piątek, 8 lipca 2016

~38~

*Dwa tygodnie wcześniej*Simon*

To  miało być nasze pierwsze spotkanie od bardzo, bardzo dawna. Nie mogłem się doczekać. Kiedy Kate wyjeżdżała zostawiła mi po sobie cichą obietnicę, która kryła pod sobą niezliczone możliwości. Niestety jak zwykle nie miała czasu dla mnie, ale niestety na to nie miałem lekarstwa. Szykowałem nasz piknik na jednej z leśnych polan. Dzisiaj wszystko musiało być idealne. Jednak kiedy nadszedł czas naszego spotkanie, Kate nie przychodziła. W rezultacie spóźniła się pół godziny.

-Cześć-powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Jak zwykle miała na sobie wysokie buty-Przepraszam za spóźnienie, ale mam niezłe urwanie głowy z remontem.
-Hej. Jakim remontem? Może ci pomóc?-zaproponowałem.
-Wszystko idzie zgodnie z planem i mam bardzo dobrą ekipę-znowu coś prze de mną ukrywała.
-Kate?-spojrzałem się na nią z troską.
-Tak?-odpowiedziała kładąc się na kocu.
-Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?
-Wiem, ale czy raz nie możemy zastanawiać się co będzie jutro? Chociaż raz chcę oderwać się od tej szarej rzeczywistości, która mnie otacza.
-Możemy-powiedziałem rozlewając oranżadę. Dzisiaj chciałem aby wszystko było idealne, abyśmy poczuli się chociaż przez chwilę jak normalni ludzie, którzy nie dźwigają na barkach tej całej odpowiedzialności. Pewnie majdan obowiązku łowczego nigdy nie przestanie się za mną ciągnąć, ale jakoś się w końcu od niego uwolnię. Nie będę do końca życia zatruwał egzystencje nic nie winnym ludziom.
-O czym myślisz?-zapytała, wyrywając mnie z wewnętrznego monologu.
-O tym ile jeszcze przed nami do przejścia aby móc normalnie żyć-odpowiedziałem, kładąc moją dłoń na jej. Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, nie wiem czemu, ale gdy tylko widziałem ten wzrok chwytała mnie nim za serce.

Po raz pierwszy od czasu kiedy się poznaliśmy. Zachowywaliśmy się jak zwyczajni młodzi ludzie, którzy są na randce. Nie było żadnych problemów tylko my, zero otaczającego nas świata. Czułem się wolny, bezpieczny i wyzwolony. Nie chciałem żyć już wśród Łowców, ale nie wiedziałem kompletnie jak mam odejść, jedyne co mi przyszło do głowy to ucieczka, ale i tak wcześniej czy później by mnie wytropili. Jednak moje szczęście jak zwykle nie mogło trwać zbyt długo. Caroline musiała coś wymyślić. Weszła do mojego pokoju jak zwykle bez pukania. Brak jakichkolwiek manier z jej strony, nie wiem jak długo wytrzymam z nią pod jednym dachem.

-Więc znowu widziałeś się z Kate?-powiedziała patrząc na mnie z takim wyrzutem, że gdyby był głupcem to uwierzyłbym, że jej na mnie zależy, a nie tylko na pozycji w Piknei.
-To nie twój biznes-odrzekłem-Po za tym wyjdź z mojego pokoju, nie mam ochoty na twoje zdzirowate towarzystwo-może nie powinienem tak jej nazywać, ale jakoś jej nastawienie do mnie zdejmowały wszelkie hamulce mego chamstwa.
-Może, jednak mój. Dowiedziałam się tego i owego-powiedziała, rozsiadając się na moim łóżku. Mimo woli spojrzałem się na nią z uniesionymi brwiami-Wszystkich Łowców w tym domu pewnie zainteresuje fakt, że nasz drogi Simon umawia się z magiem wody-kiedy to mówiła, aż wstrzymałem oddech. Jak ona się niby o tym dowiedziała?! Przecież to nie możliwe.
-Tkniesz ją, a własnoręcznie cię zabiję!-ryknąłem.
-Simon, nie bądź śmieszny. Jedno moje słowo i cały dom będzie na nią polował, a ja nie będę musiała ubrudzić sobie rąk tą szmatą-miałem ochotę ją udusić, jednak wiedziałem, że tego nie mogę zrobić. Jeśli Łowca zabije Łowcę sam jest skazywany na śmierć, kona w męczarniach.
-Czego chcesz?-zapytałem przez zaciśnięte zęby.
-Wreszcie gadasz jak człowiek myślący. Na początek chcę, żebyś z nią zerwał. Najlepiej daj mi telefon-musiałem to zrobić by ją chronić. Rzuciłem jej to piekielne urządzenie, a ona zaczęła pisać.

"Kate, było fajnie, ale już czas to zakończyć. Nie jesteś dla mnie odpowiednia, od mojej dziewczyny oczekuje czegoś innego, ale dziękuje za powiększenie mojej puli zabawek, które się we mnie zakochały. Kolejne zdjęcie do kompletu pustych i łatwych lasek, dla których wystarczy przez chwilę poudawać księcia z bajki i już tracą głowę. Biedna naiwna dziewczynka. Teraz pewnie będziesz próbowała na mnie odegrać, ale daj sobie spokój. Jesteś tylko kolejną pozycją na mojej liście, niczym więcej. Pogódź się z tym i nie rób z siebie jeszcze większej ofiary. Jak będziesz się chciała zabawić to masz mój numer, może uda mi się ciebie czegoś nauczyć."

Kiedy przeczytałem wysłaną wiadomość, wiedziałam, że już niczego nie naprawię. Ona mi już nigdy nie zaufa. Jej bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. Może kiedyś po latach, życie napiszę dla nas szczęśliwy scenariusz gdzie będziemy mogli się cieszyć sobą, ale to pewnie się nie stanie, a wszystko przez jedną podstępną osobę. Nie wiem co mogę w tej sytuacji zrobić, ale nie mogę być wiecznie w szachu trzymanym przez tą zołzę.

-Przejdźmy teraz do kolejnej części umowy...

I tak właśnie się zaczęło. Musiałem robić wszystko co ona chciała, jednak najgorsze były momenty kiedy dochodziło między nami do kontaktu fizycznego. Za każdym razem w takim momencie wyobrażałem sobie, nieosiągalną dla mnie, Kate. Wszystko co między nami było zostało zburzone przez jedną wiadomość tekstową.

Jednak jak widać los był dla mnie łaskawy, bo nadarzyła się dla mnie niepowtarzalna okazja. W Piknei dostaliśmy cynk o magu wody w każdej sekundzie modliłem się żeby to nie byłą Kate. Na miejscu zobaczyłem broniącą dziewczyny Elizabeth wraz z jakimś chłopakiem, który jak ja był magiem ognia. Bez zastanowienia stwierdziłem, że im pomogę. Może to mnie wyrwie z tego miejsca i faktycznie się udało.

