*Katherine*
Nie wiem co się stało, ale Elizabeth wydawała się zaniepokojona moim wyjazdem. No w sumie ma racje, nie wie gdzie jestem, z kim i nie ma pojęcia czy jestem w stu procentach bezpieczna. Jednak czy ja byłam kiedykolwiek bezpieczna w pełni. Nigdy. Teraz chyba jestem najbliżej tej setki. Mam dom, który będzie mnie bronił, ale czy to mnie zadowala. Wystawianie innych na porażkę, która prawdopodobnie nastąpi. Wcześniej czy później przegramy, ale czy dobro zdoła się podnieść? Czy magowie znajdą w sobie tyle determinacji aby stawić czoło czającemu się niebezpieczeństwu. Czy to możliwe? Nie wiem, ale jedno mogę powiedzieć na pewno. Zrobię wszystko co w mojej mocy żeby ich od tego uchronić. Jeśli nie dam rady to zmobilizuję ich do ponownej walki o wolność, bo kto nie chcę mieć dostępu do własnej woli. Tylko osoba psychicznie od innych nie buntuje się przez byciem zależnym od innych.
Teraz jednak czekało mnie inne wyzwanie. Szczera rozmowa z moim dziadkiem w której poznam całą historie Maurycego i Dafne. Jednak czy ja tego chcę? Czy mam prawo zagłębiać się w życie prywatne Dafne? Nie wiem, ale cóż to mi chyba pomoże odkryć odpowiedzi na kłębiące się we mnie pytania. Trzęsącą ręką otworzyłam drzwi od gabinetu, ale jego tam nie było. Jednak nie chciałam się teraz wycofać wiedziałam, że już zaszłam za daleko w tej historii aby teraz zwyczajnie odpuścić. Maurycy jest mi winny odpowiedzi i wyjaśnienia jak to jest, że babcia mi nigdy o nim nie opowiadała. Dlaczego ją tak cenili, ale i również czemu przyjechała do tego domu będąc blisko Heretet. Wszystko to było zawiłe, pogmatwane. Tworzyło labirynt pytań, a większość odpowiedzi okazywało się być ślepymi uliczkami. Czułam, że to wszystko z każdym dniem zaczyna mnie przerastać i pewnego dnia nie dam rady, ale nie chciałam teraz rozmyślać nad tym ponurym scenariuszem. Nie miałam na to ochoty.
Podeszłam ostrożnie do biurka mojego dziadka. Było wykonane z ciemnego drewna. Gdzie nie gdzie widniały wyżłobione magiczne znaki. Fotel również nie wyglądał jak krzesło w zwyczajnych biurach. Przypominał bardziej tron dla przyszłego księcia. Jednak z tych wszystkich ciekawych i fascynujących rzeczy mój wzrok przykuł jeden drobiazg, a mianowicie zdjęcia. Oprawione w ozdobną ramkę. Widniała na niej twarz osoby, którą tak dobrze znałam. Była uśmiechnięta, szczęśliwa i beztroska. Myśli zaczęły coraz bardziej nacierać na mój umysł, a ja nie miałam już siły. Opadłam na fotel. W gardle miałam gulę nieporozumień i goryczy, której nie mogłam przełknąć. Świat przed oczami tracił ostrość, a po polikach spłynęły pierwsze łzy. Opuszkami palców przejechałam po chłodnej szybce od fotografii nakreślając czuły ruch gładzenia po twarzy. Nigdy nie widziałam mojej babci tak szczęśliwej jak na tym zdjęciu. Odkąd pamiętam jej oczy przepełniał żal i smutek. Nigdy tego nie dostrzegałam, ale teraz widzę to wyraźnie. Podciągnęłam kolana pod brodę i patrzyłam się na fotografię płacząc. Przy mnie jej twarz była tylko namiastką szczęścia, a tu widziałam ją tak prawdziwą. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że jej tak naprawdę nigdy nie znała. Ludzie ponoć mają wiele twarzy, niestety nie przypuszczałam, że Dafne też taka jest, a jednak.... Może to nie tak, może po prostu chciała mnie przed tym wszystkich chronić do swoich ostatnich dni. Jak widać udało jej się. Jednak z nią to wszystko byłoby dla mnie łatwiejsze. Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie mogłam wydać z siebie żadnego głosu. Kłąb smutku nie pozwalał mi na to. Potem tylko ciche skrzypnięcie, a w drzwiach pojawił się Timothy.
-Maurycy, chciałem cię powiadomić...-jednak kiedy mnie zobaczył zamilkł i jeszcze raz omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie.
-Mam mu coś przekazać?-starałam się żeby mój głos zabrzmiał naturalnie, jednak mi się nie udało.
