebyś mi się włamywał do domu.
-Nie wiedziałem gdzie to zostawić.
-Na wycieraczce, w stajni albo łatwiej wysłać e-mail. Może napisać sms.
-I tak byś mi nie odpisała kiedy dowiedziałaś się od tej małej podstępnej Elie, że jestem Łowcą-był zbyt pewny siebie.
-Po pierwsze ona nie jest podstępna to ona pomaga mi i jest przy mnie kiedy chłopak w którym się zauroczyłam postawił mnie przed faktem dokonanym, że jest moim śmiertelnym wrogiem. Po za tym to nie od niej się tego dowiedziałam coś innego cię zdradziło.
-Że niby co?-powiedział z taką lekkością w głosie. Wzięłam scyzoryk ze stołu i podeszłam do niego. Rozcięłam koszulę.
-To cię zdradziło-odsłoniłam jego tatuaż, który jest znakiem rozpoznawczym tych palantów.
-Ale ty go nigdy nie widziałaś. Przecież miałem zawsze przy tobie zakrytą pieczęć.
-Poprawka może i przy mnie tak, ale nie przy swoich pobratymcach! Pamiętasz trening poprzedniej nocy kiedy się nie spotkaliśmy byłam na przejażdżce konnej, a wy trenowaliście. Nie zorientowała bym się kim jestem jeśli miałbyś koszulkę, a nie chwalił się przed resztą swoim ponętnym kaloryferem-podsumowałam.
-To byłaś ty! Czyli przeczucia mnie nie zawiodły. Ty nie masz co robić tylko się po lesie włóczyć po nocy w dodatku mieszkasz niedaleko Piknei. W lesie jest pełno Łowców chcesz zginąć.
-Dziwne, że teraz się o to martwisz. Nie pomyślałeś o tym wcześniej?-zapytałam ciągle udawało mi się być twardą.
-Pomyślałem, ale nie sądziłem, że jesteś poniekąd taka sama jak ja. Proszę idź na górę po ten list to może coś da w tej naszej bezsensownej kłótni.
-Zrobisz jedną sztuczkę, a nie zawaham się ciebie skrzywdzić zrozumiałeś-pogroziłam mu palcem. Szybko wróciłam z kopertą w ręku i wróciłam do mojego więźnia.
-Nie przeczytasz?-powiedział unosząc brwi. Rozdarłam kopertę i wyjęłam kartkę.

"Kochana Katherine

Nie wiem jak mam ci to powiedzieć, ale lepiej żebyś  dowiedziała się od de mnie niż od Elizabeth. Nie mogę znieść myśli, że mogę cię stracić i mimo tej przykrej wiadomości przeczytaj to do końca. Nie myśl, że kłamię piszę to z sercem. Mam pełną świadomość tego, że ta informacje wiele zmieni w naszych relacjach. Katherine nie będę owijał w bawełnę jestem Łowcą. Wiem, że to bezsensowne, ale odkąd cię poznałem to niewiele dla mnie znaczy nie jestem w stanie zacząć nowego życia od tak. Nie mam nawet schronienia nad głową. To dzięki tobie zrozumiałem jaką krzywdę robimy ludziom, którzy są zdani na nasze zasady. Kate ja się w tobie zakochałem dla ciebie jestem gotów rzucić to teraz w cholerę i nawet mieszkać pod jakimś sklepem bylebyś mnie nie odrzuciła i dała mi jeszcze jedną szanse. Może Elie powiedziała ci o mnie wiele przykrych rzeczy i wiele z nich jest prawdą, ale nie wie jak się zmieniłem przez ostatnie półtora tygodnia,a nie wiem czy teraz dałbym sobie radę bez ciebie. Nie mogę cię stracić jesteś dla mnie zbyt ważna, nie mam rodziców i tylko ciebie po za nimi kocham tak na prawdę. Proszę daj mi jeszcze jedną szansę na odkupienie ukrycia prawdy. Chociaż daj mi to wszystko wyjaśnić.

KOCHAM CIĘ 
Simon"

Zatkało mnie nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam ochotę skakać z radości, a jednocześnie zastanawiałam się czy to nie jest zwykły stek bzdur. Może wiedział co będę miała ochotę zrobić jak się dowiem o nim prawdę, ale przecież nikt nie jest jasnowidzem. Czytałam go jeszcze kilka razy zanim skierowałam na niego wzrok.

-Mam odejść?-zapytał w końcu.
-Nie mam inny plan dla ciebie. Nie możesz odejść. Jednak wciąż ci  nie ufam mogłeś napisać stek bzdur na tej kartce.
-Jak mam ci to udowodnić?
-Podaj mi gdzie dokładnie znajduję się Krein?
-W USA w Harlingen. Tam stało od zawsze i jest do tej pory. Zajmuje obrzeża miasta na północy.-wzięłam z ławy pamiętnik Dafne lokalizacja się zgadzała. 
-Główny radny z 1946 roku?
-Hans Frankil był on magiem ziemi tak bezwzględnym, że zabijał całe rodziny i małe dzieci.
-Powiedzmy, że mówisz prawdę, ale nie mam takiej pewności, że mówisz prawdę-powiedziałam ciągle nie umiałam mu uwierzyć po tym wszystkim.
-Kate pamiętasz jak okiełznałaś Diabla. Nikomu nie dawał do siebie podejść tylko tobie. Takie przypadki są rzadko, a teraz ten koń tak cię kocha, że nie da ci zrobić krzywdy choć sam mógłby zostać skrzywdzony. 
-I co w związku z tym?-powiedziałam znudzona.
-Zrobiłaś to samo ze mną. Nikt nie mógł się do mnie przed tobą zbliżyć. Nie pozwalałem na to. Byłem dziki i nie okiełznany jak ten czarny koń, a teraz siedzę tutaj i tłumaczę się tobie chociaż normalnie już bym uciekł. 
-Piękne słowa Simon, ale to tylko słowa nic więcej.
-Powiedziałaś, że mam nie odchodzić, ponieważ masz do mnie inne plany. Jakie może tak dowiodę swojej lojalności-powiedział, a ja zaczęłam powoli mięknąć. 
-Masz zostać w Piknei i donosić mi o wszystkich zamierzeniach Łowców. Szczególnie o miejscach ataku lub namiarach na maga, który stanie się kolejnym celem. 
-Załatwione-powiedział-Dasz mi jeszcze jedną szansę?
-Może kiedyś na razie nie jestem ci w stanie zaufać i budować związku. Bądź cierpliwy-zauważyłam, że zaczyna świtać-Elie!-krzyknęłam.
-Co tam?-powiedziała wchodząc do domu.
-Jak myślisz wypuścić go i uczynić naszym łowczym szpiegiem czy dobić?
-Ufasz mu?-zapytała.
-Powiedzmy.
-Tak czy nie?
-Tak, bynajmniej pod tym względem-powiedziałam starając się zabrzmieć pewnie.
-Ale?-wyczuła moje zakłopotanie.
-No był Łowcą przez wiele lat-podsumowałam.
-Decyzja-powiedziała wyczekująco.
-Wypuśćmy go. Przyda nam się ktoś taki. Ci Łowcy nie umieją walczyć nie dadzą nam rady mnie samej nie daliby rady-powiedziałam.
-Niech tak będzie-powiedziała.

Obserwatorzy