wtorek, 11 sierpnia 2015

~31~

*Katherine*

Nie chciałam żeby Sean ze mną ginął, ale i tak było za późno na jego ucieczkę. Pewnie nawet magia powietrza by w tym mu nie pomogła. Kiedy dotknął moją rękę, widziałam dokładnie rozpoczynający się wybuch i falę płomieni zbliżających się do nas. W następnej sekundzie wszystko stało się rozmazane. Czułam jak zaczyna mi się robić nie dobrze, ale nie poczułam bólu związanego z poparzeniami. Wręcz przeciwnie ciepło się od de mnie oddaliło, a moment później wylądowałam na jakiejś polanie. Jak to możliwe? Przecież nie można było się tak daleko i szybko przedostawać za pomocą magii powietrza. To było nie wykonalne. Jedynym wytłumaczeniem była teleportacja, ale przecież ta umiejętność nie była używana od wieków. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę klęczę na tej polanie podpierając się rękami. Wszystko nadal było rozmazane, ale powoli wracało do normy. Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca. Dopiero po chwili zrozumiałam, że coś jest nie tak. Sean leżał nieruchomo, miał zamknięte oczy, a z nosa spływała mu krew.

-Nie rób mi tego, Sean!-krzyknęłam, chociaż w sumie nie wiem dlaczego. Szybko sprawdziłam puls, który był strasznie nieregularny. Na szczęście oddychał. Strzeliłam go w twarz. Jednak do nic nie dało, więc powtórzyłam, ale nie było żadnych efektów. Bez zastanowienia przystąpiłam do reanimacji, która na szczęście dała efekt i tak jak to w bajkach bywa musiałam się męczyć do dwóch oddechów ratowniczych, które go magicznie obudziły.
-My żyjemy?-zapytał ledwie słyszalnym głosem.
-Na to wygląda-powiedziałam i udarłam kawałek mojej bluzki i przyłożyłam mu ją do krwawiącego nosa-Możesz usiąść?
-Chyba tak-odpowiedział, a ja w razie czego przytrzymywałam go ręką. Nie byłam pewna jego stanu-Masz może wodę w plecaku?-zdjęłam go z pleców jednak nic takiego tam nie znalazłam. Tylko małą metalową szkatułkę, którą mogę użyć jako prowizoryczny kubek. Zrobiłam okrężny ruch ręki, a pojemniczek zaczął się napełniać wodą wyciągniętą z pobliskiego krzaku, który po chwili usechł.
-Może być?-powiedziałam podając mu 'naczynie'. Bez słowa wziął pojemniczek i się napił. Zostawiając mi połowę-Wypij ja na razie nie potrzebuje-powiedziałam nim zdążył mi podać szkatułkę-Gdzie my w ogóle jesteśmy?-spytałam.
-Prawdopodobnie na polanie niedaleko mojego domu-powiedział uśmiechając się lekko-Moja siostra oszaleje jak cię pozna.
-Chyba nie sądzisz, że pójdziemy do ciebie,powinniśmy wracać-powiedziałam wstając.
-To kilka dni marszu, a ja no cóż nie czuję się na siłach aby teraz tam iść-powiedział chwiejnie wstając.
-No dobrze. Podeprzyj się-powiedziałam łapiąc jego rękę i kładąc na swoich barkach-Mam nadzieję, że te kilka przygód, które ostatnio nas spotkało nie zmieni twojej decyzji co do należności  w mojej drużynie?-zapytałam z wahaniem.
-No coś ty. One jeszcze bardziej mnie do tego zachęciły-powiedział, a ja uśmiechnęłam się do samej siebie. Kiedy doszliśmy do jego domu okazało się, że mieszka w prestiżowej willi, a mnie na sam jej widok otworzyła się buzia.
-Kim są twoi rodzice?-zapytałam nie dowierzając własnym oczom.
-Mama jest agentem ubezpieczeniowym, a tata prawnikiem. No i jeszcze mieszka tu dziadek i babcia, którzy swego czasu byli bardzo wpływowymi osobami, a nad basenem właśnie opala się moja siostra, która jest magiem ziemi tak jak moja babcia, a ja odziedziczyłem talent po dziadku. Oczywiście jak zwykle są przy niej jej nieznośne koleżanki. Nie zadzieraj z nimi są dość wybuchowymi magami ognia.
-To może być całkiem ciekawe doświadczenie.
