*Simon*
Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Kate nie dawała znaku życia chociaż czuję, że akcja dobiegła końca. Miała mnie powiadomić? A ona co jak zwykle wszystko robi po swojemu. Nigdy nie myśli o innych, a jak myśli to zapomina o sobie. Czy ona nie umie tego jakoś pogodzić?
Matko boska jak ona mnie denerwuje. Sprawia, że każda komórka mojego ciała się martwi. Rzucałem piłeczką o ścianę, ale moje nerwy brały górę. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu.
Musiałem stąd wyjść. Nie zastanawiając się ani chwili poszedłem za moją myślą. Nie miałem gdzie się podziać. Wszędzie czułem się obco. Przebiegłem prawie cały las i kiedy znalazłem się pod domem Kate, zorientowałem się co robię. Coś kazało mi tu przyjść, a wspomnienia powróciły. Wszystko co czułem do Kate wzmagało się we mnie. Już nie mogłem, musiałem do niej zadzwonić. Kilka sygnałów i już byłem spokojniejszy.
-Słucham?-powiedziała tym swoim aksamitnym głosem.
-Dobry Boże, Kate nic ci nie jest?
-Nie, wracam do dziadka właśnie. Nic mi się nie stało po za kilkoma otarciami.
-A udało ci się odbić Eli?
-Jasne, że tak. Ci łowcy byli słabo wyszkoleni. Nie sprawili większych problemów. Mam nadzieję, że nie skrzywdzili jej mocno ani nie uszkodzili.
-Ja się cieszę, że tobie nic nie jest-powiedziałem szczerze. Wiedziałem, że jak jej się coś stanie to ja .... W sumie nie wiem co by wtedy ze mną się stało. Kate przez ten krótki okres czasu stała się dla mnie moim małym ośrodkiem świata i zrobiłbym wszystko żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. -Kate kiedy wrócisz musimy...-urwałem na chwile nie wiedząc czy to co zaraz powiem nie wystraszy jej-poważnie porozmawiać.
-A o czym?-zapytała z zaciekawieniem w głosie, a ja zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy od wyjazdu nie zakończyła ze mną rozmowy i nie zrzuciła mnie na dalszy plan.
-Dowiesz się jak wrócisz, mała-powiedziałem uśmiechając się do pustego powietrza.
-Ta mała jak wróci pokaże ci gdzie twoje miejsce-powiedziała śmiejąc się dźwięcznie do słuchawki. To był kojący dźwięk.
-W sypialni możesz robić ze mną co ze chcesz-zażartowałem.
-A więc cię w niej zamknę i zostawię na wieki-odpowiedziała siląc się na powagę.
-Prędzej czy później zatęskniłabyś za mną-nasza rozmowa schodzi na dziwne fale. Trzeba zmienić temat. O tym co do niej czuję dowie się dopiero kiedy wróci.
-Może. Dobra Simon ja kończę, bo właśnie wracam do posiadłości dziadka przez las. Pa. Niedługo się zobaczymy.
Zakończyła połączenie, a ja czułem się jak w niebie. Wreszcie czując spokój. Jednak nie zdawałem sobie sprawy, że to dopiero początek moich problemów.
*Caroline-łowczyni*
Ciekawe dokąd Simon znowu się wymyka. Pewnie idzie się spotkać z tą całą Kate, ale dlaczego jest taki zdenerwowany? Może planuje odejście od nas, bo ją kocha. Nie pozwolę na to. On jest mój! Tylko jeszcze o tym nie wie, a ta suka Kate pożałuje, że kiedykolwiek go poznała. Bez zastanowienia ruszyłam za nim. Nie miałam pojęcia dokąd idę. Po prostu bezszelestnie podążałam za Simonem. Kiedy przeszliśmy przez las stało się jasne, że idzie do niej. Co on w niej widział? Przecież nie jest ani łatwa, a do tego na moje oko niedoświadczona. A Simon chyba potrzebuję stanowczej partnerki, a nie jakiejś podrzędnej małolaty? Zobaczyłam, że wyjmuje telefon. Postanowiłam wykorzystać mój żywioł, czyli powietrze i podsłuchać o czym rozmawiają. Oczywiście dzwonił do tej małej szumowiny chociaż to łatwo było przewidzieć. Jednak to co usłyszałam później przeszło moje najśmielsze oczekiwana. Kate znała Elizabeth do tego ją odbiła z rąk Łowców, ona była magiem. Do tego jak jej się udało odbić Eli? Skąd miała wsparcie? Muszę się tego dowiedzieć, a dzięki temu Simon będzie mój.
