środa, 3 lutego 2016

~35~

*Elizabeth*

Szara rzeczywistość powoli znowu nabierała ostrości. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wczoraj zasnęłam w nie swoim łóżku. Rozejrzałam się dookoła, nic od dnia wczorajszego się nie zmieniło. Nic, po za moim ubiorem. Nie miałam na sobie spodni, ani mojej koszuli tylko jakiś stary zniszczony, za duży t-shirt męski. Czy Timothy mnie przebrał? Boże, zadaje pytania ja typowa idiotka. Oczywiście, że to było on raczej nikt inny tutaj nie przyszedł. Ten mój debilizm się kiedyś dla mnie źle skończy. Zaczęłam szukać wzrokiem moich ubrań, ale jakoś nie mogłam ich namierzyć za to moją uwagę przykuło coś innego. Na szafce nocnej obok łóżka stało świeżo zrobione śniadanie. Niestety głód wygrał ze wszystkimi moimi zmartwieniami. Kiedy sączyłam gorącą herbatę. Drzwi od łazienki powoli się otworzyły, stanął w nich Timothy do połowy rozebrany.

-Niezła byłaś ostatniej nocy-powiedział, a ja w sumie nie wiedziałam co mam sobie o tym myśleć. Czy ja z nim coś robiłam?
-O co ci chodzi?-zapytałam, nawet nie próbowałam na niego patrzeć.
-Dałaś niezły popis swoich umiejętności-stwierdził wzruszając ramionami.
-Czy my... No wiesz-powiedziałam uciekając wzrokiem jak najdalej od jego postaci.
-Czy my uprawialiśmy seks? Dziewczyno ty się dobrze, czujesz. Serio uważasz żebym chciał?
-Aż tak okropna jestem?-odparłam z wyrzutem.
-Eli, nie o to mi chodziło.
-Chyba jasno określiłeś swoją pozycję w tej sytuacji-odparłam, mierząc go zawistnym spojrzeniem.
-No właśnie jej nie sprecyzowałem.
-No to proszę pogrąż się jeszcze bardziej-niech lepiej uważa na słowa, bo nie ręczę za siebie. Zresztą dlaczego to mnie tak wkurzyło?
-Miałem na myśli to, że nie chciałbym uprawiać seksu ze śpiącą dziewczyną. Wolałbym żeby laska była w pełni świadoma tego co robi. Nigdy nie wykorzystał bym ciebie w ten sposób-jednak udało mu się uratować.
-A o co chodziło z moimi popisami?
-W nocy krzyczałaś przez sen, płakałaś-jak mi teraz głupio. Zachowałam się jak kompletna idiotka. Naprawdę myślałam, że mój poziom głupoty osiągnął swój punkt ostateczny, jednak najwidoczniej się myliłam-Naprawdę myślałaś, że zaliczam się do tych dupków co jak zobaczą dziewczynę to myślą o seksie? Zawiodłem się na tobie, nie zasłużyłaś na to śniadanie.
-A o czym myślisz jak widzisz dziewczynę?-po co ja zadałam to pytanie, chyba większej kretynki z siebie nie dam rady zrobić.
-Hmm.. To pozostanie moją słodką tajemnicą-powiedział i uśmiechnął się przebiegle.
-Jesteś dziwny-stwierdziłam, gdyż kompletnie nie miałam pojęcia co mam mu na to odpowiedzieć.
-Tak, wiem. Nie musisz mi tej szarej prawdy o mnie przypominać, ale po za tym jestem nieziemską przystojny.
-I do tego skromny-wywróciłam oczami.
-A co mam udawać, że nie jestem przystojny?
- Nie wiem, rób co chcesz-odpowiedziałam ponownie zakopując się pod kołdrą.
-Skoro mam robić co chcę to...-nie dokończył i zaczął mnie okładać poduszką. Chce wojny to ją dostanie. Porwałam swoją poduszkę spod głowy i zaczęłam odpowiadać na jego atak.
-Poddajesz się-powiedziałam kiedy udało mi się wstać igo powalić.
-Nigdy-powiedział podcinając mi nogi. Nie mogłam przestać się śmiać przez co zaczęłam przegrywać i wyszło, że przygwoździł mnie do podłogi.
-Możesz już mnie puścić, wygrałeś-wykrztusiłam, pomiędzy ciężkimi oddechami.
-Ja tam wolę sobie poleżeć-powiedział i opadł na moje obolałe ciało całym swoim ciężarem.
-Ale z ciebie grubas-stwierdziłam, próbując go z siebie zepchnąć.
-Grubas?! Nie wybaczę ci tego-zaczął mnie łaskotać, a mi wreszcie udało się go zrzucić z siebie. 
-Prawda aż tak cię boli?-zapytałam i spojrzałam mu się prosto w oczy. Zdecydowanie mogłam tego nie robić. Zobaczyłam w nich czułość, ale było jeszcze coś, jakiś płomień... Czyżby? Nie to nie może być prawda.
-Ja nie jestem gruby, tylko dobrze zbudowany-chwila co on mówił? Coś o jego budowie.
-Rzecz gustu.
-Inaczej byś mówiła, gdybyś zobaczyła mnie nago-powiedział i cisnął we mnie poduszką, a mi nie pozostało nic jak tylko zrobić unik.