-Są od ciebie tylko rok młodsze, więc może się z nimi dogadasz-powiedział, chociaż raczej nie było ku temu szans-Zaś moja siostra na pewno będzie dla ciebie miła, ponieważ marzyła o poznaniu Wszechmogącej. Jednak jej kumpele się we mnie podkochują i są strasznie nieznośne, zresztą zaraz zobaczysz jak będą się na de mną użalały i przymilały.
-Nie jesteś szczególnie z tego zadowolony?-spytałam.
-Nie, ponieważ żadna z nich nie jest w moim typie i chodzą za mną wszędzie, dosłownie-westchnął.
-Skoro mi nie zależy na przyjaźni z nimi, mogę udawać twoją dziewczynę w podzięce za uratowanie mi życia-dodałam, ale później dopiero zrozumiałam wagę swoich słów.
-Naprawdę? Zrobiłabyś to?-spytał wyraźnie ucieszony.
-Tak.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, wreszcie zyskam trochę swobody.
-Nie ma sprawy. Jak mnie mam nie macie tylnego wejścia przez ten dwumetrowy płot?
-Nie, ale chyba dla ciebie to nie będzie problem przejście przez siatkę.
-Kto powiedział, że będziemy się po nim wspinać-dodałam-Obejmij mnie-popatrzył na mnie zdziwiony-Chcesz bezpiecznie wylądować czy nie?-zapytałam, patrząc mu w oczy. Skinął głową.-Trzymaj się mocno. Jedną nogą uderzyłam mocno w ziemię, która po chwilę wybiła nas wysoko w powietrze, kiedy zaczęliśmy opadać stworzyłam wokół nas wir powietrza, który opuszczał nas powoli na ziemię.
-Takiego przejścia jeszcze nie praktykowałem-podsumował patrząc się prosto w moje oczy, a ja się tylko uśmiechnęłam.
-Sean!-krzyknął ktoś za nami-Co ty tu robisz?!-jeśli się nie mylę to był jego dziadek-I co to za urocza dama?
-To dziadku jest Katherine Simons, wnuczka twojego przyjaciela Maurycego.
-Bardzo miło mi ciebie poznać, jestem Frank. Słyszałem, że jesteś bardzo utalentowana-mrugnął do mnie porozumiewawczo. Znaczy, że wiedział kim jestem.
-To prawda, nawet nie wiesz ile ona potrafi-pochwalił mnie Sean.
-A ty może byś pochwalił swoimi osiągnięciami-dodałam lekko zawstydzona-Przecież opanowałeś teleportacje, jako pierwszy od wielu wieków.
-Nie opanowałem, udało mi się po raz pierwszy i o mało przy tym nie zginąłem, gdyby nie ty-powiedział i złapał mnie za rękę. No tak miałam przecież udawać jego dziewczynę. Uścisnęłam jego dłoń. Jego dziadek uśmiechnął się lekko pod nosem.
-A ja bym już nie żyła-podsumował.
-Pewnie jesteście zmęczeni-powiedziała kobieta, która pojawiła się znikąd-ale najpierw muszę Seana o coś zapytać-powiedziała, a ja wiedziałam, że mam ich zostawić. Kiedy tylko oddaliłam się kilka kroków od nich, ujrzałam, że jego siostra do mnie macha. Postanowiłam pójść za ciosem i do nich podejść.
Victoria
-Cześć, jestem Victoria, a to Jane-wskazała na rudowłosą dziewczynę, która sztyletowała mnie
spojrzeniem-a obok Vanessa-wskazała na typową blondynkę.
-Nie wiem kim jesteś, ale lepiej odczep się od Seana--powiedziała ruda.
-Jesteśmy magami ognia, lepiej z nami nie zadzierać-dodała druga.
-Nie przejmuj...-przerwałam jego siostrze.
-A ja jestem Wszechmogącą i lepiej nie zadzierajcie ze mną-podsumowałam ich marne spostrzeżenia. Popatrzyły się ze mną z niedowierzaniem.
-Wiele razy to już słyszałyśmy.
-Och, doprawdy-powiedziałam-A osoby to mówiące potrafiły to?-powiedziałam, a przed ich twarzami zatrzymały się łyżki od lodów, które zamroziłam i pozwoliłam opaść na ich nagie brzuchy. Pisnęły od nagłego spotkania z zimnem.
-Wszystko w porządku, słonko?-powiedział Sean ponownie łapiąc mnie za rękę.
-Tak.-kiedy odchodziliśmy usłyszałam "co za nadęta suka" wykonałam ruch dwoma palcami, a woda z basenu jr oblała-Teraz w jak najlepszym porządku-powiedziałam, uśmiechając się.
-Jesteś niemożliwa.
-Odrobinkę.