*Katherine*

Spałam zdecydowanie za długo. Już dawno powinnam być na nogach i doprowadzać to miejsce do porządku. Na odpoczynek przyjdzie czas, a teraz należy wstać czym prędzej. Jednak co mnie zdziwiło nikogo nie było na piętrze. Pewnie jeszcze śpią po podróży albo po innych wrażeniach dostarczonych dnia poprzedniego, nie miałam im tego za złe, sama pozwoliłam sobie na zbyt długi odpoczynek. Szybkie odświeżenie się po nocy. Jedynym pytaniem jakie kłębiło mi się w głowie było "Gdzie do licha podział się Simon?". Przecież zasnął razem ze mną, a to nie było w jego stylu żeby zostawiać mnie samą. Wyszłam powoli z pokoju zastanawiając się w co jako pierwsze mam 'wsadzić ręce'. Kompletnie nie miałam pojęcia. Na górze było zadziwiająco cicho, gdzie do cholery wszyscy się podziali. Zapukałam do pokoju Eli, żadnej reakcji w pozostałych także. Zeszłam na dół też nikogo nie było. To już się robi podejrzane. Gdzie do cholery wszyscy się podziali?! Spojrzałam na podjazd, nie było samochodów. Konie biegały po padoku, jednak nikogo nie było widać. Zeszłam do podziemi i wreszcie zastałam żywą duszę.

-Gina, gdzie się wszyscy podziali?-spytałam patrząc jak segreguje książki.
-No więc, wszyscy wstali bladym świtem żeby cię odciążyć. Simon z Elizabeth wzięli twój samochód i pojechali do ogrodniczego i jakiegoś budowlanego. Nasza mama wraz z Timem pojechali zamówić sprzęt na siłownie z tego co wiem zamówienie ma być zrealizowane do jutra, więc już niedługo będziemy miel gdzie trenować. Sean z Williamem wzięli twój motocykl i pojechali po rzeczy do kuchni. Nie ma tam żadnych artykułów, które umożliwią im gotowanie-kiedy do mnie mówiła cały czas się uśmiechała-Jedzenie masz na stole w jadalni.
-Czyli ja wam nie jestem potrzebna- w tym momencie nasz dialog przerwała ekipa ze sklepu meblarskiego, która przywiozła resztę mebli. Nim ktokolwiek wrócił, oni złożyli oraz poustawiali wszystkie meble i pojechali.

Wreszcie miałam chwile dla siebie. Skoro tak dobrze sobie radzą to ja mogę chwilę potrenować. Wzięłam z pokoju pas z nożami mojego 'ojca'. Musiałam choć na chwilę nie myśleć o tym ile istnień podczas tej bitwy zostanie narażonych. Ustawiłam kilka drewnianych tarcz i zaczęłam w nie rzucać nożami, czasami ta umiejętność może okazać się niezwykle przydatna. Zdecydowanie muszę podszkolić się w walce wręcz, jednak na to sobie jeszcze poczekam.

piątek, 18 marca 2016

~37~

*Elizabeth*

Wjechałam właśnie z Timem do Meksyku, zadziwiające jak szybko znaleźliśmy się na miejscu. Nie wiem ile złamał przepisów, ale w sumie mnie to nie obchodzi. Jednak kiedy tylko przejeżdżaliśmy granice miasta, coś przykuło moją uwagę. Było późno, a pod podrzędnym przydrożnym motelem rozgrywała się walka Łowców wraz z jakimś magiem wody i osobą kompletnie pozbawioną zdolności. Widać było, że zaraz zostaną pojmani.

-Widzisz to?-spytałam mojego przyjaciela, chociaż nie wiem czy nim zostanie po wydarzeniach ostatniej nocy. Nasze relacje stanęły pod wielkim znakiem zapytania, a ja nie wiedziałam co mam z tym zrobić.
-Widzę-powiedział gwałtownie skręcając. Nim zdążył się zatrzymać ja wyskoczyłam z wozu i obezwładniłam najbliższego napastnika. Jednak dziewczyna mnie zaatakowała.
-Jesteśmy po waszej stronie-krzyknęłam nie chciałam jej atakować. Kiedy opuściła mnie na ziemie od razu zaczęłam zadawać ciosy wszystkim, którzy byli po przeciwnej stronie. Niestety po chwili do nich dotarło wsparcie, a na miejscu pojawił się Simon. Spojrzałam na niego, a on tylko kiwnął głową i przyłączył się do nas. Wraz z Timothym dali prawdziwy pokaz umiejętności, jednak nadal Łowcy mieli przewagę.
-Jak mogłeś nas zdradzić!-krzyknęła Caroline do Simona.
-Traktowałem cię jak brata-odezwał się Harry.
-A ja jak syna-ozwał się jego wujek.
-Traktowaliście mnie wszyscy jak maszynę, która musi podlegać Radzie. Mam tego zdecydowanie dosyć.
-Simon, jak się nie opamiętasz wyjawię wszystkim sekret-ozwała się dziewczyna, która ewidentnie nie chciała aby odszedł.

