niedziela, 28 czerwca 2015

~26~

*Narrator*

Słońce właśnie wschodziło nad gęstymi lasami Harlingen. Wszystko budziło się do życia w tym całe Fewius, które było centrum teraźniejszych wydarzeń. Jedna osoba, a tyle zamieszania. Nikt nie miał pojęcia, że taka drobniutka dziewczyna jest w stanie wprowadzić tak wielkie, a wręcz ogromne zmiany w porządku świata. Teraz kiedy runy znowu mogą zacząć być użyteczne wszystko może stać się inne. Cała walka między Magami a Łowcami nabierze nowego tempa, skali. Wszystko co dotychczas było harmonią zostanie zburzone, a cała ludzkość będzie musiała nauczyć się żyć w nowych czasach w których normalny człowiek będzie żył na równi z ludźmi uzdolnionymi. Skończy się wieczny podział i ukrywanie. Jednak nim nastanie "Diamentowa era" będzie trzeba zmierzyć się z tym co nieokiełznane, czyli z mocą, której nikt nigdy nawet nie próbował opanować. Wszechmogąca będzie miała pełne ręce roboty i jeśli uważa, że Łowcy to jej największy problem, myli się. To co nadejdzie wraz z odkrywaniem nowego wymiaru znaków będzie o wiele gorsze niż można się spodziewać.

*Maurycy*

Nie to, nie możliwe. Nie mogę jej stracić najpierw śmierć Dafne, a teraz Kate nie może się obudzić. Tracę wszystkie powody dla których jeszcze jakoś się trzymam. Moja wnuczka może stracić tą cholerną moc, nieważne byleby się obudziła. To jest teraz najważniejsze, a to wszystko za sprawą jednego w sumie niepozornego przedmiotu. Moje myśli coraz bardziej przybierały na sile, a ja powoli z niej opadałem. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam, ale muszę wytrzymać jak najdłużej... Dla Katherine... W gardle poczułem ogromną gulę, oczy same stały  się mokre. Szybko wróciłem do mojego gabinetu i po raz pierwszy od długiego czasu zamknął za sobą drzwi na klucz. Ta bezradność była dobijająca i mimo, że jestem facetem rozpłakałem się. Tak ludzie mężczyzną też zdarza się wylewać łzy potokami. Kto wie może właśnie teraz tego potrzebowałem. Kate była moją jedyną rodzinom i nic więcej mi po za nią nie pozostawał. Chyba lepiej było jak nie wiedziałem o tym, że mam syna, który ma w dupie dorastającą córkę z wielkimi obowiązkami i wnuczkę, która okazała być się potężniejsza od wszystkich osób jakie miałem okazje poznać. Musi być jakiś sposób na jej obudzenie. Przejrzałem cały pamiętnik mojej ukochanej i nic. Może ta książka da mi jakieś nowe odpowiedzi. Pełen nadziej usiadłem nad materiałem, ale nie miałem pojęcia czego szukać. Przejrzenie tego zajmie mi godziny, a w sumie nie wiadomo ile mam czasu, mój umysł nie pracuje już tak dobrze jak za starych lat. Może potrzebna mi pomoc kogoś młodego? Ja jestem zbyt mocno emocjonalnie przywiązany do tej sprawy. Uczucia zawładnęły mną bez końca, ale skąd mam wiedzieć komu ufać? Przecież w Fewius jest wyciek informacji, bo inaczej skąd Łowcy wiedzieli by tak szybko o Wszechmogącej. O naszych planach odbicia różnych zakładników. Najlepiej to zajęcie dać Eli, dziewczyna jest bardzo podłamana ostatnimi wydarzeniami, a praca pozwoli jej o tym zapomnieć. Jednak nim zdążyłem się podnieść rozległo się natarczywe pukanie. Szybko podbiegłem do drzwi by je otworzyć. Stała w nich młoda pielęgniarka z domu.

-Coś się zmieniło w stanie Kate-powiedziała, a ja już popędziłem do pokoju w którym była leczona.
-Geba-(tak się nazywa doktor)-co z nią?
-Dostała gorączki i drgawek, które udało mi się opanować. Jej ciało walczy z 'czymś', ale nie wiem ile czasu jej zostało. Jeśli nie znajdziemy szybko jakiegoś rozwiązania może umrzeć.-W tym momencie świat zwolnił. Przestało do mnie docierać co ludzie do mnie mówią. Dalsza diagnoza przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Trzeba działać, pomyślałem. Wziąłem za rękę Eli i Seana po czym pociągnąłem ich za sobą do gabinetu-Słuchajcie, jesteście młodsi pracujecie od de mnie szybciej. Przejrzyjcie tą książkę wierzę, że w niej właśnie jest rozwiązanie. Ja natomiast pójdę do biblioteki poszukać czegoś jeszcze. Musi być coś co możemy zrobić-powiedziałem obiecując sam sobie, że jest jeszcze coś, co przeoczyliśmy.

*Elizabeth*

Nie wiedziałam w gruncie rzeczy czego mamy szukać. Zaczęliśmy od run uzdrawiających, znaczy Sean zaczął, bo ja przeglądałam dziennik Dafne. Tutaj było pełno informacji, ale żadna z nich nie nadawała się do wykorzystania. Do pomieszczenia wparował znienacka młody chłopczyk. Na jego twarzy widać było zdeterminowanie.