Kiedy tylko przeszłam przez drzwi poczułam się jakbym była w jakimś prestiżowym hotelu, a nie w domu. Wszystko było idealnie wysprzątane u mnie nigdy nic tak nie wyglądało. Zresztą jego życie diametralnie się różniło od mojego. Wydawało się idealne. Chłopak z dobrego domu, szczęśliwa rodzina. Miał wszystko czego ja nie miałam. Do tego był dobrze wychowany dał mi pierwszej iść do łazienki. Pożyczył jakąś obszerną bluzkę i spodenki siostry, nawet nie pytając jej o zdanie. Nie wnikałam w to. W głowie miałam tylko prysznic. Kiedy wreszcie wspaniałomyślnie zwolniłam jego prywatną przylegającą do pokoju łazienkę. Pokój nadal był pusty. Nie wiedziałam czy mam iść go szukać czy też nie? Mimo wszystko zostałam w pokoju, nie chciałam trafić na jakąś scenę, której nie powinnam oglądać. Nie chciałam się tutaj czuć jak nie powołany intruz. Po chwili wszedł do pokoju z tacą pełną jedzenia, kiedy tylko ją postawił odwrócił się aby zamknąć drzwi. Dopiero kiedy ponownie spojrzałam na tacę poczułam głód.

-Częstuj się-powiedział i sam zniknął za drzwiami łazienki, których nie przekręcił na zamek. Może był przyzwyczajony do samotności i braku gości. Nie zdążyłam dokończyć nawet jednej kanapki kiedy Davis wyszedł z łazienki w samych spodenkach co dało mi wolne pole do podziwiania jego mięśni. Chyba robiłam to za długo-Czy ty nigdy nie widziałaś chłopaka bez koszulki?-zapytał przez co lekko się speszyłam.
-Widziałam, ale zwykle mieli bojler-powiedziałam, patrząc się jak powoli bierze kanapkę.
-Jeśli w Meksyku są takie 'ciacha' to będziesz musiała na mnie bardzo uważać abym się nie wciągnął w wir randek.
-Skoro tak sprawiasz sprawę to tam postaram się odstraszyć od ciebie dziewczyny-odgryzłam się.
-Niby w jaki sposób?-powiedział stawiając tacę prze de mną, a sam usiadł naprzeciwko.
-Och, znam mnóstwo sposobów. Wiesz dziewczyny i ich sztuczki.
-To zastosuję twoją własną-powiedział z przymrużonymi oczami. Spojrzałam się na niego z zapytaniem-Jesteśmy teraz sami w domu.
-Nie rób sobie jaj-powiedziałam lekko przerażona.
-Dziadek z babcią pojechali do ciotki Cynthii, mama z tatą są na urlopie, chyba odwiedzili Bahamach. Natomiast siostra poszła na nocowanie u Giny. Dopiero wtedy spojrzałam na zegarek dochodziła dziewiętnasta, a to oznacza, że prawie dwie doby byłam na nogach, ale nadal nie odczuwałam zmęczenia-Co byś chciała zrobić?-zapytał się, ale ja nie wyczuwałam żadnych pobudek w jego głosie.
-Posiedzieć nad basenem i bez sensu gapić się w wodę przy muzyce, potrzebuję się odprężyć.
-Załatwione-podsumował-Weź tacę z jedzeniem na dół, a ja resztę przygotuję-tak jak powiedział, tak zrobiłam. Ulokowałam się na leżaku jedząc starannie pokrojone owoce. Z głośników popłynęła neutralna dla uszu muzyka, a mój kompan zajął miejsce obok mnie. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
-Zazdroszczę ci-stwierdziłam w końcu.
-Czego?-spytał z pełną buzią jakiś ciastek.
-Tego, że masz rodzinę szczęśliwą, kochającą się, wspaniałych dziadków, idealny dom, piękną siostrę. Masz to wszystko czego ja nigdy nie miałam-podsumowałam.