*Katherine*

-Simon, jak się nie opamiętasz wyjawię wszystkim sekret-ozwała się Caroline. Zdążyłam zaparkować, a już usłyszałam głos tej suki, która odebrała mi Simona.
-Nie waż się-powiedział. Czemu był po naszej stronie?
-To wróć na odpowiednią stronę.
-Żebyś znowu mogła mnie szantażować?-chwila co? Może to dlatego on od de mnie się odsunął i udawał, że jest z nią.
-O czym ona mówi?-powiedziałam zbliżając się do grupy-Witaj Eli, Tim, William i Gina-przywitałam się z nimi i zajęłam miejsce w szeregu.
-Skoro już tutaj jest to może ukażesz nam prawdziwą twarz swojej ukochanej-warknęła nadęta parszywa lalunia.
-Simon, o co tutaj chodzi?-spojrzałam na niego wyczekująco.
-Dowiedziała się, że jesteś magiem i kiedy wróciłaś zaczęła mnie szantażować, że wyjawi twój sekret jeśli nie będę cały jej-stanęłam jak wryta.
-Dokładnie. Jak widzicie nasza kochana, słodziutka Katherine jest magiem wody-powiedziała.
-Ty parszywa gnido!-krzyknęłam-Chciałabyś żebym była zwykłym magiem wody!-spojrzałam się na nią i to wystarczyło. Byłam wściekła. Nie obchodziło mnie w tym momencie ile osób będzie mnie ścigać jeśli się ujawnię. Wykorzystałam powietrze aby szybko się przy niej znaleźć po czym hamując po prostu ją pchnęłam, a ona wyleciała kilka metrów dalej-Posłuchaj mnie, bo dwa razy nie będę powtarzać!-powiedziałam łapiąc ją za szyję od razu po upadku. Nie wiem co we mnie wstąpiło-Zbliżysz się jeszcze raz do któregoś z mojego przyjaciół to cię zabiję!-skończyłam to mówić, a poleciało na mnie kilka strumieni ognia. Jednak tarcza stworzona z ziemi mnie przed tym uratowała. Skupiłam się na umysłach Łowców i kiedy miałam kompletną władzę nad nimi. Wymazałam moje ujawnienie się i nakazałam im wracać do domu, pamiętali tylko, że jestem niezdarnym magiem wody i to, że Simon przeszedł na naszą stronę. Z resztą grupy czekaliśmy aż nieprzyjaciele odjadą.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?-zapytał Simon, a ja w jego oczach zobaczyłam żal do mnie.
-Porozmawiamy o tym później-powiedziałam-Posłuchaj skoro się ujawniłeś musimy zabrać twoje rzeczy z domu.
-Jak chcesz to zrobić oni nie pozwolą mi tam wejść-stwierdził.
-A kto powiedział, że będziemy ich prosić o zaproszenie-oznajmiłam rzucając kluczyki Suzannie-Jedź do domu z rodzinom, niedługo wrócę. Eli kiedy odzyskałaś moc?
-Opowiem ci jak wrócisz-powiedziała wsiadając z Timem do auta.
-Gotowy?-spytałam łapiąc Simona za rękę.
-Nie wiem na co-powiedział zmartwiony, a ja teleportowałam nas bezpiecznie do jego pokoju-Co to u licha?-prawie, że krzyknął.
-Cicho-położyłam mu palec na ustach-To była teleportacja. Pakuj się.
-Właściwie ja jestem spakowany od kilku dni rozważałem odejście-powiedział wyciągając z szafie dwie obszerne torby i plecak. Bałam się jego reakcji na wiadomość o tym, że jestem Wszechmogącą, ale prędzej czy później będę musiała się z tym zmierzyć.
-Witaj w swoim nowym domu-powiedziałam kiedy wreszcie znaleźliśmy się na bezpiecznym gruncie. Na szczęście ten dom chronią runy i żaden Łowca bez zaproszenia się do niego nie dostanie-Sean!-krzyknęłam, a on zjawił się koło mnie.
-Dzisiaj będziemy mieli sporo gości, więc może zadzwonisz po więcej jedzenia.
-Ile dokładnie osób będzie?-zapytał patrząc się nie ufnie na Simona. Oczywiście poznali się wcześniej, ale nie bardzo się dogadywali.
-Ja, ty, Simon, Eli, Tim, William, Gina i Suzana-zniknął.
-Możemy porozmawiać?-spytał Dark.
-Teraz nie za bardzo. Muszę każdemu przyznać pokój i zrobić listę rzeczy do kupienia na siłownie.
-Czyli jak zwykle nie masz dla mnie czasu?
-Znowu zaczynasz. Ja tutaj dowodzę i mam wiele rzeczy do zrobienia jeszcze, a ty nie możesz poczekać kilka godzin?-zapytałam opadając ze zrezygnowaniem na krzesło.
-Niby może, ale nie łatwiej by ci się pracowało, gdybyś miała to za sobą?-jak on mnie irytuje.
-Simon, nie teraz-oznajmiłam tonem przy którym dalsze spieranie się nie miało sensu.
-Kate, jesteśmy!-krzyknęła Eli rzucając mi się na szyję. Wszyscy przybysze usiedli przy wielkim stole gdzie większość miejsc jeszcze zostawało wolnych, ale to się niedługo zmieni.
-Ten dom jak wiecie ma trzy piętra i wielkie podpiwniczenie, które kompletnie nie jest jeszcze wyposażone-powiedziałam-Jednak w niedługim czasie mam zamiar to zmienić. Podjazd jak widzicie zostawia wiele do życzenia. Natomiast pokoje są już wyposażone w kablówkę meble i wszystko co jest potrzebne do normalnego funkcjonowania. Pomieszczenia wspólne wymagają sporo pracy, a wasze pokoje cóż urządzacie je w waszym stylu. Każdemu z was za moją ochronę i wsparcie udostępnię adekwatne środki. Oczywiście nie przewiduje wymiany mebli, które są uniwersalne. Jedynie dopóki nie znajdą się inni rezydenci możecie wybrać sobie pokój jaki chcecie i ewentualnie zamienić meble- w tym momencie przyjechało jedzenie-Teraz zapraszam na mało profesjonalny posiłek, mam nadzieję, że William niedługo zajmie się naszymi podniebieniami.
-Z wielką przyjemnością-powiedział uśmiechając się przyjaźnie. Kiedy Sean rozdawał posiłek ja poszłam po zeszyt. Wiedziałam, że czeka mnie dzisiaj jeszcze sporo pracy. Jeszcze zdało by się kupić jakiś środek transportu, ponieważ osiem osób i dwa samochody oraz motor to trochę za mało. Kiedy wszyscy jedli, ja tylko wzięłam swój posiłek i zaczęłam spisywać rzeczy do kupienia i krzątać się po całym domu.
-Co ty robisz?-zapytała Suzanna patrząc na mnie jakbym popełniła zbrodnie.
-Spisuje co jeszcze trzeba kupić-odpowiedziałam nie przerywając zajęcia. Jednak Tim wstał i zabrał mi zeszyt-Oddaj mi to.
-Nie, może nas nie słuchałaś, ale my się zajmiemy. Tylko potrzebne nam środki, bo nie mamy wystarczających.
-Poczekaj, co?-powiedziałam.
-Usiądź z nami-zaproponowała Gina, chyba po raz pierwszy się odezwała odkąd przyjechała. Spojrzałam się na nich z podejrzeniem w oczach i zaczęłam powoli gryźć marchewkę.
-Nie patrz się tak na nas-ozwała się Eli.
-Ustaliliśmy, że jutro rano ja biorę się za siłownie, pomoże mi Timothy-powiedziała mama, a ja spojrzałam się na chłopaka z zapytaniem w oczach.
-No co? Byłem jednym z głównych trenerów w Fewius-powiedział i wzruszył ramionami.
-Ja i Sean zajmiemy się wyposażeniem kuchni-oznajmił William.
-Może tego nie wiesz, ale byłem na kursie gotowania w ubiegłe wakacje-dodał patrząc na mnie.
-Ja oczywiście zajmę się ogrodem i podjazdem te rośliny wyglądają okropnie-stwierdziła Eli.
-A ja odnowię płot-zaoferował Simon-To miejsce musi mieć porządne ogrodzenie.
-Natomiast moim zajęciem będzie biblioteka, niedawno w jednej dorywczo pracowałam-podsumowała Gina.
-Nie wiem co powiedzieć-zatkało mnie zwyczajnie-Jesteście najlepsi, ale przez was ja nie będę mieć zajęcia.
-Odpocznij, córciu. Jesteś wykończona, wiem jak to miejsce wyglądało kiedyś, a jak wygląda teraz. Włożyłaś przez ostatnie tygodnie w ten dom swoje serce i dusze. Wyśpij się, a potem zastanów się co jeszcze trzeba zrobić-objęła mnie.
-Jestem wzruszona. Teraz pewnie chcecie się rozgościć. Sean i ja mamy swoje pokoje na pierwszym piętrze. Więc teraz słucham waszych życzeń, każdy pokój ma małą łazienkę-stwierdziłam patrząc się po przyjaznych twarzach-Gina?
-Ja pierwsza?-spytała z zdezorientowaniem, a ja w odpowiedzi skinęłam głową-Ale nie wiem co mam do wyboru.
-Kolor ścian, gdzie mają być okna...-spojrzałam na nią wyczekująco.
-Więc chciałabym aby mój pokój był niebieski z oknem przez które widać gwiazdy-uśmiechnęłam się, ale nie udzieliłam odpowiedzi. Tylko spojrzałam na najstarszych rezydentów.
-My-powiedziała moja mama-Chcielibyśmy pokój na poddaszu, urządzony w jakiś ciepłych kolorach, jednak aby były stonowane.
-Tim, twoja kolej.
-Zdecydowanie czerwone ściany z oknami wychodzącymi na wschód-chłopak się rozmarzył, ale mogłam chociaż tyle dla niego zrobić.
-Wasze potrzeby znam, więc się nie pytam-zwróciłam się do Simona i Eli-Gino, pozwól ze mną i weź bagaże-oczywiście jej pomogłam. Jej pokój znajdował się na poddaszu. Idealny widok na gwiazdy-Podoba ci się?-spytałam.
-Czy mi się podoba? Jest idealny-objęła mnie-Spełniłaś moje marzenie o własnym pokoju. Nigdy nie miałam swojego azylu-dodała.
-Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić w zamian za poświęcenie. Kiedy będziesz potrzebować jakiegoś sprzętu, czegokolwiek mój pokój jest na pierwszy piętrze na samym końcu korytarza. Ma plakietkę na drzwiach z moim imieniem na pewno znajdziesz mnie bez problemu, siostro-jeszcze raz mnie uścisnęła.
-Bałam się, że mnie nie zaakceptujesz.
-Niepotrzebnie, zawsze chciałam mieć siostrę. William z Suzanną mają pokój obok-dodałam wychodząc. Zeszłam na dół i poprosiłam niemagicznych mieszkańców-Oto wasz apartament-to jeden z największych pokojów w budynku.
-Jakbyś urządzała ten pokój z myślą o nas-powiedział partner mojej mamy.
-Przepraszam, że meble są nie poustawiane...-przerwała mi moja rodzicielka.
-Damy sobie radę, idź do reszty. Wiem, że stęskniłaś się za przyjaciółmi-jak zaproponowała tak zrobiłam.
-Tęskniłam za wami-powiedziałam ściskając przyjaciół, którzy dzisiaj przyjechali z Fewius-Bierzcie manatki i na górę-powiedziałam do ogółu.
-To ja idę dokończyć urządzenia mojego pokoju-oznajmił Sean i zniknął za drzwiami.
-Więc Tim, poznaj swoje nowe lokum-pchnęłam szóste drzwi po prawo.
-Ty mi weszłaś do głowy?-spytał-Taki pokój od zawsze był moim marzeniem.
-Nie ma za co-powiedziałam przechodząc o parę drzwi dalej-Eli wiem, że lubisz ekri i brąz, więc do dla ciebie-wskazałam pokój obok Tima-A ty magu ognia masz pokój wychodzącą na zachód słońca. Rozgość się. A teraz Eli opowiadaj mi jak to się stało, że odzyskałaś moc?-chciałam chociaż jeszcze chwilę. Uniknąć konfrontacji z Simonem. Weszłyśmy razem do jej pokoju i zamknęłyśmy drzwi.
-Więc kiedy rzuciłam się na Maksa. Kojarzysz arogancki, gówniarz-potwierdziłam-Najechali nas Łowcy, a ja no cóż zaczęłam walczyć. Nawet bez mojego talentu, zostałam pojmana w lesie. Tim pobiegł za mną. Kiedy grozili mi, że go zabiją jak ciebie nie wydam coś się we mnie odblokowało i ich załatwiłam.
-A pro po ciebie i jego?-świdrowałam ją wzrokiem.
-O co ci chodzi?-spytała.
-Ty mi powiedz-powiedziałam uśmiechając się przebiegle.
-No zaiskrzyło. Spędziliśmy razem noc, ale od tamtej pory cisza.
-Chwila co?-spodziewałam się wszystkiego, ale że od razu wspólna noc aż się zachłysnęłam.
-Nie przesłyszałaś się, ale na razie nie będę nalegać ani żądać czegokolwiek.
-Rób jak chcesz-powiedziałam ziewając-Rozgość się. Jakbyś coś chciała jestem w pokoju obok.