*Kate*
Myślałam, że powrót nie sprawi mi żadnych trudności. Jednak to okazało się nie być takie proste. Nie znałam tych nie skończonych lasów Harlingen. Do tego wiedziałam, że za każdym drzewem może czaić się niebezpieczeństwo. Nigdzie nie mogłam czuć się bezpiecznie, a szczególnie teraz kiedy Łowcy wiedzą, że Wszechmogąca jest pod ich nosem. Kiedy znalazłam się na polanie, zdałam sobie sprawę, że wszystko tu miało swoje miejsce i schronienie oraz idealnie ze sobą współgrało. W oddali słychać było cichy szum wody. Jednak nagłą ciszę przerwał szum wiatru wyrzucający mnie kilka metrów dalej. Kiedy uderzyłam o drzewo, nie musiałam długo czekać aby spaść do lodowatej wody. Od razu zrozumiałam co tak naprawdę się stało. Szybko się podniosłam i posłałam strumień wody na przeciwnika którego nie do sięgnęła ani kropla. On jest naprawdę dobry. Kolejnym podmuch wiatru nie był dla mnie zaskoczeniem. Obroniłam się bez problemu. Seria ataków się nie kończyła, a żaden z nas nie odpuszczał. Postanowiłam przestać się bawić. Ta runda stawała się coraz agresywniejsza, a ja starałam się nie ujawnić. Spojrzałam na piasek i to dało mi pomysł. Z jednej strony został zaatakowany strumieniem wody natomiast z drugiej oślepił go piasek. Szybko do niego podbiegłam i powaliłam na ziemie. Trzymając go za podartą koszulę w ręce wytworzyłam ognisty sztylet.
-Kto cię przysłał?-wycedziłam przez zęby.
-Wszechmogąca.
-Kto cię przysłał?!-powtórzyłam coraz bardziej sfrustrowana.
-Nikt-odpowiedział spokojnie, a ja nie wyczułam kłamstwa.
-Jak to nikt?!-powiedziałam aby sprawdzić swoje przeczucie.
-Jestem magiem, tak samo jak i ty. Ukrywam się przed Łowcami, a ty wyglądałaś dokładnie jak jedna z nich. Szukam Fewius, bo dowiedziałem się o ich działalności.
-Słuchaj mnie... Wiem, że nie kłamiesz. Jeśli jednak postąpisz fałszywie, dwulicowo to dobrze wiesz, że się nie zawaham.
-Rozumiem. Nie martw się nie zawiedziesz się na mnie.
-Mam taką nadzieję-powiedziałam po czym powoli się od niego odsunęłam. Nie miałam pojęcia w którą stronę mam iść.
-Sądzę, że w tamtą stronę-powiedział i wskazał na północ.
Nie wiem czy mogę mu zaufać, ale sama nie wiedziałam w którą stronę mam zmierzać. Chyba nie pozostawało mi żadne inne wyjście. Szliśmy w kompletnej ciszy jakby wiedział, że teraz tego potrzebuje. Czyżbym rozumiała się z nim bez słów. To wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane. Moje uczucia do Simona, przepowiednia, Elizabeth i cała powinność Wszechmogącej. Do tego teraz doszedł nadopiekuńczy dziadek i ojciec Łowca oraz niekończąca się opowieść Dafne. Czy ktokolwiek by podołał tylu sprawom na raz? To jest nie do wykonania przez jedną osobę. Jeszcze muszę zorganizować drużynę. Maga ziemi i ognia już mam. Jeśli on zgodziłby się z nami zostać bym miała również powietrze. Jednak ciągle pozostaje problem maga wody? Gdzie ja go do licha znajdę. Widzę tylko ciemne strony mojego położenia. Przecież mam wspaniałą przyjaciółkę, przyjaciela chociaż może wyniknie coś więcej z tego. Odnalazłam kolejne pamiętniki Dafne. Odbiłam Eli i zyskałam bardzo ważnych sojuszników. Dam sobie radę jakoś z resztą problemów i przeciwnością losu. Nawet nie wiedziałam kiedy doszłam do Fewius.