-Kate? Wszystko w porządku?-zapytał niepewnie podchodząc do biurka.
-Tak, nic mi nie jest w porządku. Zostaw mnie-powiedziałam, ale głos mi się łamał.
-Nie zostawię cię, nawet nie masz o czym marzyć-powiedział przysuwając do siebie fotel. Z taką łatwością, że aż się zdziwiłam.
-Wyjdź-rozkazałam. Boże wrodziłam się do dziadka czy jak?
-Nie-powiedział i ukucnął prze de mnę-Opowiadaj.
-Nie mam o czym. Masz mnie zostawić w tej chwili!-rozkazałam. Jednak kiedy krzyczałam do pomieszczenia wszedł Maurycy. Popatrzył się na mnie, ale nic nie odpowiedział i wskazał na drzwi. Tim bez słowa się podniósł i wyszedł. Szczerze nie wiedziałam czego mogę spodziewać po moim dziadku.
-Masz-powiedział podając mi pudełko z chusteczkami.
-Dziękuje-odpowiedziałam-Wiem, że nie powinnam płakać i to jest oznaka słabości, ale nie daję sobie już rady.
-Katherine-powiedział i pogładził ręką po moich włosach-Płacz nie jest oznaką słabości, tylko bezsilności lub chwilowego zagubienia. Wiem, że nie jesteś bezsilna. Więc powodem musi być chwilowe nie znalezienie wyjścia z sytuacji. Co się stało?
-Nie będę ci się użalać nad sobą. Nie wiem jakie zamiary masz co do mnie.
-Nie mam żadnych zamiarów-powiedział przysuwając sobie drugie krzesło. Kompletnie zapomniałam, że siedzę w jego fotelu-Jesteś dla mnie ważniejsza od wszystkich osób na ziemi. Nie miałem pojęcie, że Dafne miała syna. Nie miałem od niej żadnych wiadomości chodź próbowałem się z nią skontaktować na wszystkie możliwe sposoby. Teraz kiedy patrzę na ciebie wiem czemu tak było. Chciała cię uchronić zresztą jak zawsze ona próbowała chronić wszystkich. Jesteś bardzo do niej podobna-w tym momencie zatrzymał się i spojrzał na zdjęcie z takim uczuciem, którego ja tak pragnęłam, a miałam świadomość, że nigdy go nie poznam i nie przeżyję czegoś takiego na własnej skórze.-Kochałem ją. Nadal ją kocham i nie mogę pogodzić się z jej śmiercią-w jego słowach było słychać tylko ból i cierpienie.
-Ja też kocham ją nadal i nie dopuszczam do siebie, że nie usłyszę już nigdy "Uważaj na siebie" kiedy wychodzę z domu, ale moja dusza sobie sama to powtarza. Nie umiem tak po prostu zapomnieć o tak ważnej osobie w moim życiu.
-W tym fotelu odkąd ja zacząłem rządzić mogła zasiadać prócz mnie tylko ona. To miejsce jest traktowane przez wszystkich w Fewius jak świętość i siadają tu tylko osoby, które dostaną zezwolenie. Nie wiem dlaczego tak jest to po prostu tradycja. Jesteś drugą osobą na świecie, której na to pozwalam i nie mam jej tego za złe. Pasujesz do tego miejsca-powiedział ocierając kciukiem łzę z mojego policzka.
-Dziadku mogę się dowiedzieć jak wy się w ogóle poznaliście?-zapytałam. Miałam dość już tego pytania. Maurycy spojrzał w okno za którym szalała ulewa. Nie miałam pojęcia jak zabrzmi odpowiedź, ale z pewnością chciałam ją poznać.
-Zaczęło się to wszystko w lesie po którym biegałaś-zatrzymał się na chwile jakby szukał odpowiednich słów-Była cicha marcowa noc. Magowie dostali informacje, że do Krein przywieźli niezwykle utalentowaną panią wody, która wcale nie chcę stać się Łowcą. Mój ojciec Richard zebrał drużynę w której byłem ja. Mieliśmy ją odbić z lochów akademii. Wszystko było by zgodne z planem gdyby nie fakt, że twoja babcia uwolniła się sama. Znalazłem ją przez przypadek w lesie. Leżała na ziemi była przemoczona. Jej ciało wyglądało jakby właśnie stoczyło walkę z samą sobą. Kiedy odwróciłem ją by ujrzeć jej twarz. Wiedziałem, że to właśnie takiej osoby szuka się życiu. Miałem pewność, że to właśnie jej szukaliśmy. Więc przyniosłem ją tutaj. Leczyliśmy ją, a ja czekałem aż się obudzi. Siedziałem przy jej łóżku non stop nie bacząc na zdanie innych. Wtedy wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie. Ważna było tylko ona. Kiedy się obudziła. Starałem się jak mogłem żeby niczego jej nie zabrakło-znowu zatrzymał się, a na jego twarzy nie widziałam żadnych uczuć. Wiedziałam, że się powstrzymuję aby się nie rozkleić.