Wreszcie byłam sama. Mogłam w spokoju pomyśleć, a raczej przestać myśleć. Dzisiaj tyle się wydarzyło muszę sobie wszystko poukładać, ale to może poczekać jestem wykończona. Wzięłam krótkie luźne spodenki, koszulkę i bieliznę po czym skierowałam się pod prysznic. Ciepła woda mnie uspokajała, dawała chwilę wytchnienia, ciepłe krople jakoś zabierały od de mnie zmartwienia. Kiedy tylko się przebrałam, weszłam pod kołdrę.

-Myślałaś, że się wywiniesz od tej rozmowy-powiedział Simon, który siedział na fotelu obok regału. Jednak jego głos sprawił, że się wzdrygnęłam i o mało nie spadłam z łóżka.
-Szczerze?-spytałam zapalając lampkę nocną żeby choć trochę widzieć jego twarz. Skinął głową, a ja usiadłam po turecku na łóżku-Dokładnie tak myślałam.
-Cóż byłaś w błędzie-w jego głosie nie było już złości, tylko smutek-Czemu mi nie powiedziałaś?
-A czemu ty mi nie powiedziałeś o szantażu?
-Jak miałem to zrobić? Caroline kontrolowała wszystko mój telefon, pocztę. Wszędzie była ze mną. Nie miałem szans, po naszym ostatnim spotkaniu na pikniku, zaczęła trzymać mnie w szachu.
-Wiesz jak ja się czułam?-po raz pierwszy na niego spojrzałam-Odrzucona, a twoje słowa, które mi napisałeś trafiły we mnie jak setki pocisków.
-Byłem pod jej władzą. Martwiłem się o ciebie, jakby ciebie pojmali to tak jakby zabrali by cząstkę mnie. Rozumiesz?
-Szkoda, że nie pomyślałeś o tym kiedy pisałeś ten e-mail.
-To był stek bzdur. Po za tym nie ja go pisałem tylko ona i dzisiaj kiedy widziałem, że twoi przyjaciele przegrywają dołączyłem do nich. Bez żadnego zastanowienia, a ty kiedy ja zaufałem ci bezgranicznie ukrywałaś prze de mną sekret. Przez tyle czasu cię nie chroniłem, nawet nie wyobrażam co się mogło stać...
-Ale się nie stało. Nie musisz ciągle się o mnie martwić-ta cała sytuacja uświadomiła mi jak bardzo zależy mi na tym chłopaku.
-Wiem, ale i tak będę-powiedział, a ja poklepałam miejsce obok siebie na łóżku. Nie wiem czy dobrze postępuje, ale chciałam się po prostu do kogoś przytulić. Zdjął buty i usiadł obok mnie, spojrzałam na niego.
-Nigdy więcej sekretów?-spytałam.
-Nigdy-powiedział i pocałował mnie w czoło.

