*Katherine*
Praca nad odbudową Seris była praktycznie skończona. Cały budynek został unowocześniony, a wszystko dzięki złotu, które zostawiła mi prababcia. Bez jej spadku nic by się nie udało. Na szczęście miałam prawne zabezpieczenie na wypadek gdyby ktoś chciał zakwestionować moją własność. Dafne jedyne co dobre zrobiła to zostawiła mi spadek, a że wszyscy myślą, że ona nie żyję wykorzystałam ten moment aby stać się pełno prawną właścicielką. Przez ostatnie trzy tygodnie w tym domu nastały nieograniczone zmiany. Stajnia stanęła na nogi, a w domu mieliśmy nową elektrykę, kanalizację, wodociągi. Wymienione zostały okna i drzwi. Każde wnętrze odmalowane z kompletnie nową podłogą. Do tego budynek został ocieplony i cały dach wymieniony. Może i dom wydawał się mały, ale miał on około 30 pokoi. Oczywiście zajęłam najlepiej wyposażony. Chyba coś mi się od życia należy. Wszystko wyglądało jak nowe. Ciągle przyjeżdżały nowe samochody z meblami, które były ustawiane przez pracowników sklepu. Kiedy wreszcie nastał wieczór, prawie wszystkie pokoje miały wyposażenie. Wiem, że wykończenia są najgorsze, ale dam radę. Jednak nie wiedziałam kompletnie jak odnowić salę treningową i bibliotekę, która znajdowała się w podziemiach. Nie powinnam mieć z tym problemu, jednak chciałam aby wszystko było funkcjonalne i jak najlepiej przystosowane do potrzeb rezydentów. W między czasie kupiłam sobie nowy samochód, ponieważ nie chciałam mieć żadnej rzeczy po ojcu. Kiedy Sean nadzorował pracę remontowe. Ja pojechałam do mojego dawnego domu i zaczęłam pakować moje rzeczy. Jakie zgromadziłam przez osiemnaście lat mojego życia. Pudła zapełniały się szybciej niż bym się spodziewała i było tego dużo, ale no cóż książki i inne rupiecie zajmują multum miejsca. Na szczęście moje auto zmieściło wszystko na raz. Nie musiałam tu wracać.
Jednak ciężko mi się było pożegnać z tym miejscem. To tutaj odkryłam swój dar, który był równocześnie moim przekleństwem. Jednak mimo wszystko to tutaj spędzałam każde wakacje, deszczowe jesienne dni i mroźne zimy. To tutaj nauczyłam się każdej najbardziej prozaicznej czynności. Przeżyłam swoje pierwsze porażki w szkole i sukcesy. Teraz kiedy tak na to patrzę, na przestrzeni lat, widzę ile jest w stanie nauczyć się każdy człowiek przez osiemnaście lat tylko musi po prostu tego chcieć. Jednak kiedy tak rozglądałam się po każdym miejscu zobaczyłam, że stajnia jest otwarta, a przecież ja ją zamykałam. Bez większych podejrzeń poszłam to sprawdzić. Kiedy weszłam do środka czujnie się rozejrzałam po wnętrzu. Jednak nikogo tam nie było dla pewności weszłam głębiej. Jednak to był błąd, ponieważ wyjście zostało zamknięte. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Obserwowałam każdy milimetr budynku, jednak niczego nie widziałam, więc postanowiłam stąd wyjść. Niestety kiedy zmierzałam do drzwi usłyszałam huk wystrzału, a ja zostałam pchnięta na podłogę przez kobietę uderzająco podobną do mnie.
-Kim jesteś?-zapytałam chowając się za ścianką.
-Teraz mamy inny problem. Mianowicie twój ojciec dostał na ciebie zlecenie i właśnie chcę je wypełnić-nie mam pojęcie kim jest ta kobieta, ale chyba właśnie uratowała mi życie. Teraz w sumie ważniejszym problemem jest to żeby się stąd wydostać. Chciałam unieszkodliwić mojego ojca, ale nie mogłam coś w wewnątrz mi nie pozwalało go skrzywdzić, więc po prostu teleportowałam siebie i tą kobietę do auta. Włożyłam kluczyk do stacyjki i czym prędzej odjechałam.
-Dziękuje za ocalenie mnie, ale chciałabym wiedzieć kim jesteś?
-Nazywam się Suzana, a resztę informacji otrzymasz kiedy znajdziemy się w bezpiecznym miejscu-nie zadawałam więcej pytań. Tylko pojechałam do odnowionego budynku. Kiedy się zatrzymałam, kobieta dodała-Jak mnie dawno tutaj nie było. Tyle się pozmieniało. Wiele dobrego wniosłaś dla Seris, Katherine-ale ja się nie przedstawiałam.