-Wiem, że mówienie o tym jest bardzo trudne, ale to mi pomoże rozwikłać te wszystkie nieporozumienia związane z nią. Zamknę chociaż jedne sprawy i będę mogła zająć się kolejnymi. Może wtedy uda mi się spełnić przepowiednie-powiedziałam i wtedy po raz pierwszy poczułam z nim jakąś nić połączenia. Nie wiem co to było, ale wydawało mi się dziwne. Nie wiem czy takie coś jest możliwe i czy w ogóle istnieje. Może mój mózg zaczyna wariować.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie odnalazłaś-wtedy usłyszałam kroki na korytarzu były dość szybkie i nerwowe.
-Za trzy, dwie, jedną-dziadek nie wiedział co ja odliczam, lecz po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wpadła rozhisteryzowana kobieta.
-Maurycy jak śmiesz! Ona dopiero co tutaj przyjechała, a ty już ją traktujesz z wyższością. Do tego siedzi w twoim fotelu! Myślałam, że zapomniałeś o tej wywłoce, a tu pojawia się rzekoma wnuczka i myślisz, że wszystko będzie dobrze. Że ona zasługuje na lepsze traktowanie niż ja. Jak możesz!-wykrzyczała, a jej oczy płonęły z gniewu.
-Przepraszam ja ty nazwałaś moją babcię!-wykrzyczałam zrywając się z miejsca. Zmierzyłam kobietę nienawistnym spojrzeniem.
-Helen uspokój się-zagrzmiał Maurycy.
-Wywłoką! Ogłuchłaś! Sama nie jesteś lepsza. Wyglądasz na dziwkę tak samo jak i ona!-o nie tego było już. Przestałam myśleć o tym, że mogę ją skrzywdzić. Po prostu cisnęłam w nią strumieniem ognia, jednak się obroniła.
-Posłuchaj mnie, suko! Możesz mnie obrażać, ale powiedz jeszcze jedno złe słowo o Dafne to cię zabiję-wokół siebie czułam cząsteczki materii, jakbym przez chwilę mogła się nią stać.
-Dafne była zdzirą i tego nie zmienisz-jeden potężny podmuch powietrza rzucił nią o ścianę, a ja w mgnieniu oka znalazłam się przy niej. Sama nie wiem jak to możliwe. Podniosłam ją z ziemi za gardło. W jej oczach widziałam strach.
-Jeszcze coś masz mi do powiedzenia-powiedziałam szyderczo i tryumfalnie.
-Nie mogę oddychać-wychrypiała.
-Kate! Przestań-powiedział dziadek, który nieusilnie próbował mnie od niej odepchnąć-Dosyć!
Wtedy do mnie dotarło, że zaraz zabiję tą kobietę. Puściłam ją, a ona osunęła się po ścianie opadając na ziemie. Spojrzałam się na nią z nienawiścią. Spojrzałam na Maurycego pop czym obróciłam się i wyszłam z pomieszczenia. Miałam dosyć wszystkich i wszystkiego. Nie miałam już siły walczyć z tym wszystkim. Wróciłam do pokoju w którym skierowałam się pod gorący prysznic. Nie chciałam teraz nikogo widzieć, miałam dosyć ludzi. Chciałam się zakopać w kłębku smutku i nic nie robić. Po prostu pozostać sama ze sobą i swoimi myślami, którymi nie chciałam się z nikim dzielić. Jednak ostre pukanie do drzwi mi w tym przeszkadzało. Musiałam wyjść spod ciepłego prysznica. Owinięta ręcznikiem poszłam otworzyć drzwi, chociaż nie miałam ani cienia ochoty na towarzystwo. Byłam zła na wszystko i wszystkich nie chciałam nikogo oglądać.
-Czego-warknęłam kiedy ujrzałam Tima.
-Widzę, że przyszedłem nie w porę.
-Dokładnie-miałam ochotę go zabić, ale nie dosłownie irytował mnie. Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i założyłam ubrania.
Jednak po odebranym telefonie wszystko się zmieniło. Moja złość przerodziła się w istną bezsilność. Jedna głupia rozmowa zmieniła moje aktualne priorytety.
Super! Kiedy wrzucisz kolejny wpis na hidden?
OdpowiedzUsuńMisia