Pewnie tak wtulona w niego usnęłam, ale pewności nie mam.

sobota, 20 lutego 2016

~36~

*Katherine*

Praca nad odbudową Seris była praktycznie skończona. Cały budynek został unowocześniony, a wszystko dzięki złotu, które zostawiła mi prababcia. Bez jej spadku nic by się nie udało. Na szczęście miałam prawne zabezpieczenie na wypadek gdyby ktoś chciał zakwestionować moją własność. Dafne jedyne co dobre zrobiła to zostawiła mi spadek, a że wszyscy myślą, że ona nie żyję wykorzystałam ten moment aby stać się pełno prawną właścicielką. Przez ostatnie trzy tygodnie w tym domu nastały nieograniczone zmiany. Stajnia stanęła na nogi, a w domu mieliśmy nową elektrykę, kanalizację, wodociągi. Wymienione zostały okna i drzwi. Każde wnętrze odmalowane z kompletnie nową podłogą. Do tego budynek został ocieplony i cały dach wymieniony. Może i dom wydawał się mały, ale miał on około 30 pokoi. Oczywiście zajęłam najlepiej wyposażony. Chyba coś mi się od życia należy. Wszystko wyglądało jak nowe. Ciągle przyjeżdżały nowe samochody z meblami, które były ustawiane przez pracowników sklepu. Kiedy wreszcie nastał wieczór, prawie wszystkie pokoje miały wyposażenie. Wiem, że wykończenia są najgorsze, ale dam radę. Jednak nie wiedziałam kompletnie jak odnowić salę treningową i bibliotekę, która znajdowała się w podziemiach. Nie powinnam mieć z tym problemu, jednak chciałam aby wszystko było funkcjonalne i jak najlepiej przystosowane do potrzeb rezydentów. W między czasie kupiłam sobie nowy samochód, ponieważ nie chciałam mieć żadnej rzeczy po ojcu. Kiedy Sean nadzorował pracę remontowe. Ja pojechałam do mojego dawnego domu i zaczęłam pakować moje rzeczy. Jakie zgromadziłam przez osiemnaście lat mojego życia. Pudła zapełniały się szybciej niż bym się spodziewała i było tego dużo, ale no cóż książki i inne rupiecie zajmują multum miejsca. Na szczęście moje auto zmieściło wszystko na raz. Nie musiałam tu wracać.

Jednak ciężko mi się było pożegnać z tym miejscem. To tutaj odkryłam swój dar, który był równocześnie moim przekleństwem. Jednak mimo wszystko to tutaj spędzałam każde wakacje, deszczowe jesienne dni i mroźne zimy. To tutaj nauczyłam się każdej najbardziej prozaicznej czynności. Przeżyłam swoje pierwsze porażki w szkole i sukcesy. Teraz kiedy tak na to patrzę, na przestrzeni lat, widzę ile jest w stanie nauczyć się każdy człowiek przez osiemnaście lat tylko musi po prostu tego chcieć. Jednak kiedy tak rozglądałam się po każdym miejscu zobaczyłam, że stajnia jest otwarta, a przecież ja ją zamykałam. Bez większych podejrzeń poszłam to sprawdzić. Kiedy weszłam do środka czujnie się rozejrzałam po wnętrzu. Jednak nikogo tam nie było dla pewności weszłam głębiej. Jednak to był błąd, ponieważ wyjście zostało zamknięte. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Obserwowałam każdy milimetr budynku, jednak niczego nie widziałam, więc postanowiłam stąd wyjść. Niestety kiedy zmierzałam do drzwi usłyszałam huk wystrzału, a ja zostałam pchnięta na podłogę przez kobietę uderzająco podobną do mnie.