-Posłuchaj mnie. Teraz nie mogę cię wprowadzić, bo wyglądam jak by po mnie przeszło Tornado. Pójdziesz ze mną do mojego pokoju. Ja się ogarnę i wtedy razem pójdziemy zmierzyć się z tymi podejrzliwymi magami.
-Dobrze-powiedział był niezwykle milczący. To było zastanawiające, ale chociaż nie zadawał niepotrzebnych pytań.
-W ogóle jestem Katherine-powiedziałam przed wejściem i podałam mu rękę.
-Sean-odpowiedział i uścisnął moją dłoń. Kiedy otworzyłam drzwi od bocznego wejścia, złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Na szczęście nikt nas nie widział. Wszyscy pewnie siedzieli w jadalni i czekali na mój powrót.
-Nie dotykaj niczego-powiedziałam zbierając ubrania z pokoju.
Po chwili byłam pod ciepłym strumieniem wody. Dawno nie czułam się taka.... Brudna. No, ale co zrobić? Taka praca i nic się na to nie poradzi. Wyszłam jeszcze wycierając mokre włosy. Sean spojrzał się na mnie przeciągle. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Co?-powiedziałam przystając w pół kroku.
-Nic-dopowiedział szybko i odwrócił wzrok. Był chyba lekko speszony.
-Dobra, idziemy-powiedziałam rozwieszając ręczniki.
-Ale już?
-Tak. Tylko mi nie mów, że się rozmyśliłeś?-powiedziałam patrząc na niego podejrzliwie.
-Nie-znowu pociągnęłam go za rękę prowadząc do jadalni.
-Kate!-krzyknął dziadek, ale zatrzymał się gdy tylko zobaczył Seana-Kto to?- ja puściłam jego rękę jak najszybciej i szepnęłam do niego.
-Spokojnie-zwróciłam się do pozostałych-To jest Sean. Pomógł mi tu trafić, ponieważ szukał magów-teraz dopiero zauważyłam, że nosi ze sobą ogromny biwakowy plecak.
-Dzień dobry-powiedział niepewnie. Po chwili głos zabrał Maurycy.
-Jak masz na nazwisko?
-Davis-dodał.
-Twój dziadek to Frank Davis?-zapytał.
-Tak. Mówił mi, że państwo się znają-powiedział. Maurycy wyraźnie się rozpromienił.
-Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, nadal utrzymujemy kontakt. Ostatnio coś wspominał, że jego wnuk mnie odwiedzi, ale nie sądziłem, że to stanie się tak szybko.
-Oto jestem i do usług-dodał.
-Sean, ja mam dla ciebie inną propozycje-wszyscy spojrzeli się na mnie pytająco, a ja dalej mówiłam-Wiesz lub nie, ale zbieram drużynę. Taki mały oddział, ponieważ mam już dosyć panoszenia się Łowców i brakuje mi maga powietrza. Oczywiście, jeśli się nie zgadzasz to ja rozumiem. Nasze zadanie polegało by na zrzeszaniu i wyzwalaniu magów spod władzy Łowców. Wchodzisz w to?
super! A tak wogóle, to... Uśmiecisz kogoś? xD
OdpowiedzUsuńPs. Kiedy następny rozdział?
Nie wiem czy kogoś uśmiercę, ale kiedyś na pewno będę musiała. :D
UsuńNowy rozdział będzie tylko gdy skończę ogarniać oceny w szkole i ogarnę laptopa. :D
Rozdział świetny (co rzadko bywa) i szybko pisz kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńMisia :3