środa, 25 czerwca 2014

~10~

*Elizabeth*
Katherine poradziła sobie z tym wyzwaniem śpiewająco.  Zadziwiła mnie jej pewna postawa przecież ona zauroczyła się w tym chłopaku, a mimo to nie dała mu żadnych ewentualności ucieczki. Do tego nie zdradziła kim na prawdę jest i uczyniła z niego naszego szpiega. Zadziwiające jak ona dobrze sobie radzi z tymi wszystkimi przeszkodami. Nie okazuję słabości i do tego jest na tyle silna aby się zmierzyć twarzą w twarz z problemami. Czemu ja nie mogę być taka jak ona? Niestety mam jeden minus do jej metody. Za szybko wypuściła Simona i dała mu wolną rękę. Nie była świadoma tego, że może nas skrzywdzić i tym samym zdradzić, a może i była? Jednak nie chciała uwierzyć, że Simon może być skończonym dupkiem? Nie wiem, ale wszystko okaże się w najbliższym czasie.

*Simon*
Wracałem do Piknei pełen zdeterminowania. Znalazłem się pomiędzy młotem, a kowadłem. Nie chciałem narażać Kate na niebezpieczeństwo, a bałem się też zdradzić moich przyjaciół. Co będzie gdy dokonam wyboru? Znalazłem się w labiryncie problemów i nie widzę żadnego wyjścia. Co ja powiem chłopakom jak wrócę? Muszę wymyślić coś bardzo dobrego. Powiedzieć, że przeżyliśmy upojną noc? Nie, ponieważ nie dam rady udawać szczęśliwego. Może że Kate bała się zostać sama? To też powinno odzwierciedlać szczęście. Może że się pokłóciliśmy? To chyba najlepsze wyjście, ale nie mam pojęcia czego ta kłótnia mogła dotyczyć. Czemu ja jestem taki bezsilny i idiotyczny? Zapomniałem urodziłem się z tym. Przed wejściem do budynku wziąłem kilka głębokich oddechów po czym otworzyłem drzwi jak najciszej mogłem.

