niedziela, 7 września 2014

~15~ "Kartka z pamiętnika Dafne"

5 marca 1965 roku


Wszystko poszło zgodnie z planem. Poczekałam w nocy aż strażnicy usną, a potem wodą z butelki rozcięłam kraty w oknach. Potem byłam wolna. Bez zastanowienia wyskoczyłam z wieży i wpadłam do lodowatej wody. Gdy tylko się wynurzyłam skierowałam twarz w stronę ośrodka i wykonałam ruch obiema rękami tak jakbym chciała się odbić od twardej nawierzchni. Co w rezultacie dało efekt taki, że znalazłam się na brzegu. Nie mogłam stracić ani chwili. Biegłam w nieznany las nie zastanawiając się nad niczym. Nie obchodziło mnie teraz nic po za moją wolnością. Jednak po godzinie nie ustającego biegu, a raczej imitacji jego. Ziąb spowił mnie do końca. Nie miałam już sił. Jednak nadal się nie poddawałam. Niestety kiedy się potknęłam i upadłam nie mogłam już wstać, a nicość pochłonęła mnie. 

Teraz leże przykryta kocem z kubkiem gorącej herbaty w ręku, ale nie byłam jeszcze w swoim domu. Znajdowałam się w Fewius. Jedynym domu gdzie znajdowali magowie, którzy chcieli przeciwstawić się Łowcą. Nie wiedziałam nawet, że takie miejsce istnieje. Jednak co bardziej mnie zaskoczyło to ich szacunek do mnie i mojej osoby oraz gościnność. Zastanawiające było to, że wiedzieli jak miałam na imię. Może w tym mieście każdy wie wszystko. 

Mimo tego, że tutejsi mieszkańcy byli dla mnie bardzo mili i się o mnie troszczyli. To ja nie mogłam się uśmiechać. Moje oczy, wyraz twarzy spowił smutek, który spowodował w moim życiu chłopak. Teraz wiem co to znaczy mieć złamane serce. Najpierw zawsze przychodzi smutek, a następnie pojawia się nienawiść połączona z gniewem, a raczej nie zliczoną wściekłością i agresją. Któregoś dnia przyjdzie czas na kolejne starcie z Thomasem. Wtedy na pewno będę gotowa. Mój ból psychiczny wróci do niego w postaci bólu fizycznego. Nie odpuszczę. Ten człowiek mnie wykorzystał i skrzywdził. Przez niego tracę wiarę w ludzi. 

Maurycy to dzieciak w moim wieku, który ciągle się na mnie gapi. Odkąd mnie przywieźli do Fewius łazi za mną. Gdzie bym nie była. To jest irytujące. On jest synem pana tego stowarzyszenia, więc muszę być dla niego miła. Jednak jego podejście do mnie zaczyna mnie wkurzać. Nie powiem pochlebia mi to, że skaczę koło mnie jak mu zagram, ale to jest z jednej strony żałosne. Przez niego nie mam nawet chwili na bycie samą ze sobą, chwili rozklejenia w której dam upust mojej słabości. Nie potrafię od tamtego wydarzenia płakać przy innych. Cenię tych ludzi, ale mam ich dość. Cackają się ze mną jak z jajkiem, a ja nie potrzebuję współczucia tylko wsparcia, którego teraz jest mi tak bardzo brak. 


Dafne






Kolejny rozdział pojawi się za tydzień, może dwa. Wiem, że rzadko ostatnio piszę, ale jest to spowodowane zmianą szkoły. Technikum to nie przelewki, ale postaram się pisać gdy tylko czas mi na to pozwoli.

Obserwatorzy