-Kim jesteś?-zapytałam chowając się za ścianką.
-Teraz mamy inny problem. Mianowicie twój ojciec dostał na ciebie zlecenie i właśnie chcę je wypełnić-nie mam pojęcie kim jest ta kobieta, ale chyba właśnie uratowała mi życie. Teraz w sumie ważniejszym problemem jest to żeby się stąd wydostać. Chciałam unieszkodliwić mojego ojca, ale nie mogłam coś w wewnątrz mi nie pozwalało go skrzywdzić, więc po prostu teleportowałam siebie i tą kobietę do auta. Włożyłam kluczyk do stacyjki i czym prędzej odjechałam.
-Dziękuje za ocalenie mnie, ale chciałabym wiedzieć kim jesteś?
-Nazywam się Suzana, a resztę informacji otrzymasz kiedy znajdziemy się w bezpiecznym miejscu-nie zadawałam więcej pytań. Tylko pojechałam do odnowionego budynku. Kiedy się zatrzymałam, kobieta dodała-Jak mnie dawno tutaj nie było. Tyle się pozmieniało. Wiele dobrego wniosłaś dla Seris, Katherine-ale ja się nie przedstawiałam.
-Skąd wiesz jak mam na imię?-powiedziałam, przystając w pół kroku i bacznie się jej przyglądając.
-Wejdźmy do środka,  a wszystko ci wyjaśnię-to wszystko robiło się coraz bardziej podejrzane. Na szczęście ekipa, która wypełniała wnętrze różnymi meblami już pojechała, więc mogłam spokojnie wysłuchaj co ma mi do powiedzenia nowa przybyszka.
-No, więc słucham?-usiadłam przy stole na jednym z krzeseł w jadalni i wskazałam na miejsce na przeciwko siebie.
-O, Katherine ekipa jutro przywiezie resztę mebli dzisiaj już nie dali rady-mówił Sean wychodząc z kuchni-Zamówiłem dla nas jedzenie. O przepraszam nie wiedziałam, że masz gościa-dodał widząc kobietę.
-Nic się nie stało, możesz zostać jeśli masz taką ochotę-spojrzałam na niego z prośbą w oczach.
-Jasne-powiedział dosiadając się do stołu-Sean.
-Suzanna, więc Kate wiem, że będzie ci w to bardzo trudno uwierzyć, ale jestem twoją matką-Chwila, CO?!
-Moja matka zmarła przy porodzie-spojrzałam na nią, ale nie wiedziałam co już o tym wszystkim sądzić. Dafne już udawała swoją śmierć, może ona też?
-Pamiętam to jakby to było dzisiaj. 18 maj na dworze było ciepło, ja jak gdyby nigdy nic poruszałam się po domu. Termin porodu miałam wyznaczony na 31, więc nie zwracałam uwagi na skurczę, które dokuczały mi od początku miesiąca. Do czasu kiedy odeszły mi wody płodowe. Wtedy wiedziałam, że już czas. Twój ojciec tylko na to czekał. Wiedział, że urodzisz się jako mag, ponieważ moi rodzice też są utalentowani. Jednak w tym momencie nie było dane mi o tym myśleć, ponieważ był na misji-wypowiadając ostatnie słowo zrobiła w powietrzu cudzysłów-Bynajmniej wszyscy tak myśleli. Jednak on nigdy nie był żołnierzem. Swego czasu, gdy Dafne należała do Łowców-miałam oczy jak pięć złoty. Dafne była swojego czasu Łowczynią?! Może i to pokręcona kobieta, ale nie sądziłam, że aż tak-Twój ojciec był jeszcze młody, a ona musiała ich rozpracować. Takie otrzymała zadanie od ojca Maurycego. Któregoś dnia twój ojciec poszedł za nią, bo już miał dosyć zostawania z ojcem. To co zobaczył w Krein kompletnie go zaślepiło i postanowił się do nich przyłączyć-wzięła głęboki oddech, jakby mówienie o tym sprawiało jej jakiś ból-Wracając do tematu byłaś silnym noworodkiem i cieszyłam się z tego. Jednak kiedy twój ojciec zjawił się w szpitalu, nie mogłam pozwolić na to żebyś trafiła w jego ręce. Poprosiłam Dafne o to aby sfingowała moją śmierć, a ja zabrałam jakiegoś przypadkowego noworodka.Twój ojciec ruszył za mną w pogoń. Na szczęście ona również była magiem wody. Dafne wychowywała cię, chroniąc cię przed nim. Powiedziała, że ja ciebie zabrałam, a jej dostarczono w ręce innego noworodka. Moja śmierć została ogłoszona po to żebyś mnie nie szukała-teraz jestem w szoku.
-Mam dwa pytania?-wydusiłam wreszcie, spojrzałam na Seana, który był równie zszokowany jak i ja.
-Słucham?
-Pozwalałaś mi przebywać z nim, non stop? Wiedząc, że z jego strony zagraża mi niebezpieczeństwo? I co się stało z tamtą dziewczyną?-powiedziałam.
-Dafne była przy tobie, a gdy jej nie było obserwowałam ciebie z daleka. Ciągle dbałam o twoje bezpieczeństwo nawet, gdy fizycznie nie było mnie przy tobie. Jednak twój ojciec cały czas próbował dostać Ginę, jednak mu się nie udało. Teraz czuwa nad nią William.
-Rozumiem, a nie pomyślałaś o tym aby Ginę zwrócić jej biologicznym rodzicom?-powiedziałam.
-William jest jej rodzicem, to jej matka umarła przy porodzie. Oni mają pełną świadomość kogo chronią i godzą się na to w 100%. W ogóle Gina marzy o tym by cię poznać-powiedziała.
-Czy William również jest wyszkolony tak jak ty?-zaczęłam przesłuchanie.
-Tak-odpowiedziała z zapytaniem w oczach.
-A Gina jest dobrym magiem?-spytałam.
-Wyśmienitym. Nawet nie wiesz ile potrafi-wyraźnie się ożywiła-Tylko nie mamy odpowiedniego lokum aby młoda mogła ćwiczyć. A czemu pytasz?
-Posłuchaj. Skoro tyle lat mnie chronicie, może chcielibyście do mnie dołączyć? Tylko potwierdzę twoje informacje.
-Z wielką chęcią. Rób co musisz-dodała. Wyjęłam telefon i zrobiłam jej zdjęcie. Szybko wysłałam Dziadkowi skoro wiedziała jak ma na imię to na pewno ją znał. Wybrałam do niego numer.
-Cześć Dziadku. Otrzymałeś przed chwilą od de mnie zdjęcie.
-Cześć, mała. Tak tylko nie wiem dlaczego wysyłasz mi zdjęcie własnej matki-powiedział.
-Bo właśnie się dowiedziałam, że żyję i mam pierwsze z nią spotkanie-odpowiedziałam.
-Oooo... Ujawniła się wreszcie-wszyscy wiedzieli tylko nie ja-Co u niej?
-Dołącza się do mojej grupy-powiedział.
-To świetnie. Za dawnych czasów trenowała magów i zwykłych ludzi. Przyda ci się wraz z Williamem. Jest świetnym kucharzem.
-Czy ty jesteś Wszechwiedzący?-zapytałam zszokowana informacjami.
-Nie, po prostu ich znam.
-Dobrze, dziękuje za informacje. Odezwę się do ciebie.-rozłączyłam się-Posłuchaj wypakuje samochód. Dzwoń do Williama i Giny, bo jedziemy po nich.
-Ale mamy się tutaj wprowadzić?-spytała zaskoczona.
-Tak, przecież nie będziecie mieszkać w motelach, a ja potrzebuję ludzi do pomocy. Wiem, że jesteś trenerem, a William kucharzem to dwie niezbędne rzeczy do odpowiedniego przygotowania się na Łowców.
-Dziękuje. Może wreszcie będziemy mieli bardziej stałe lokum, a Gina będzie mogła się rozwijać.
-Jeszcze mam jedno niedyskretne pytanie-dodałam-Czy ty i William jesteście razem?
-Tak, a o co chodzi?-dodała z małym zaskoczeniem.
-O nic szczególnego. Po prostu zastanawiałam się czy chcecie wspólny pokój.
-Ale ci to nie przeszkadza, że nie jestem z twoim ojcem.
-Nie chcę twojego szczęścia, mamo-ze szczęścia mnie uścisnęła-Sean?
-Hmmmm...-oderwał wreszcie podejrzliwe spojrzenie od kobiety i spojrzał na mnie.
-Dasz sobie radę jak cię zostawię na godzinę?
-A czy ja sobie kiedykolwiek nie daję rady-w odpowiedzi posłałam mu tylko uśmiech-A to co miało znaczyć?
-Nic, nic-odpowiedziałam-Za minutę chcę abyś była przy moim samochodzie-zwróciłam się do mojej matki.
-Jasne-szybko uporałam się z moimi rzeczami, teleportacja wiele ułatwia. Kiedy miałyśmy ruszać moja mama zaczęła mieć wątpliwości.
-Nie wiem czy to dobrze, że się ujawniłam. Nie mam żadnego planu awaryjnego-powiedziała patrząc się w pustą przestrzeń za oknem.
-Mam rozumieć, że się wycofujesz?
-Nie-odpowiedziała.
-Posłuchaj nic nam nie będzie. Plan awaryjny ci nie potrzebny w tym momencie. Ja mam ich kilka-stwierdziłam. W sumie miałam dwa. Ona tylko w odpowiedzi się uśmiechnęła, a jej zadzwonił jak tylko zdążyłam skończyć mówić to zdanie.
-Słucham?-spytała.
-Za ile będziecie, bo mamy mały problem.
-Co się dzieję?-spytała z przerażeniem. Spojrzałam na nią badawczo.
-Łowcy tu są.