-Simon wreszcie jesteś!-krzyknęła Caroline na wejściu.
-Czego się drzesz?-powiedziałem nie kryjąc irytacji, że znowu mnie nachodzi. Ona jest taka beznadziejna. To chłopak powinien uganiać się za dziewczyną, a nie na odwrót.
-Gdzie ty byłeś całą noc?
-Co cię to interesuję? Jestem dorosły mogę robić co chcę!-krzyknąłem teraz na nią.
-Zdradziłeś mnie?-parsknąłem śmiechem. Co za naiwna suka!
-Ja ciebie?-powiedziałem z rozbawieniem-Nawet nie jesteśmy razem. Nie interesujesz mnie. Kiedy ty to w końcu zrozumiesz?
-Jeszcze będziesz mój-powiedziała zdeterminowana.
-Po moim trupie. Nawet jeśli byłabyś ostatnią kobietom na ziemi, nie tknął bym cię.
-Odszczekaj to!-powiedziała szykując się do ataku.
-Nie interesujesz mnie! Brzydzę się tobą!-powiedziałem, a po chwili widziałem jak się zamachuje aby przywołać powiew wiatru. Rysując obiema rękami w powietrzu kulę kierując w przeciwną stronę ruch dłoni powstała prze de mną ognista tarcza.
-Skoro nie mogę zaatakować ciebie znajdę Kate i ją skrzywdzę-przyparłem ją do muru przyduszając ją.
-Spróbuj ją tknąć to cię zabiję!
-Co tu się dzieje?-zapytali Diana i Paul.
-Nic tak sobie ustalam pewne rzeczy z Caroline-odwróciłem się do niej-Więcej nie wchodź mi w drogę!-nic nie odpowiedziała. Ja ruszyłem do swojego pokoju. Kiedy wszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Nie minęła minuta, a usłyszałem pukanie do drzwi.
-Czego?-wrzasnąłem.
-Simon to tylko ja-powiedział Paul wchodząc do mojego pokoju.
-Daj mi spokój-rozkazałem.
-Co się stało?-natknął się tylko na ciszę z mojej strony. Nie miałem zamiaru z nim gadać-Opowiadaj. Nie wyjdę stąd dopóki mi nie odpowiesz-nic nie odpowiedziałem tylko położyłem się na łóżku i chciałem usnąć-Simon do cholery!-poleciał na mnie kubeł zimnej wody.
-Ty durniu! Coś ty narobił!-wywrzeszczałem zirytowany.
-Mam rozumieć, że to przez Kate.
-Tak, a czy ktoś inny umie mnie tak wpienić?-powiedziałem rozkładając bezradnie ręce.
-Co się stało tym razem?
-Pokłóciłem się z nią, ale mi na niej cholernie zależy, a wszystko co robię w kierunku naszego związku wychodzi mi źle.
-Powiedz co zrobiłeś to może ci jakoś pomogę.
-Było długo nieprzytomna-jak ja nie lubię kłamać-Zostałem u niej w domu. Opiekowałem się nią. Kiedy się ocknęła była strasznie zdezorientowana. Po jakimś czasie doszła do siebie spróbowałem wykorzystać okazję i się do niej zbliżyć. No wiesz o co chodzi. Kate zaczęła krzyczeć, że nie jest tam jakąś zwykła dziwką do zabawy. Przeprosiłem ją, ale ona nie słuchała. Wyrzuciła mnie z domu i powiedziała żebym więcej się do niej nie zbliżał.
-No to nieźle. Naważyłeś sobie niezłego piwa.
-Ale co ja mam z tym zrobić?-zapytałem z udawaną desperacją.
-Spotkać się z nią w jakimś publicznym miejscu i szczerze porozmawiać, ale daj jej czas aby to wszystko trochę ucichło w niej. Później jeśli ci po raz drugi zaufa to niech ona wykonuje kolejne kroki.
-Dzięki stary-powiedziałem.

*Katherine*
Simon nie odzywa się już od tygodnia. Elizabeth właśnie wróciła do swojego domu i wyjeżdża wraz z rodzicami do dziadków. Znowu zostaję sama. Chociaż mam czas oczyścić pokój babci. Przyniosłam sterty pudeł z garażu. Przed sprzątaniem zdecydowałam się na długi prysznic. Chciałam się najpierw odprężyć i podejść na spokojnie do sprzątania rzeczy ukochanej osoby. Zdecydowanie ciepłe krople wody spływające po moim ciele mi w tym pomogły. Wyszłam otulona ciepłym ręcznikiem z łazienki. Wzięłam bieliznę z pokoju i wróciłam do łazienki. Szybko włożyłam moje marne odzienie, wysuszyłam włosy, które mi się lekko pofalowały. Związałam je w kitkę. Wróciłam do mojego azylu zwanego pokojem. Z szafy wybrałam dzisiaj coś bardziej sportowego, a mianowicie białą koszulkę z nadrukiem, jeansowe rurki i niebieskie trampki. Czułam się gotowa stawić czoło wyznaczonemu na dzisiaj zadaniu. Weszłam niepewnie do pokoju i zaczęłam składać kartonowe pudła. Czułam się jakbym miała usunąć Dafne z mojego życia. To mnie przygnębiało . Do czasu gdy nie znalazłam skrytki za szufladą. Była tam mała szkatułka zamykana na kluczyk. Ta kobieta coraz bardziej mnie zadziwia. Wtedy przypomniało mi się, że tuż przed swoim odejściem dała mi mały kluczyk na łańcuszku. Pobiegłam po niego czym prędzej. Kiedy wróciłam dopadłam do wcześniej odnalezionego przedmiotu. Otworzyłam go i znalazłam kolejny pęk kluczy. To wszystko robi się coraz bardziej dziwne i bezsensowne. Usłyszałam swój telefon.