-Skąd wiesz jak mam na imię?-powiedziałam, przystając w pół kroku i bacznie się jej przyglądając.
-Wejdźmy do środka, a wszystko ci wyjaśnię-to wszystko robiło się coraz bardziej podejrzane. Na szczęście ekipa, która wypełniała wnętrze różnymi meblami już pojechała, więc mogłam spokojnie wysłuchaj co ma mi do powiedzenia nowa przybyszka.
-No, więc słucham?-usiadłam przy stole na jednym z krzeseł w jadalni i wskazałam na miejsce na przeciwko siebie.
-O, Katherine ekipa jutro przywiezie resztę mebli dzisiaj już nie dali rady-mówił Sean wychodząc z kuchni-Zamówiłem dla nas jedzenie. O przepraszam nie wiedziałam, że masz gościa-dodał widząc kobietę.
-Nic się nie stało, możesz zostać jeśli masz taką ochotę-spojrzałam na niego z prośbą w oczach.
-Jasne-powiedział dosiadając się do stołu-Sean.
-Suzanna, więc Kate wiem, że będzie ci w to bardzo trudno uwierzyć, ale jestem twoją matką-Chwila, CO?!
-Moja matka zmarła przy porodzie-spojrzałam na nią, ale nie wiedziałam co już o tym wszystkim sądzić. Dafne już udawała swoją śmierć, może ona też?
-Pamiętam to jakby to było dzisiaj. 18 maj na dworze było ciepło, ja jak gdyby nigdy nic poruszałam się po domu. Termin porodu miałam wyznaczony na 31, więc nie zwracałam uwagi na skurczę, które dokuczały mi od początku miesiąca. Do czasu kiedy odeszły mi wody płodowe. Wtedy wiedziałam, że już czas. Twój ojciec tylko na to czekał. Wiedział, że urodzisz się jako mag, ponieważ moi rodzice też są utalentowani. Jednak w tym momencie nie było dane mi o tym myśleć, ponieważ był na misji-wypowiadając ostatnie słowo zrobiła w powietrzu cudzysłów-Bynajmniej wszyscy tak myśleli. Jednak on nigdy nie był żołnierzem. Swego czasu, gdy Dafne należała do Łowców-miałam oczy jak pięć złoty. Dafne była swojego czasu Łowczynią?! Może i to pokręcona kobieta, ale nie sądziłam, że aż tak-Twój ojciec był jeszcze młody, a ona musiała ich rozpracować. Takie otrzymała zadanie od ojca Maurycego. Któregoś dnia twój ojciec poszedł za nią, bo już miał dosyć zostawania z ojcem. To co zobaczył w Krein kompletnie go zaślepiło i postanowił się do nich przyłączyć-wzięła głęboki oddech, jakby mówienie o tym sprawiało jej jakiś ból-Wracając do tematu byłaś silnym noworodkiem i cieszyłam się z tego. Jednak kiedy twój ojciec zjawił się w szpitalu, nie mogłam pozwolić na to żebyś trafiła w jego ręce. Poprosiłam Dafne o to aby sfingowała moją śmierć, a ja zabrałam jakiegoś przypadkowego noworodka.Twój ojciec ruszył za mną w pogoń. Na szczęście ona również była magiem wody. Dafne wychowywała cię, chroniąc cię przed nim. Powiedziała, że ja ciebie zabrałam, a jej dostarczono w ręce innego noworodka. Moja śmierć została ogłoszona po to żebyś mnie nie szukała-teraz jestem w szoku.
-Mam dwa pytania?-wydusiłam wreszcie, spojrzałam na Seana, który był równie zszokowany jak i ja.
-Słucham?
-Pozwalałaś mi przebywać z nim, non stop? Wiedząc, że z jego strony zagraża mi niebezpieczeństwo? I co się stało z tamtą dziewczyną?-powiedziałam.
-Dafne była przy tobie, a gdy jej nie było obserwowałam ciebie z daleka. Ciągle dbałam o twoje bezpieczeństwo nawet, gdy fizycznie nie było mnie przy tobie. Jednak twój ojciec cały czas próbował dostać Ginę, jednak mu się nie udało. Teraz czuwa nad nią William.
-Rozumiem, a nie pomyślałaś o tym aby Ginę zwrócić jej biologicznym rodzicom?-powiedziałam.