W ten sposób zakończyła się wymiana zdań z Timem, ponieważ... Ja nie umiałam rozmawiać w ten sposób z mężczyznami. Jednak nie mogę się teraz zajmować takimi błahostkami, gdzieś tam są ludzie w sumie nawet ich pokaźna grupa, która czyha tylko na życie mojej przyjaciółki, a moim najważniejszym zadaniem jest ją chronić. Czym prędzej ruszyłam do swojego pokoju aby przygotować się na kolejną dawkę treningowych wrażeń. Szybka toaleta i wyglądałam względnie jak człowiek. Trzeba coś zrobić aby po treningu nie bolało. Najlepiej natrzeć się maścią rozgrzewającą. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Jeszcze tylko obiad i kolejne starcie ja kontra Max. Dzisiaj zapłaci za wczorajszy wycisk. Targana nową dawką optymizmu i determinacji ruszyłam na posiłek. W sali przywitał mnie piękny zapach kurczaka z rożna i rosołu. Jednak moja mina zrzedła, gdy tylko zobaczyłam mojego 'trenera', który właśnie naśmiewał się ze mnie wraz ze swoimi kolegami.

-A wiecie jaka ona jest niezdarna. Nie umie nawet mi raz skopać tyłka i ona ma chronić Kate, przecież jest bezużyteczna-nie wytrzymam zaraz.
-Może i jest bezużyteczna, ale jaka gorąca-dodał jego kolega.
-Po dzisiejszym treningu i tak będzie moja-dodał nadęty bufon. W tym momencie coś we mnie pękło. Przestałam myśleć, zaczęłam działać. Złapałam go za kołnierzyk i przeciągnęłam przez całą sale. Mimo jego protestów nie był w stanie mi się wyrwać. Wyrzuciłam go za drzwi.
-Opowiesz mi jeszcze więcej szczegółów naszego wspólnego treningu-powiedziałam obmyślając co dalej zrobić tej parszywej gnidzie.
-Będziesz cała mokra jak zwykle-przegina. Jak dobrze, że wzięłam swój pas z bronią. Wyciągnęłam nóż i kiedy tylko go rzuciłam w moją stronę poleciał stronę strumień wody, który zręcznie uniknęłam. Wykorzystałam jego rozproszenie podbiegłam do niego. Zadziwiające jak łatwo mogłam go powalić.
-Posłuchaj mnie, uważnie. Usłyszę jeszcze jedno dziwne zdanie skierowane w moją stronę, a obiecuję ci, że będziesz mógł się pożegnać ze swoją mocą i tymi ludźmi-w tym momencie coś wybuchło. Nie wiedziałam co się dzieję, ale to nie był nikt z naszych. Na dziedzińcu pojawiła się pokaźna grupa Łowców. Szybko się podniosłam-Leć po pomoc.
-Nie zostawię cię-powiedział podnosząc cię.
-Idź teraz-powiedziałam odpychając go przed pierwszym atakiem-Dam sobie radę.
-Słodka i odważna Elizabeth znowu się spotykamy-powiedział Łowca, który ówcześnie mnie porwał.
-Jakoś mnie twój widok nie cieszy-odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy. W sumie nie wiem skąd wzięło się u mnie tyle odwagi i pewności siebie. W porównaniu do nich jestem praktycznie bezbronna.
-A mnie twój bardzo. Jesteś cenniejsza niż myślałem. Sama Wszechmogąca, której nie możemy od lat namierzyć, jakimś dziwnym trafem zainteresowała się twoim istnieniem. A teraz po dobroci powiesz mi gdzie ona jest-powiedział podchodząc do mnie.
-Po moim trupie-warknęłam zaciskając dłoń na broni. Jednak intuicja mnie nie zawiodła i wiedziałam, że dzisiaj powinnam wziąć pełne uzbrojenie.
-To akurat da się zrobić-powiedział podnosząc mnie za szyje. Szarpanina z nim nie ma sensu. Bez zastanowienia wyjęłam pistolet, przyłożyłam mu do klatki piersiowej.
-Nie dzisiaj-wychrypiałam i pociągnęłam za spust. Huk wypełnił cały dziedziniec. Każda para oczu najpierw spoczęła na osuwającym się na ziemie ciałem, a potem na mnie. Chyba fakt, że właśnie kogoś zabiłam do mnie jeszcze dobrze nie dotarł. Kiedy wszyscy byli zdezorientowani ja wykorzystałam moment na ucieczkę w stronę lasu. Byłam na straconej pozycji, ale trzeba wszystkiego spróbować. Przed domem rozpętało się piekło, a ja nie byłam nawet w połowie szkolenia. Chyba jednak wybrałam najgorszą z możliwych opcji nikt nie wiedział gdzie jestem, a ścigało mnie jakiś dwóch typów, którzy szybko przygwoździli mnie do ziemi.
-Teraz nam już nie uciekniesz-powiedział jeden przygniatając mnie swoim cielskiem do ziemi. Przystawił mi do gardła sztylet.
-Elizabeth!-usłyszałam krzyk Tima. Nie chciałam się odzywać, jednak Łowca poderwał mnie do góry, a ja krzyknęłam z bólu.
-Timothy, nie!-ale było już za późno został obezwładniony przez niewidzialnego przeciwnika, który błyskawicznie go związał.
-Teraz nam powiesz gdzie jest Wszechmogąca albo pożegnasz się ze swoim kochasiem.
-Eli, nie wolno ci. Mną się nie przejmuj. Musisz ją chronić za wszelką cenę-milczałam, nie mogłam w sumie nic zrobić.
-A więc taką drogę obierasz? Ostatnia szansa Eli-powiedział przystawiając mu sztylet do szyi. Zamknęłam oczy i myślałam. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam rozbawienie w oczach przeciwnika-Nie zostawiasz mi wyboru-uniósł ostrze, a ja się na nim skupiłam. Udało mi się je zablokować poleciało na drzewo. Kopnęłam w ziemie, a ta wytworzyła pod nim dół w który wpadł. Uderzyłam łokciem w splot słoneczny mojego oprawce, co mnie oswobodziło. Wzięłam w rękę pistolet i po raz drugi wystrzeliłam dzisiaj celnie. Odwróciłam się i zbliżyłam się do powstałej dziury w ziemi.-Możemy się jeszcze dogadać-powiedział Łowca.
-Nie sądzę-dodałam, a on wystrzelił w powietrze. Oczywiście mag powietrza. Skupiłam się, wiedziałam, że ziemia powie mi dokładnie gdzie on jest. Był za mną, tym razem nie dam się zaskoczyć. Korzenie drzewa zaczęły go obwijać po czym wciągnęły jego marną osobę
pod ziemię-Nic ci nie jest?
-Nie-odpowiedział przyjaciel. Rozcięłam mu więzy-Czy ty odzyskałaś moc?
-Na to wygląda-odpowiedziałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę-ja bardziej, ponieważ nie będę musiała już trenować z tym odrażającym Maxem.
-Teraz na to nie ma czasu. Musimy wracać.