-Kate wyzdrowieje?-zapytał. Zdziwił mnie, może Simons się nim opiekowała.
-Robimy wszystko co w naszej mocy.
-Ale efektów brak-podsumował nasze starania-Może pomogę?-popatrzyłam na Seana. On tylko wzruszył ramionami.

-Dobrze, ale jak będziesz niegrzeczny to cię stąd wyprosimy.
-Okej i jestem Derek-odpowiedział i ulokował się na moich kolanach. Mijały kolejne dwie godziny i nic-Może źle do tego podchodzimy?-powiedział.
-Co masz na myśli?-spytałam dzieciaka, który chyba dostał olśnienia.
-Z tego co słyszałem, gdy ostatni Kate chciała dołożyć medalion na okładce pojawiał się znak. Może teraz też tak będzie-może i miał racje.
-Spróbujmy co nam szkodzi-powiedziałam zsadzając go z kolan, podeszłam do miejsca gdzie siedział Sean-Zbliżysz naszyjnik?-bez słowa to zrobił, jednak bez efektu.
-Może on tylko słucha się Kate-podsunął następny pomysł chłopak. Porozumiewawczo spojrzałam się na Seana i nawet nie wiem kiedy znalazłam się w pokoju w którym ona leżała. To pewnie była jakaś jego sztuczka. Założyłam jej na szyję medalion i przybliżyłam dziennik. O dziwo zadziałało na okładce pojawił się znak.
-Jesteś genialny-powiedziałam do chłopca podrywając go do góry. Po chwili pojawił się napis.

"Tylko dusza, która nie zaznała prawdziwego cierpienia jest stworzona do wyleczenia ofiary"

Ciągle tylko te przepowiednie. Czy coś nie może być jasno określone kto ma to zrobić? Co y mamy zrobić z tą nic nie wyjaśniającą informacją? Mimo to zdaliśmy raport Maurycemu. Po czym każdy z mieszkańców Fewius próbował ją obudzić. Kiedy już nie mieliśmy nadziei znowu pojawił się Derek wraz z rodzicami, którzy również spróbowali swoich sił, ale bez rezultatu. Nie miałam pojęcia co jeszcze można zrobić.

-Może ja spróbuje?-zaproponował chłopczyk.
-Wykluczone-powiedziała matka, chyba nazywała się Irma.
-Niby czemu?-powiedział krzyżując ręce na piersi.
-Bo jesteś za mały.
-Ciągle to słyszę i nie jest to dla mnie argument-powiedział na chwile zadziwiając matkę.
-Derek, nie zrobisz tego. Widzisz co stało się Kate kiedy to otworzyła. Nie zniosłabym myśli, że cię straciłam w ten sposób-chłopczyk miał racje i ja to wiedziałam.
-Wiem, że pani jest matką, ale ten chłopczyk może być jedyną nadzieją. Tak młoda dusza nie mogłam zaznać jeszcze cierpienia, prawdopodobnie to jedyna osoba, która może ją ocucić, bo już wszyscy próbowali. Kiedy Kate zginie, a pewnie to się stanie, nie będzie już szans na równowagę. Łowcy wezmą w posiadanie cały magiczny świat. Czasami trzeba wybrać większe dobro-podsumowałam.
-Ja chcę wziąć w tym udział, ponieważ czuję, że to ja zostałem do tego stworzony-dodał młodzieniec.

Matka już nie miała sił. Skinęła tylko głową, a chłopczyk wziął się za rysowanie ziemią znaku na jej ramieniu. Kiedy dołożył do niego rękę on rozbłysnął, ale tylko na krótką chwilę. Co w gruncie rzeczy nie dało efektów. Coś jest nie tak. Może to ze względu na miejsce. Może to jest to. Powinniśmy iść tam gdzie jego połączenie z żywiołem będzie najmocniejsze.

-Powinniśmy udać się do lasu. Jego połączenie z żywiołem jest zbyt małe-dodał Sean jakby czytając mi w myślach.
-Idziemy do lasu-nakazałam-Bierz Kate, a ja pobiegnę po Tima. Wiem, że jemu też zależy na Kate, a potrzebujemy jeszcze kogoś do ochrony w razie czego-Davis skinął głową, a ja pobiegłam prosto do Tima na którego wpadłam na korytarzu-Potrzebujemy twojej pomocy-o nic nie pytał tylko po prostu ze mną poszedł. W lesie znaleźliśmy polane. Nie wiem jak Sean to robił, ale przez całą drogę niósł Kate i się nie zmęczył-Patrzcie czy nikt nam nie będzie przeszkadzał, a ty mały rób swoje.

Położyliśmy Kate na samym środku polany. Wyglądała tak bezbronnie. Mały wziął się do pracy. Znak znowu zabłysnął i nas oślepił. Tak jak uprzednio w przypadku kiedy została otwarta książka. Podziałało? Nie wiadomo Kate się nie budziła. Może potrzebowała chwili, ale w tym momencie jej nie miała. Zza drzew wyłonili się Łowcy, którzy nie dawali nam żadnych taryf ulgowych. Byliśmy na przegranej pozycji.

Obserwatorzy