-Słucham?-zapytałam byłam trochę poddenerwowana.
-Witaj córciu. Jak ci mija dzień?-zapytał mój ojciec.
-O cześć tatku. Nic ciekawego sprzątam pokój babci. Same sterty ubrań i nic więcej-idealne wyminięcie dla mojego odkrycia.
-Dajesz sobie jakoś radę?
-A czy ja kiedyś nie dawałam sobie rady? Przepraszam, ale nie mam za bardzo czasu. Muszę jechać na zakupy, a na dworze strasznie pada. Wezmę twój samochód.
-Tylko nigdzie mi nie rozbij go to zabytkowy chevrolet z 67 roku.
-Spokojnie umiem prowadzić. Nie rób ze mnie jakiejś nie dorobionej plastikowej laluni.
-I tak uważaj. Kocham cię-rozłączył się. Te dwa ostatnie słowa wydawały mi się wymuszone. Dziwne nigdy nie dzwonił do mnie bez potrzeby.

Poszłam po torbę i spakowałam do niej szkatułkę oraz portfel i klucze. Pospiesznie zeszłam do garażu, a po chwili mknęłam leśną drogą. Nie byłam pewna czy to co robię jest słuszne. Moje pojęcie o tym co dobre o co złe przestało mieć znaczenie. Liczyłam się tylko z intuicją. Kiedy znalazłam się pod supermarketem w centrum miasta. Ujrzałam Caroline, której tak nie lubił Simon. Jego samego, Georga, Paula, Jacka i jeszcze jakąś dziewczynę. Wszyscy spojrzeli się w moją stronę, a ja dumnie wysiadłam z auta i poszłam po wózek. Nie miałam zamiaru z nimi rozmawiać. Weszłam pewnie do ciepłego budynku i zaczęłam dzielnie wybierać produkty. Kiedy zobaczyłam Simona w tej samej alejce upuściłam pudełko z batonikami. Specjalnie.

-Pomogę ci-powiedział.
-Co powiedziałeś im jak wróciłeś od de mnie?
-Że się pokłóciliśmy, bo jak odzyskałaś przytomność to się chciałem do ciebie zbliżyć. A ty powiedziałaś, że nie jesteś taka łatwa.-Caroline była na horyzoncie. Przedstawienie czas zacząć.
-Dziękuje, ale to i tak nie zmienia faktu, że jestem na ciebie wściekła! Weź sobie stąd idź najlepiej, bo nie mogę na ciebie patrzeć-powiedziałam ostro.
-Katherine ile ja razy mam cię przepraszać. Przecież nic nie zaszło. Powiedziałaś nie i ja zrozumiałem.
-To nie zmienia faktu, że wykorzystałeś sytuacje aby się do mnie dobierać. Zejdź mi z oczu!-rozkazałam.
-Nie dopóki ze mną normalnie nie porozmawiasz-powiedział i zirytował mnie swoim spokojnym tonem.
-Hmmmm... Mogę cię do tego zmusić.
-Nie. Nie możesz za mała jesteś.-spojrzałam się na niego wyzywająco-Nie przyszedłem tutaj aby się kłócić. Przepraszam cię. Kate kocham cię i wiem, że zachowałem się jak...
-Debilny idiota, który nie umie pohamować swojego popędu-dokończyłam.
-Skoro tak to nazywasz-odparł z przekorą.
-Nie irytuj mnie. Mam prośbę...-dodałam szeptem.
-Jaką?
-Jeśli będę musiała wyjechać na jakiś czas to zajmiesz się końmi?-zapytałam.
-Tak, ale gdzie niby ty miałabyś wyjeżdżać?-zapytał z przestrachem.
-To już moja sprawa-odparłam tonem, który miał zakończyć jego pytania.
-Nie ufasz mi?
-Dokładnie-zrobił się jakiś smutny.

Skończyłam rozmowę i podeszłam do kasy z pełnym koszykiem. Byłam gotowa na zmiany w życiu. Przestałam się bać konsekwencji. Ktoś w końcu musi spełnić przepowiednie. 

Obserwatorzy