środa, 3 lutego 2016

~35~

*Elizabeth*

Szara rzeczywistość powoli znowu nabierała ostrości. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wczoraj zasnęłam w nie swoim łóżku. Rozejrzałam się dookoła, nic od dnia wczorajszego się nie zmieniło. Nic, po za moim ubiorem. Nie miałam na sobie spodni, ani mojej koszuli tylko jakiś stary zniszczony, za duży t-shirt męski. Czy Timothy mnie przebrał? Boże, zadaje pytania ja typowa idiotka. Oczywiście, że to było on raczej nikt inny tutaj nie przyszedł. Ten mój debilizm się kiedyś dla mnie źle skończy. Zaczęłam szukać wzrokiem moich ubrań, ale jakoś nie mogłam ich namierzyć za to moją uwagę przykuło coś innego. Na szafce nocnej obok łóżka stało świeżo zrobione śniadanie. Niestety głód wygrał ze wszystkimi moimi zmartwieniami. Kiedy sączyłam gorącą herbatę. Drzwi od łazienki powoli się otworzyły, stanął w nich Timothy do połowy rozebrany.

-Niezła byłaś ostatniej nocy-powiedział, a ja w sumie nie wiedziałam co mam sobie o tym myśleć. Czy ja z nim coś robiłam?
-O co ci chodzi?-zapytałam, nawet nie próbowałam na niego patrzeć.
-Dałaś niezły popis swoich umiejętności-stwierdził wzruszając ramionami.
-Czy my... No wiesz-powiedziałam uciekając wzrokiem jak najdalej od jego postaci.
-Czy my uprawialiśmy seks? Dziewczyno ty się dobrze, czujesz. Serio uważasz żebym chciał?
-Aż tak okropna jestem?-odparłam z wyrzutem.
-Eli, nie o to mi chodziło.
-Chyba jasno określiłeś swoją pozycję w tej sytuacji-odparłam, mierząc go zawistnym spojrzeniem.
-No właśnie jej nie sprecyzowałem.
-No to proszę pogrąż się jeszcze bardziej-niech lepiej uważa na słowa, bo nie ręczę za siebie. Zresztą dlaczego to mnie tak wkurzyło?
-Miałem na myśli to, że nie chciałbym uprawiać seksu ze śpiącą dziewczyną. Wolałbym żeby laska była w pełni świadoma tego co robi. Nigdy nie wykorzystał bym ciebie w ten sposób-jednak udało mu się uratować.
-A o co chodziło z moimi popisami?
-W nocy krzyczałaś przez sen, płakałaś-jak mi teraz głupio. Zachowałam się jak kompletna idiotka. Naprawdę myślałam, że mój poziom głupoty osiągnął swój punkt ostateczny, jednak najwidoczniej się myliłam-Naprawdę myślałaś, że zaliczam się do tych dupków co jak zobaczą dziewczynę to myślą o seksie? Zawiodłem się na tobie, nie zasłużyłaś na to śniadanie.
-A o czym myślisz jak widzisz dziewczynę?-po co ja zadałam to pytanie, chyba większej kretynki z siebie nie dam rady zrobić.
-Hmm.. To pozostanie moją słodką tajemnicą-powiedział i uśmiechnął się przebiegle.
-Jesteś dziwny-stwierdziłam, gdyż kompletnie nie miałam pojęcia co mam mu na to odpowiedzieć.
-Tak, wiem. Nie musisz mi tej szarej prawdy o mnie przypominać, ale po za tym jestem nieziemską przystojny.
-I do tego skromny-wywróciłam oczami.
-A co mam udawać, że nie jestem przystojny?
- Nie wiem, rób co chcesz-odpowiedziałam ponownie zakopując się pod kołdrą.
-Skoro mam robić co chcę to...-nie dokończył i zaczął mnie okładać poduszką. Chce wojny to ją dostanie. Porwałam swoją poduszkę spod głowy i zaczęłam odpowiadać na jego atak.
-Poddajesz się-powiedziałam kiedy udało mi się wstać igo powalić.
-Nigdy-powiedział podcinając mi nogi. Nie mogłam przestać się śmiać przez co zaczęłam przegrywać i wyszło, że przygwoździł mnie do podłogi.
-Możesz już mnie puścić, wygrałeś-wykrztusiłam, pomiędzy ciężkimi oddechami.
-Ja tam wolę sobie poleżeć-powiedział i opadł na moje obolałe ciało całym swoim ciężarem.
-Ale z ciebie grubas-stwierdziłam, próbując go z siebie zepchnąć.
-Grubas?! Nie wybaczę ci tego-zaczął mnie łaskotać, a mi wreszcie udało się go zrzucić z siebie. 
-Prawda aż tak cię boli?-zapytałam i spojrzałam mu się prosto w oczy. Zdecydowanie mogłam tego nie robić. Zobaczyłam w nich czułość, ale było jeszcze coś, jakiś płomień... Czyżby? Nie to nie może być prawda.
-Ja nie jestem gruby, tylko dobrze zbudowany-chwila co on mówił? Coś o jego budowie.
-Rzecz gustu.
-Inaczej byś mówiła, gdybyś zobaczyła mnie nago-powiedział i cisnął we mnie poduszką, a mi nie pozostało nic jak tylko zrobić unik.

W ten sposób zakończyła się wymiana zdań z Timem, ponieważ... Ja nie umiałam rozmawiać w ten sposób z mężczyznami. Jednak nie mogę się teraz zajmować takimi błahostkami, gdzieś tam są ludzie w sumie nawet ich pokaźna grupa, która czyha tylko na życie mojej przyjaciółki, a moim najważniejszym zadaniem jest ją chronić. Czym prędzej ruszyłam do swojego pokoju aby przygotować się na kolejną dawkę treningowych wrażeń. Szybka toaleta i wyglądałam względnie jak człowiek. Trzeba coś zrobić aby po treningu nie bolało. Najlepiej natrzeć się maścią rozgrzewającą. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Jeszcze tylko obiad i kolejne starcie ja kontra Max. Dzisiaj zapłaci za wczorajszy wycisk. Targana nową dawką optymizmu i determinacji ruszyłam na posiłek. W sali przywitał mnie piękny zapach kurczaka z rożna i rosołu. Jednak moja mina zrzedła, gdy tylko zobaczyłam mojego 'trenera', który właśnie naśmiewał się ze mnie wraz ze swoimi kolegami.