Jednak przed domem sytuacja była opanowana wszyscy Łowcy zostali schwytani, a ja dostałam masę uścisków radości z powodu powrotu mojej mocy. Jednak musiałam się szybko ze wszystkimi pożegnać, ponieważ Kate mogła mnie potrzebować w każdej chwili, a będąc tutaj nie mam szans na to by ją chronić. Aby wyjechać musiałam, jednak odbyć jeszcze jedną poważną rozmowę z Timem, ponieważ Simons złożyła mu przed wyjazdem propozycję. Zapukałam lekko do drzwi jego pokoju. Nie usłyszałam żadnego potwierdzenia. Jednak cisza wydała mi się podejrzana. Powoli uchyliłam drzwi, szum wody wskazywał na to, że brał prysznic. Może to nie na miejscu, ale postanowiłam u niego poczekać, bo ta rozmowa nie mogła ulec zwłoce.

-Matko Eli, co ty tu do diabła robisz?-powiedział zażenowany chłopak stojąc prze de mną w samym ręczniku, owiniętym wokół bioder.
-Czekam na ciebie-odpowiedziałam spokojnie-jeśli czujesz się skrępowany to idź się ubierz. Poczekam jeszcze chwile-szybko zgarnął bokserki, dresy i koszulkę. Po chwili wyszedł z łazienki w miarę normalnym stroju.
-Co cię tu sprowadza?-odpowiedział.
-Pamiętasz Katherine przed wyjazdem złożyła ci propozycje. Nie dostała wtedy odpowiedzi. Może ja ją otrzymam teraz, bo jutro wyjeżdżam?
-Jasne, że dołączam do drużyny.
-To lepiej się pakuj, bo jutro po śniadaniu wyjeżdżamy-powiedziałam chciałam wyjść z pokoju. Jednak on pchnął drzwi i zamknęły się z powrotem.
-Eli?-no nie wiem co mam robić. Uciekać czy zostać?
-Tak?-odpowiedziałam, a on złapał mnie za rękę.
-Dziękuje-powiedział i złożył na moich ustach ognisty pocałunek.

Obserwatorzy