-William jest jej rodzicem, to jej matka umarła przy porodzie. Oni mają pełną świadomość kogo chronią i godzą się na to w 100%. W ogóle Gina marzy o tym by cię poznać-powiedziała.
-Czy William również jest wyszkolony tak jak ty?-zaczęłam przesłuchanie.
-Tak-odpowiedziała z zapytaniem w oczach.
-A Gina jest dobrym magiem?-spytałam.
-Wyśmienitym. Nawet nie wiesz ile potrafi-wyraźnie się ożywiła-Tylko nie mamy odpowiedniego lokum aby młoda mogła ćwiczyć. A czemu pytasz?
-Posłuchaj. Skoro tyle lat mnie chronicie, może chcielibyście do mnie dołączyć? Tylko potwierdzę twoje informacje.
-Z wielką chęcią. Rób co musisz-dodała. Wyjęłam telefon i zrobiłam jej zdjęcie. Szybko wysłałam Dziadkowi skoro wiedziała jak ma na imię to na pewno ją znał. Wybrałam do niego numer.
-Cześć Dziadku. Otrzymałeś przed chwilą od de mnie zdjęcie.
-Cześć, mała. Tak tylko nie wiem dlaczego wysyłasz mi zdjęcie własnej matki-powiedział.
-Bo właśnie się dowiedziałam, że żyję i mam pierwsze z nią spotkanie-odpowiedziałam.
-Oooo... Ujawniła się wreszcie-wszyscy wiedzieli tylko nie ja-Co u niej?
-Dołącza się do mojej grupy-powiedział.
-To świetnie. Za dawnych czasów trenowała magów i zwykłych ludzi. Przyda ci się wraz z Williamem. Jest świetnym kucharzem.
-Czy ty jesteś Wszechwiedzący?-zapytałam zszokowana informacjami.
-Nie, po prostu ich znam.
-Dobrze, dziękuje za informacje. Odezwę się do ciebie.-rozłączyłam się-Posłuchaj wypakuje samochód. Dzwoń do Williama i Giny, bo jedziemy po nich.
-Ale mamy się tutaj wprowadzić?-spytała zaskoczona.
-Tak, przecież nie będziecie mieszkać w motelach, a ja potrzebuję ludzi do pomocy. Wiem, że jesteś trenerem, a William kucharzem to dwie niezbędne rzeczy do odpowiedniego przygotowania się na Łowców.
-Dziękuje. Może wreszcie będziemy mieli bardziej stałe lokum, a Gina będzie mogła się rozwijać.
-Jeszcze mam jedno niedyskretne pytanie-dodałam-Czy ty i William jesteście razem?
-Tak, a o co chodzi?-dodała z małym zaskoczeniem.
-O nic szczególnego. Po prostu zastanawiałam się czy chcecie wspólny pokój.
-Ale ci to nie przeszkadza, że nie jestem z twoim ojcem.
-Nie chcę twojego szczęścia, mamo-ze szczęścia mnie uścisnęła-Sean?
-Hmmmm...-oderwał wreszcie podejrzliwe spojrzenie od kobiety i spojrzał na mnie.
-Dasz sobie radę jak cię zostawię na godzinę?
-A czy ja sobie kiedykolwiek nie daję rady-w odpowiedzi posłałam mu tylko uśmiech-A to co miało znaczyć?
-Nic, nic-odpowiedziałam-Za minutę chcę abyś była przy moim samochodzie-zwróciłam się do mojej matki.
-Jasne-szybko uporałam się z moimi rzeczami, teleportacja wiele ułatwia. Kiedy miałyśmy ruszać moja mama zaczęła mieć wątpliwości.
-Nie wiem czy to dobrze, że się ujawniłam. Nie mam żadnego planu awaryjnego-powiedziała patrząc się w pustą przestrzeń za oknem.
-Mam rozumieć, że się wycofujesz?
-Nie-odpowiedziała.
-Posłuchaj nic nam nie będzie. Plan awaryjny ci nie potrzebny w tym momencie. Ja mam ich kilka-stwierdziłam. W sumie miałam dwa. Ona tylko w odpowiedzi się uśmiechnęła, a jej zadzwonił jak tylko zdążyłam skończyć mówić to zdanie.
-Słucham?-spytała.
-Za ile będziecie, bo mamy mały problem.
-Co się dzieję?-spytała z przerażeniem. Spojrzałam na nią badawczo.
-Łowcy tu są.
Czy w rodzinie Katherine wszyscy powstają z "grobów"? Serio widzę źe te same plany awaryjne mają
OdpowiedzUsuńMisia :3