-A wiecie jaka ona jest niezdarna. Nie umie nawet mi raz skopać tyłka i ona ma chronić Kate, przecież jest bezużyteczna-nie wytrzymam zaraz.
-Może i jest bezużyteczna, ale jaka gorąca-dodał jego kolega.
-Po dzisiejszym treningu i tak będzie moja-dodał nadęty bufon. W tym momencie coś we mnie pękło. Przestałam myśleć, zaczęłam działać. Złapałam go za kołnierzyk i przeciągnęłam przez całą sale. Mimo jego protestów nie był w stanie mi się wyrwać. Wyrzuciłam go za drzwi.
-Opowiesz mi jeszcze więcej szczegółów naszego wspólnego treningu-powiedziałam obmyślając co dalej zrobić tej parszywej gnidzie.
-Będziesz cała mokra jak zwykle-przegina. Jak dobrze, że wzięłam swój pas z bronią. Wyciągnęłam nóż i kiedy tylko go rzuciłam w moją stronę poleciał stronę strumień wody, który zręcznie uniknęłam. Wykorzystałam jego rozproszenie podbiegłam do niego. Zadziwiające jak łatwo mogłam go powalić.
-Posłuchaj mnie, uważnie. Usłyszę jeszcze jedno dziwne zdanie skierowane w moją stronę, a obiecuję ci, że będziesz mógł się pożegnać ze swoją mocą i tymi ludźmi-w tym momencie coś wybuchło. Nie wiedziałam co się dzieję, ale to nie był nikt z naszych. Na dziedzińcu pojawiła się pokaźna grupa Łowców. Szybko się podniosłam-Leć po pomoc.
-Nie zostawię cię-powiedział podnosząc cię.
-Idź teraz-powiedziałam odpychając go przed pierwszym atakiem-Dam sobie radę.
-Słodka i odważna Elizabeth znowu się spotykamy-powiedział Łowca, który ówcześnie mnie porwał.
-Jakoś mnie twój widok nie cieszy-odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy. W sumie nie wiem skąd wzięło się u mnie tyle odwagi i pewności siebie. W porównaniu do nich jestem praktycznie bezbronna.
-A mnie twój bardzo. Jesteś cenniejsza niż myślałem. Sama Wszechmogąca, której nie możemy od lat namierzyć, jakimś dziwnym trafem zainteresowała się twoim istnieniem. A teraz po dobroci powiesz mi gdzie ona jest-powiedział podchodząc do mnie.
-Po moim trupie-warknęłam zaciskając dłoń na broni. Jednak intuicja mnie nie zawiodła i wiedziałam, że dzisiaj powinnam wziąć pełne uzbrojenie.
-To akurat da się zrobić-powiedział podnosząc mnie za szyje. Szarpanina z nim nie ma sensu. Bez zastanowienia wyjęłam pistolet, przyłożyłam mu do klatki piersiowej.
-Nie dzisiaj-wychrypiałam i pociągnęłam za spust. Huk wypełnił cały dziedziniec. Każda para oczu najpierw spoczęła na osuwającym się na ziemie ciałem, a potem na mnie. Chyba fakt, że właśnie kogoś zabiłam do mnie jeszcze dobrze nie dotarł. Kiedy wszyscy byli zdezorientowani ja wykorzystałam moment na ucieczkę w stronę lasu. Byłam na straconej pozycji, ale trzeba wszystkiego spróbować. Przed domem rozpętało się piekło, a ja nie byłam nawet w połowie szkolenia. Chyba jednak wybrałam najgorszą z możliwych opcji nikt nie wiedział gdzie jestem, a ścigało mnie jakiś dwóch typów, którzy szybko przygwoździli mnie do ziemi.
-Teraz nam już nie uciekniesz-powiedział jeden przygniatając mnie swoim cielskiem do ziemi. Przystawił mi do gardła sztylet.
-Elizabeth!-usłyszałam krzyk Tima. Nie chciałam się odzywać, jednak Łowca poderwał mnie do góry, a ja krzyknęłam z bólu.
-Timothy, nie!-ale było już za późno został obezwładniony przez niewidzialnego przeciwnika, który błyskawicznie go związał.
-Teraz nam powiesz gdzie jest Wszechmogąca albo pożegnasz się ze swoim kochasiem.
-Eli, nie wolno ci. Mną się nie przejmuj. Musisz ją chronić za wszelką cenę-milczałam, nie mogłam w sumie nic zrobić.
-A więc taką drogę obierasz? Ostatnia szansa Eli-powiedział przystawiając mu sztylet do szyi. Zamknęłam oczy i myślałam. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam rozbawienie w oczach przeciwnika-Nie zostawiasz mi wyboru-uniósł ostrze, a ja się na nim skupiłam. Udało mi się je zablokować poleciało na drzewo. Kopnęłam w ziemie, a ta wytworzyła pod nim dół w który wpadł. Uderzyłam łokciem w splot słoneczny mojego oprawce, co mnie oswobodziło. Wzięłam w rękę pistolet i po raz drugi wystrzeliłam dzisiaj celnie. Odwróciłam się i zbliżyłam się do powstałej dziury w ziemi.-Możemy się jeszcze dogadać-powiedział Łowca.
-Nie sądzę-dodałam, a on wystrzelił w powietrze. Oczywiście mag powietrza. Skupiłam się, wiedziałam, że ziemia powie mi dokładnie gdzie on jest. Był za mną, tym razem nie dam się zaskoczyć. Korzenie drzewa zaczęły go obwijać po czym wciągnęły jego marną osobę
pod ziemię-Nic ci nie jest?
-Nie-odpowiedział przyjaciel. Rozcięłam mu więzy-Czy ty odzyskałaś moc?
-Na to wygląda-odpowiedziałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę-ja bardziej, ponieważ nie będę musiała już trenować z tym odrażającym Maxem.
-Teraz na to nie ma czasu. Musimy wracać.

Jednak przed domem sytuacja była opanowana wszyscy Łowcy zostali schwytani, a ja dostałam masę uścisków radości z powodu powrotu mojej mocy. Jednak musiałam się szybko ze wszystkimi pożegnać, ponieważ Kate mogła mnie potrzebować w każdej chwili, a będąc tutaj nie mam szans na to by ją chronić. Aby wyjechać musiałam, jednak odbyć jeszcze jedną poważną rozmowę z Timem, ponieważ Simons złożyła mu przed wyjazdem propozycję. Zapukałam lekko do drzwi jego pokoju. Nie usłyszałam żadnego potwierdzenia. Jednak cisza wydała mi się podejrzana. Powoli uchyliłam drzwi, szum wody wskazywał na to, że brał prysznic. Może to nie na miejscu, ale postanowiłam u niego poczekać, bo ta rozmowa nie mogła ulec zwłoce.

-Matko Eli, co ty tu do diabła robisz?-powiedział zażenowany chłopak stojąc prze de mną w samym ręczniku, owiniętym wokół bioder.
-Czekam na ciebie-odpowiedziałam spokojnie-jeśli czujesz się skrępowany to idź się ubierz. Poczekam jeszcze chwile-szybko zgarnął bokserki, dresy i koszulkę. Po chwili wyszedł z łazienki w miarę normalnym stroju.
-Co cię tu sprowadza?-odpowiedział.
-Pamiętasz Katherine przed wyjazdem złożyła ci propozycje. Nie dostała wtedy odpowiedzi. Może ja ją otrzymam teraz, bo jutro wyjeżdżam?
-Jasne, że dołączam do drużyny.
-To lepiej się pakuj, bo jutro po śniadaniu wyjeżdżamy-powiedziałam chciałam wyjść z pokoju. Jednak on pchnął drzwi i zamknęły się z powrotem.
-Eli?-no nie wiem co mam robić. Uciekać czy zostać?
-Tak?-odpowiedziałam, a on złapał mnie za rękę.
-Dziękuje-powiedział i złożył na moich ustach ognisty pocałunek.

Obserwatorzy