-Sądzisz, że to jest idealne. Moi dziadkowie może i są w porządku, ale nie do końca... Kiedy nie umiałem sobie znaleźć dziewczyny stwierdzili, że jestem gejem, a dzisiaj o mało nie posikali się w
majtki gdy nas zobaczyli. Siostra nie mam z nią wiele tematów do rozmowy, moda to nie moja mocna strona. Do tego rodzice, którzy non stop kłócą się o swoje racje nie zważając na zdanie innych, a ta podróż to terapia małżeńska dla nich. Do tego tata ma niezły pociąg do alkoholu i ciągle się kłócą o pieniądze. Więc jak widzisz moje życie nie jest idealne-skończył swój monolog.
-Przepraszam, nie wiedziałam-znowu zapadła między nami krępująca cisza.
-Twoja propozycja na dołączenie do ciebie to w sumie dla mnie dar z nieba. Wreszcie nie będę musiał być odludkiem i wysłuchiwać tych problemów.
-My będziemy się borykać się ze znacznie większymi sporami-napomknęłam.
-Jednak wiem, że w słusznej sprawie. Koniec o tym mieliśmy się odprężyć-powiedział po czym wstał i podał mi ręce-Zatańczysz.
-Z wielką przyjemnością-powiedziałam podając mu dłoń. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Jednak w pewnym momencie on wziął mnie na ręce i wrzucił do wody. O nie, nie przepuszczę mu tego.
-O ty!-krzyknęłam i podpłynęłam do krawędzi-Niech cię tylko dorwę.
-Najpierw musisz mnie złapać-krzyknął uciekając do ogrodu. Niech go tylko złapie to mu nogi z tyłka powyrywam. Szybko wyszłam z basenu i popędziłam za nim-Nigdy mnie nie znajdziesz-jego głos otaczał mnie z każdej strony. Nie wiedziałam gdzie jest, więc chodziłam na oślep po ogrodzie. Jednak wpadłam na pomyśl, żeby wyczuć go magią ziemi i udało mi się. Siedział na drzewie, skubaniec. Szybko znalazłam się za nim, a on zeskoczył z niego z kocią zwinnością. Musiałam obrać inną taktykę. Więc wybiłam się mocno i wylądowałam tuż przed nim, a następnie wrzuciłam do basenu. Kocham magię powietrza. Pozwalała mi na niezliczoną masę trików w tym przestawianie ludzi oo kilkadziesąt-A więc tak chcesz pogrywać?-powiedział, a ja pchnięta nagłym podmuchem powietrza, również wylądowałam w basenie. Kiedy się tylko wynurzyłam zaczęliśmy chlapać się jak dzieci.
-Przeginasz-powiedziałam śmiejąc się i podniosłam go na biczu wodnym, a po chwili nagle go zlikwidowałam, a Sean wpadł z impetem do wody.
-Nie to ty przeginasz-powiedział i mnie zaczął topić.
-Dobra, sprawdźmy czy masz łaskotki-powiedziałam, szykując odwet. Jednak był od de mnie silniejszy i z łatwością złapał mnie za nadgarstki. Nasze twarze były zdecydowanie za blisko.
-Sądzę, że powinniśmy iść spać. Jutro powinniśmy wracać do Fewius, a raczej tego co z niego pozostało.
-Mam lepszy pomysł-stwierdził, jednak ja nie byłam gotowa na pocałunek. Sama nie wiem, dlaczego ale skupiłam się na balkonie przylegającym do jego pokoju i po chwili się tam znalazłam.
-Udało mi się-krzyknęłam, a co lepsze nie  miałam takich objawów jak Sean i nie kręciło mi się w głowie. Davis zaczął mi bić brawo, a ja byłam wniebowzięta.


Czytasz=Komentujesz

Obserwatorzy